Strony

środa, 10 września 2014

Zabawa znacznie ciekawsza czyli więcej Kańtoch w Kańtoch - "Zabawki diabła" Anna Kańtoch

Na pierwszy tom opowiadań o Domenicu Jordanie narzekałam, bo mnie rozczarował – spodziewałam się czegoś lepszego niż tylko dobry zbiór. Jednak, zwłaszcza w ostatnich opowiadaniach, było już widać poprawę. Ta wzrostowa tendencja utrzymuje się i przyznam, że gdyby „Diabeł na wieży” miał poziom „Zabawek diabła”, to nie narzekałabym. Choć oczywiście zawsze mogłoby być lepiej.

W „Zabawkach diabła” kolejne opowiadania nie są już tak od siebie oderwane, jak w poprzednim tomie. Nie tylko sam Domenic, ale i inne postacie wracają w kolejnych historiach, już to odgrywając małe epizody, już to będąc kluczowymi dla fabuły. Niektóre motywy zapoczątkowane w drugim opowiadaniu, czyli „Nocnym Strażniku”, powracają aż do końca tomu (w drugim, bo pierwsze - „Mandracourt” - jest retrospektywne. Motywy w nim zawarte powracają o tyle, że miały ogromny wpływ na charakter i życie Jordana. Ale o tym może później). Inne przenikają się tylko w pojedynczych historiach, tworząc wątki poboczne. Całość ma klimat bardziej mroczny i ponury niż poprzedni zbiór – wzmiankę o serialu „Z archiwum X” na okładce można potraktować wiążąco, przynajmniej jeśli chodzi o klimat.

Poprzednio narzekałam też na samego Domenica, który jawił mi się bohaterem zanadto niedostępnym. Należę do czytelników, którzy lubią babrać się w psychicznych bebechach, dlatego ograniczone informacje, którymi mnie autorka uraczyła dość mocno uwierały. Tutaj nie mam już tego problemu. W „Mandracourt” mamy okazję poznać mroczny sekret z przeszłości Domenica, który nie tyle sprawił, że wtedy jeszcze chłopiec stał się mężczyzną, którego mieliśmy okazje obserwować, ile odsłonił nam jego podstawowe cechy i motywacje, przejawiane od zawsze. To, co poprzednio autorka dawała do zrozumienia epitetami, teraz nabrało głębi i zyskało podłoże, pozwalając nam wejrzeć głębiej. Nie jest to może obraz szczególnie oryginalny, zwłaszcza w świetle panującej ostatnio mody na popkulturalnych bohaterów aspergeropodobnych (Zwierz popkulturalny miała o tym bardzo fajną notkę), ale spójny i przekonujący.

Ciekawą postacią jest też brat Domenica - dziedzic Mandracourt. Autorka przewidziała dla ich relacji ciekawy obrót (choć w momencie, kiedy rozgrywa się lwia część akcji, główny tor braterskich uczuć jest już ustalony i tylko eskaluje), szkoda tylko, ze postanowiła poprowadzić fabułę w taki sposób, że rozwój tych relacji z konieczności śledzimy fragmentarycznie. Żeby jeszcze bardziej skomplikować sytuację, w ten układ wmieszana jest Alais – kuzynka i żona starszego Jordana, która wychowywała się razem z braćmi. Nie jest to trójkąt miłosny (tak naprawdę, mimo różnych silnych uczuć żywionych do Alais, żaden z braci jej nie kocha; mam szczere wątpliwości, czy Domenic w ogóle jest zdolny do uczuć głębszych niż fascynacja), raczej relacja oparta na trójstronnej mieszance fascynacji, cierpienia, nienawiści i urazy, z pewną dozą nieuświadomionego masochizmu. Myślę, że gdyby autorka zdecydowała się teraz przekuć swoje opowiadania na powieść, mógłby jej wyjść jeden z najlepszych dramatów psychologicznych w polskiej fantastyce.

Nie wyszedł w opowiadaniach, bo sama ich forma nie bardzo temu sprzyja. Autorka ciągle trzyma się akcji rodem z serialowych procedurali (tak sobie myślę że gdyby te opowiadania przerobić na serial z porządnym scenariuszem, to mogłoby wyjść coś naprawdę świetnego), co ma swoje dobre strony, ale zdecydowanie nie sprzyja pogłębianiu relacji między postaciami. Wspomnianą dobrą stroną jest fakt, że Kańtoch ma naprawdę świetne pomyły na kolejne zagadki podsuwane Domenicowi, które szkoda zmarnować, a które trudno (lub w ogóle) byłoby ująć w formie bardziej spójnej fabularnie. Moim faworytem jest „Cień w słońcu”, będący najbardziej niepokojącym tekstem w zbiorze (naprawdę, radzę nie czytać wieczorem przy jednej lampce). Tytułowe „Zabawki diabła” niewiele mu ustępują, a dodatkowo zawierają największy chyba ładunek informacji o pogmatwanych relacjach bohaterów. „Ciernie” uważam za nieco słabsze – fabule co prawda nie można wiele zarzucić, ale brakuje im klimatu, tak jak i „Nocnemu Strażnikowi” czy „Karnawałowi we krwi”. Ten ostatni rekompensuje braki kilkoma dobrymi scenami i fajnym pomysłem na znane fantastyczne stworzenia.

Tak więc mimo tego, że cykl o Domenicu Jordanie raczej nie dorasta do swoich następców, polecam. Zwłaszcza, ze jeśli ktoś się uprze, właściwie nie ma przeszkód, aby sięgnąć tylko po drugi, lepszy tom. A Kańtoch zawsze dobra.


Tytuł: Zabawki diabła
Autor: Anna Kańtoch
Cykl: Domenic Jordan
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Rok: 2009
Stron: 472

2 komentarze:

  1. nie czytałam jeszcze nic tej autorki, ale chyba pora to nadrobić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że pora. Po tych wszystkich Zajdlach trzeba.;)

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.