Strony

poniedziałek, 20 października 2014

Wyssij mój saksofon czyli zdecydowanie preludium - "Księżyc nad Soho" Ben Aaronovitch

Okazuje się, że mam słabość do czarodziejskich detektywów w wielkim mieście, a oni to bezczelnie wykorzystują – Grant z Dresdenem regularnie mijają się w drzwiach, a pod progiem czai się Swift (choć nie znam go jeszcze, może tylko udaje detektywa). Niedawno byłam na wycieczce w Chicago (choć Harry nie jest najlepszym przewodnikiem. Na szczęście i tak nie można się przy nim nudzić), czas więc znowu odwiedzić Londyn. Jeśli chodzi o oprowadzanie po mieście, to Peter Grant jest zdecydowanie lepszym towarzyszem.

Po wydarzeniach z „Rzek Londynu” Peter wciąż rozwija swoje umiejętności magiczne - potrafi już nie wysadzić w powietrze biurka, przy którym trenuje. Niestety, Lesley z wiosennych wydarzeń nie wyszła bez szwanku i ciągle zmaga się z ich konsekwencjami. Tymczasem umiera jazzman. Facet w średnim wieku, praca dość stresująca, to i nic dziwnego, że na zawał kojfnął zaraz po stresującym jak każdy koncercie. Nikt by na niego nie zwrócił uwagi, gdyby nie unosząca się nad denatem woń magii. Prędko okazuje się, że jazzamn nie był jedynym pachnącym magią muzycznym trupem. Na dodatek znowu zaczyna grasować pewna penisożerna piękność. W ogóle coś dziwnego dzieje się w mieście i tym razem miejscowe bóstwa nie mają z tym nic wspólnego.

Mam problem z tą książką, a właściwie nawet nie z nią samą tylko z pisaniem o niej notki. Bo widzicie, „Księżyc nad Soho” jest tak naprawdę bardzo podobny do „Rzek Londynu”, może ciut lepiej skonstruowany. Opiera się na podobnym schemacie i pomyśle (czyli wciągnięciu wątku (pop)kulturowego w zagadkę kryminalno-magiczną), bohaterowie trochę się rozwijają, a i język ciut lepszy, ale to w sumie wszystko. Niemniej, jest parę detali, na których chcę się skupić i trochę pomarudzić.

Na początek pomarudzę nad Grantem. On sam ciągle jest fajny, właściwie jako postać został tam, gdzie był. Autor postanowił jednak podkreślić te jego cechy, które w poprzednim tomie nie miały okazji dobrze się zaprezentować. I tak Peter nie porzucił swoich eksperymentów z magią (które przypominają ogólnie szkolne eksperymenty chemiczne, minus szkodliwe substancje), co może w końcu zaowocuje oświeceniem czytelnika w kwestii, jak ta magia właściwie działa. Z gorszych wiadomości, zubożały nam relacje młodego posterunkowego z otoczeniem. Lesley została z konieczności zepchnięta w cień – po wydarzeniach z poprzedniego tomu nie może pełnić czynnej służby i przechodzi długotrwałą rekonwalescencję, więc trzyma się obrzeży fabuły. Ta sytuacja byłaby świetną okazją do pokazania bardziej skomplikowanej niż „czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie” więzi (nie zrozumcie mnie źle, tego typu układ też można ciekawie przedstawić. Ale ogólnie, razem z „ich dwóch, ona jedna” to chyba najbardziej wyświechtany schemat), jednak autor nie do końca ją wykorzystał. Pokazał co prawda, że jest ciężko, ale większość zbył milczeniem. Szkoda. Tak samo jak szkoda, że nikt u boku Granta nie zastąpił Lesley (co prawda są dwie pretendentki, ale rola jednej sprowadza się właściwie do płomiennego romansowania, a druga jest tak starą policyjną wyjadaczką, że wciągnęłaby posterunkowego nosem, toteż asymetria we wzajemnych relacjach całkowicie je przytłacza. Choć kandydatka numer dwa ma potencjał).

Lesley zresztą nie daje czytelnikowi o sobie zapomnieć, choć autor pokazuje ją tak oszczędnie. Trauma jej nie złamała, choć znacząco nadwątliła pewność siebie. Ale to twarda dziewczyna i pretenduje do miana jednej z moich ulubionych postaci kobiecych, o ile oczywiście autor będzie dalej podążał tą drogą. Nawet ten straszliwie odczapisty wątek, jaki Aaronovitch zaserwował nam na ostatniej stronie ma możliwość przekształcenia się w coś fajnego. Wiem, że autora na to stać.

A skoro już przy wątkach jesteśmy, to poza standardową zagadką odcinka zaczyna się wykluwać coś większego. Oczywiście to dopiero preludium, ale mam wrażenie, że wydarzenia i postacie wprowadzone w „Księżycu…” będą się powtarzać jak uporczywy refren w kolejnych tomach. Na myśl o czym już się cieszę, gdyż są bardzo barwne i zdecydowanie ciekawsze od standardowych zagadek. A poza tym, dzięki nim poznajemy jakieś okruchy z przeszłości Nightingale’a i brytyjskich czarodziejów. W poprzednim tomie autor sugerował, że policyjny mag jest wszystkim, co pozostało z brytyjskiej magii, teraz jednak jakby zauważył, ze zamyka sobie bardzo kuszące drzwi i postanowił zmienić front.

Właściwie, to bardzo przyjemna książka – autor zadbał nawet o podkład muzyczny, bo każdy rozdział nosi tytuł jednego z jazzowych standardów. Niemniej, jestem trochę rozczarowana. Czytałam opinie, że „Księżyc…” jest znacznie lepszy od „Rzek…”. Lepszy jest, czy znacznie, nie powiedziałabym. Raczej troszkę. Ale Granta polubiłam już wcześniej i jeśli tylko będzie chciał mnie jeszcze raz oprowadzić po Londynie, to chętnie na tę wycieczkę pójdę. To towarzysz, z którym nie można się nudzić. 

Tytuł: Księżyc nad Soho
Autor: Ben Aaronovitch
Tytuł oryginalny: Moon Over Soho
Tłumacz: Małgorzata Strzelec
Cykl: Peter Grant
Wydawnictwo: Mag
Rok: 2014
Stron: 384

17 komentarzy:

  1. Mam problem z tym tomem. Podoba mi się, oczywiście :-) Tytuły rozdziałów, korzystając z wersji oryginalnej, rozgryzałem, nawet niezła zabawa, popełniłem wpis o nich, nie wszystkie to standardy jazzowe i muzyka popularna lat minionych ;-)
    Ale wpis o samej książce mi uciekł, tak jakoś nie chce się wykluć. Bo... właśnie, podkradnę Ci słowo, okazało się, że ten tom to dopiero preludium. Fajnie, szykuje się jakaś grubsza rozróba, pewne wydarzenia z przeszłości czekają na wyjaśnienie, przynajmniej Peter na nie czeka, ale... Oby nie odbiło się to na jakości cyklu na zasadzie, jak będziecie grzecznie czytać dalej to się znowu trochę dowiecie :-(
    Wątek Lesley, no nie, co to, jakiś cholerny królik z kapelusza? Oby nie ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O widzisz, Twojego wpisu nie czytałam, bo myślałam, że to recenzja, a akurat byłam w fazie pisania własnej i nie chciałam się sugerować (to była w tym wypadku wyjątkowo długa faza;)). Lecę nadrabiać.:)
      Wychodzi na to, że odczucia mamy całkiem podobne - ten wyraźnie widoczny w tomie początek czegoś większego sprawia, ze niewiele można o nim napisać (zwłaszcza, że preludyjność zdecydowanie przyćmiewa zagadkę odcinka). Obyśmy się jednak doczekali choć części wyjaśnienia w rozsądnym czasie.
      Z wątkiem Lesley mam ten problem, że z tego może się wykluć coś naprawdę fenomenalnego. Ale może też się okazać kompletną kaszaną i tego się boję (zwłaszcza, że jak dotąd dziewczyna była od Granta lepsza w absolutnie każdej dziedzinie, a do roli Hermiony kompletnie mi nie pasuje). Pożyjemy, zobaczymy.

      Usuń
    2. Prawdę mówiąc, to wątek Lesley mógłby być ciekawy, ale... Cóż, Peter ma bardzo specyficzny gust. Jak nie jakaś panna z boskim pochodzeniem, to wampirzyca - niedoszła kochanka ojca. Wykończy się chłopak ;-)
      Chociaż, no właściwie to szanse Lesley rosną... chyba?

      Usuń
    3. Mnie się w ogóle nie widzi wątek romantyczny między nimi, no chyba że to jakaś bardzo trudna miłość, z ciągłymi wzlotami i upadkami. Lesley nie pozwoli sobie na związek z nikim, jeśli zajdzie cień podejrzenia że to z lituści czy wyrzutów sumienia. Czyli właściwie dopóki się nie wyleczy. A i szkoda by było relacji z takim potencjałem na zwykły romans.;)

      Usuń
  2. Zgadzam się. Mi też się podobało, ale trudno mi to oceniać, bo to dopiero preludium. Przez chwilę myślałem, że może Aaronovitch zrobił sobie przerwę w pisaniu, zeby ewentualnie nie pisać ciągu dalszego z resztą pomysłów, jak się czytelnikom nie spodoba, ale mała przerwa między datami wydania ksiązek wskazuje na coś innego. Widocznie taki miał plan.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ogóle od tego momentu zaczyna być widać jakiś większy plan. W "Rzekach..." tego nie było.

      Usuń
  3. Ech, a mnie Aaronovitch nie złapał, mimo niewątpliwej jakości, co stwierdzam z żalem. Chlip. :( Po drugiej części dałam sobie spokój.

    może w końcu zaowocuje oświeceniem czytelnika w kwestii, jak ta magia właściwie działa
    O, więc nie tylko mnie tego brakuje... No, usprawiedliwiam go tym, że to konsekwencja przyjęcia punktu widzenia początkującego, który sam nie bardzo wie czego doświadcza, ale dla czytelnika - tego konkretnego, mnie - to w praktyce żadna pociecha... Grantowe eksperymenty jeszcze podobały mi się najbardziej ze wszystkiego, między innymi dlatego, że przynajmniej przez chwilę jakiś kawałeczek się wyjaśnia.

    rola jednej sprowadza się właściwie do płomiennego romansowania
    Czy tylko ja miałam chęć udusić Simone? Teoretycznie pod koniec mam jej strasznie współczuć, ale mi nijak nie wyszło, zważywszy, że przy każdym jej pojawieniu warczałam "Znowu ta, a traćże się i odczep od niego". Nudniejszego romansu dawno nie czytałam... Seks i ciasteczka. I seks. Argh.

    Lesley zresztą nie daje czytelnikowi o sobie zapomnieć, choć autor pokazuje ją tak oszczędnie.
    Całe szczęście, bo jeśli miałabym iść dalej, to tylko z chęci sprawdzenia co z nią będzie. Zakończenie ostatniej sceny! A mnie się właśnie spodobało! :)

    Swift (choć nie znam go jeszcze, może tylko udaje detektywa)
    Najgorzej z wymienionej trójki, ale nie za to go lubię. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, trudno, czasem po prostu nie ma chemii. Zdarza się.

      "O, więc nie tylko mnie tego brakuje... "
      No trochę brakuje, zwłaszcza, że nie zasłaniają tego różnorodnością i fajerwerkami, jak choćby w Harrym Potterze (gdzie tez nie było wiadomo, czym ta magia właściwie jest, ale jakoś mi to nie przeszkadzało). I w sumie z jednej strony konwencja adepta, ale z drugiej, Nightingale'a też chyba to nigdy nie interesowało. Mam wrażenie, że nauczanie i praktykowanie magii u Aaronovitcha odbywa się na zasadzie "nie wiem, jak to działa, ale dopóki działa jest ok".

      "Czy tylko ja miałam chęć udusić Simone?"
      Ja w sumie nie, to była dla mnie postać tak jednowymiarowa, że aż niebudząca żadnych emocji. Z takim zakończeniem wątek miał potencjał, ale autor nie do końca go wykorzystał, niestety.

      "Zakończenie ostatniej sceny! A mnie się właśnie spodobało! :)"
      SPOILER ALERT!
      A ja mam mieszane uczucia. No bo z jednej strony, potencjał jest. A z drugiej... Lesley jest od Granta lepsza absolutnie we wszystkim. W magii też, skoro po jednym pokazie opanowała zaklęcie tak szybko. Jeśli dołączy do magicznego oddziału, to Grant nie będzie już miał co robić w fabule, a smiem twierdzić, że jest dużo barwniejszym przewodnikiem po Londynie, niż Lesley mogłaby być. No i boję się, że cała opowieść nam się rozejdzie w szwach...
      KONIEC SPOILERU

      "Swift (choć nie znam go jeszcze, może tylko udaje detektywa)
      Najgorzej z wymienionej trójki, ale nie za to go lubię. ^^"
      Strasznie mi się podoba ten akapit :D

      Usuń
    2. Mam wrażenie, że nauczanie i praktykowanie magii u Aaronovitcha odbywa się na zasadzie "nie wiem, jak to działa, ale dopóki działa jest ok".
      W sumie racja. Co jest trochę zaskakujące, bo skoro jest szkoła - i to wypasiona, staroświecka, instytucjonalna, z własnym budynkiem i w ogóle - to spodziewałabym się jakiegoś systematycznego podejścia. Szczególnie, że cały czas tyle gadania o Newtonie. Mam wrażenie, jakby zamiast kontynuacji co Newton zaczął, skupiali się na komentarzach do Ojca Założyciela. Magiczny Talmud do Newtonowskiej Tory... Heh, Grant ma szansę zostać Einsteinem magii, przy tak szalonej konkurencji w dziedzinie. Zresztą jak mówię, te kawałki były dla mnie naprawdę interesujące. Zwykle detektyw jest wykształcenia, hm, oszczędnego, bo dzieciństwo ciężkie itepe, a do móżdżenia nad sprawami naukowymi ma zaprzyjaźnionego mózgowca na drugim planie. A tutaj wreszcie główny bohater sam ma coś więcej niż oklepaną "uczoność ulicy" i co więcej, ma ten specyficzny naukowy mindset, mentalność skłonną do zainteresowania tym "jak to działa", a nie tylko "kto zabił". Dresden też nieraz wspomina o swoim zainteresowaniu magią jako taką, ale tam to jednak inaczej wygląda - Dresden nie jest początkujący i nie jest w sytuacji Granta, czyli kogoś z naukowymi narzędziami i umysłowością, natykającego się na rzeczy całkowicie niezrozumiałe i starającego się ten stan rzeczy zmienić. Wolałabym więcej tego, zamiast scen pościelowych z irytującą Simone. :P

      Lesley jest od Granta lepsza absolutnie we wszystkim. W magii też, skoro po jednym pokazie opanowała zaklęcie tak szybko.
      No, nie całkiem. Kazała mu powtarzać wielokrotnie, a potem minęło parę tygodni(?), więc w sumie wyszło podobnie jak u Granta z Nightingalem. A nie odniosłam wrażenia, żeby Grant miał jakiś specjalnie specjalny talent, zwrócił uwagę Nigtingale'a chyba raczej zainteresowaniem, jakie okazał duchowi i sprawie magicznego zabójstwa. Takie "Znalazł się chętny, więc łapać póki nie uciekł, a nauczyć to już się nauczy każdego". Co do jej lepszości natomiast, owszem, jak autor przedobrzy, to już Grantowi nic nie zostanie. Inna sprawa, że irytowała mnie niekonsekwencja w tym punkcie - najpierw się dowiaduję, że Grant łatwo wpada w roztargnienie i jest gliną raczej analitycznym i myślącym niż przytomnym i reagującym, a potem jak co do czego, prezentuje raczej ponadprzeciętną przytomność i refleks w podbramkowych sytuacjach typu walka albo negocjacje z zabójcą.

      Strasznie mi się podoba ten akapit :D
      Wiesz, że ja z napięciem czekam na recenzję. ;D

      Usuń
    3. Ja mam wrażenie, że oni po prostu doszli do wniosku, ze Newton odkrył co trzeba, a teraz jazda się brać za szukanie praktycznych zastosowań.;) W tym świetle elitarna szkoła magów wychodzi nie na jakowąś uczelnię, ale na zwykłą zawodówkę.

      "No, nie całkiem. Kazała mu powtarzać wielokrotnie, a potem minęło parę tygodni(?), więc w sumie wyszło podobnie jak u Granta z Nightingalem."
      Tu się nie zgodzę. Grantowi co prawda zajęło to mniej więcej tyle samo czasu, co Lesley, ale było wspomniane, ze Nightingale co najmniej kilkukrotnie ponawiał pokazy, żeby odświeżyć pamięć uczniowi. No i zaklęcia Lesley w przeciwieństwie do Granta albo wcale nie wybuchały, albo bardzo rzadko, inaczej jej bliscy coś by spostrzegli (no, możemy jeszcze założyć, że ćwiczyła na zupełnym odludziu, ale raz, że o takie trudno, a dwa, wcześniej raczej nie wychodziła z domu, więc rodzina odnotowałaby zmianę w zachowaniu).

      "Inna sprawa, że irytowała mnie niekonsekwencja w tym punkcie"
      Ja to odbieram tak, że Grant jest całkiem niezłym gliną i w każdej zawodowej sytuacji radzi sobie całkiem nieźle właśnie, ale perfekcjonistyczna Lesley uważała go za nieudacznika (w końcu to zawsze ona go obsztorcowywała za niedociągnięcia).

      "Wiesz, że ja z napięciem czekam na recenzję. ;D"
      Kiedyś się doczekasz.;)

      Usuń
  4. Źle wróżę mojej dalszej znajomości z Aaranovitvchem, oj źle... Że mi się "Rzeki" średnio podobały, chyba informowałam. Że na skutek zalewu przychylnych opinii o tej serii postanowiłam się złamać i sięgnąć po dalsze tomy, chyba też. Sięgnąć nie sięgnęłam (na razie), ale widzę, że Ciebie tu co nieco uwiera. I obawiam się, że mnie może uwierać jeszcze więcej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, może lepiej poczekać na opinie o trzecim tomie? Liczę na to, że tam sytuacja się rozwinie i będzie wiadomo, czy warto w ogóle przebijać się przez drugi.:)

      Usuń
    2. Pewnie zaczekam... kupować nie zamierzam, moja biblioteka dysponuje pełną serią, i to w wesji elektronicznej, w co mi graj :-)
      Jak to dobrze mieć takich testerów jak Ty :-)

      Usuń
  5. Kurczę, książki nie znam, do czarodziejskich detektywów w wielkim mieście słabości nie mam (Dresden nie przypadł mi do gustu), ale bardzo fajnie się ciebie czyta. :) "Kojfnąć", świetne słowo. I to: "wciągnęłaby posterunkowego nosem". Aż się roześmiałam. ;)
    Uściski!

    PS Tak myślałam nad tym Prusem, a właściwie to nad tym, co napisałaś w komentarzu, i wypisałam u siebie kilka cytatów re: Prus a sprawa kobiet, może cię zainteresują. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziekuję. Choć to raczej zbieranina zasłyszanych fraz, niż moje wymysły.:)

      Cytatyprzeczytałam i wskazują na obraz typowy, czyli człowieka, który co prawda przekonany jest, ze kobiety powinny mieć prawa rożne, ale z drugiej strony wierzy też, że im nie podołają.

      Usuń
  6. Cześć :)
    Bierzesz nadal udział w Wyzwaniu Czytelniczym Klucznik? Proszę o zostawienie wiadomości u mnie na blogu pod postem głównym wyzwania ;)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.