Strony

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Gdy kot jest, szczury z nim knują, czyli o deratyzacji słów kilka - "Zadziwiający Maurycy i jego edukowane gryzonie" Terry Pratchett

Wszyscy chyba kiedyś mieliście taką sytuację. Jest sobie książka autora, którego lubicie. Często słyszycie, że to jedna z jego najlepszych książek. W końcu trafia się okazja, żeby po nią sięgnąć, więc czytacie. I... czujecie się rozczarowani, bo jednak to nie to.

Tak miałam z Zadziwiającym Maurycym i jego edukowanymi gryzoniami”. Jest to historia stada szczurów i kota (tytułowego Maurycego), którzy w wyniku żerowania na odpadach z Niewidocznego Uniwersytetu nabawili się inteligencji. Jednak wraz z inteligencją przyszły nowe potrzeby, a te wymagają finansowania. Skąd jednak szczury (i kot) mają wziąć pieniądze? Rozwiązania są dwa – cyrk albo ścieżka zbrodni. Jako że żaden szanujący się kot nie zechce występować na arenie, pozostaje oszustwo. Nie ma przecież nic prostszego niż sfingowanie inwazji. Potrzeba jeszcze jakiegoś niezbyt rozgarniętego dzieciaka z fujarką i można ruszać na podbój świata. Wszystko idzie dobrze, dopóki nie docierają do Blintzowych Łaźni. Jest to miasteczko, w którym dzieją się rzeczy straszne.

Nie jest to powieść kiepska, wręcz przeciwnie – jak to u Pratchetta, bardzo mądra, pełna humoru i rzeczy ważnych. Jednak nie mogę podzielić ogólnego zachwytu. Troszkę tu wszystko zbyt proste, troszkę zbyt łopatologiczne. Zdaję sobie sprawę, że jest to pierwsza książka dla dzieci ze Świata Dysku i nie dość że pewne rzeczy trzeba było nieco uprościć, to jeszcze autor nie miał tej konwencji przetrenowanej i mogło wyjść trochę poniżej oczekiwanego poziomu. Nie znaczy to, że nie warto jej jednak poznać.

Bo sama koncepcja jest z pewnością warta uwagi. Zostawmy może chwilowo Maurycego (wrócimy do niego później) i przyjrzyjmy się szczurom. Dzięki nim autor bowiem pokazuje niektóre mechanizmy rządzące świeżo powstałą społecznością (oczywiście lekko i z odpowiednim humorem). Mamy więc Groźną Fasolkę jako wizjonera, Mielonkę jako starego, sprawdzonego przywódcę, który jednak nie potrafi podołać zmianom i Ciemnybrąza, który jest dość elastyczny i inteligentny, żeby poprowadzić swoje szczury w przyszłość. Groźna Fasolka jest też strażnikiem „Przygód Pana Królisia”, które stają się szczurzą Biblią (dla reszty świata są po prostu zbiorem dziecięcych bajek). Najsmutniejsza w książce była chyba chwila, w której szczury (a przynajmniej niektóre z nich) zaczynają rozumieć, że to, co opisano w ich książce jest zdecydowanie zbyt idylliczne w porównaniu z rzeczywistością. To przeżył chyba w którymś momencie życia każdy z nas.

Ogólnie szczury jako bohater zbiorowy sprawują się świetnie, ale jako indywidualności jakoś nie podbiły mojego serca. Inaczej jest z Maurycym. Pratchett potrafi pisać świetne koty i już kilka razy to udowodnił (myślę, że za tą umiejętnością kryje się doskonały zmysł obserwacji i sympatia, jaką autor darzy te zwierzęta). Maurycy jest więc koci, ale wraz ze wzrostem inteligencji (a więc i refleksyjności – w końcu zaczyna coraz więcej myśleć, co przed przemianą nie zdarzało mu się nigdy) traci nieco z kotowatości. I nad tym ubolewa. Bo nie może już bezmyślnie pożreć każdego, kto mu się sprzeciwia. Co gorsza, pojawiają się u niego przejawy bohaterskiego wręcz altruizmu, co przecież nie przystoi prawdziwemu kotu. Z jednej strony to zabawne, ale z drugiej mocno wzruszające.

Jak już pisałam, „Zadziwiający Maurycy...” mnie rozczarował. Nie oznacza to jednak, że jest książką złą – raczej średnią dla autora, czyli i tak całkiem dobrą. I zdecydowanie warta przeczytania. Zwłaszcza jeśli lubicie koty i/lub szczury. 

Tytuł: Zadziwiający Maurycy i jego edukowane gryzonie
Autor: Terry Pratchett
Tłumacz: Piotr W. Cholewa
Tytuł oryginalny: The Amazing Maurice and his Educated Rodents

Cykl: Świat Dysku
Wydawnictwo: Prószyński i s-ka
Rok: 2011
Stron: 212

4 komentarze:

  1. Jest kot, musi być dobrze... spróbuję i ja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest całkiem dobra książka. Tyle tylko, ze Pratchett pisuje lepsze.:)

      Usuń
  2. Ja też uważam, że Maurycy jest Dobry, ale Pratchettowi zdarzało się pisać lepiej. Mysłe, ze może na odbiór jego jako jednej z lepszych ksiażek wpłynęły jakoś opinie tych którzy znali poprzedni przekład zobaczyli o ile lepiej wyglda dobrze zrobiony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To całkiem możliwe, ale słyszałam absolutne zachwyty także od osób,które czytały w oryginale... Choć z drugiej strony, pewnie na mój odbiór wpłynęły też te hurraoptymistyczne opinie, budując zbyt wygórowane wymagania.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.