Za mną pierwszy tegoroczny numer Nowej Fantastyki. I jak kilka ostatnich prezentowało bardzo wysoki poziom (głównie myślę tu o opowiadaniach, bo publicystyka raczej nie zalicza spadków formy), tak najnowszy pod tym względem jakby trochę kuleje. Ale może od początku.
Jerzy Rzymowski we wstępniaku przybliża czytelnikom noworoczne plany i uprawia autopromocję. Czego nie mam mu za złe, bo sama odnoszę wrażenie, że większość popularnonaukowych artykułów publikowanych w NF jest na znacznie wyższym poziomie niż te z choćby „Focusa” (a właśnie poziomu publikacji autopromocja dotyczy). Choć może „unikanie awanturnictwa” o którym wspomina, przybiera trochę zbyt skrajne formy.
W styczniu wrócił z felietonem Marcin Wielgosz. Przybliża czytelnikom lądowanie sondy na komecie, bo jakkolwiek fakt ten był w mediach komentowany (choć nieco przyćmiony przez sempiternę pewnej gwiazdy), to jego szczegóły komentowane nie były. A są dość istotne, bo nie obyło się bez problemów.
Na okładce hobbit, czyli temat z okładki - artykuł „O pochodzeniu hobbitów” cz. 1. Tytuł trochę mylący, bo tu akurat o hobbitach autor (jeszcze?) nie wspomniał, natomiast szeroko i nawet zajmująco, rozpisał się o literackich inspiracjach Tolkiena. Do tematu nawiązuje też kolejny artykuł - „Wojna o hobbita” Bartłomieja Urbańskiego – ale z fantastyką nie ma nic wspólnego. Autor pisze w nim o naukowych kontrowersjach i sporach narosłych wokół całkiem prawdziwego „hobbita”, czyli Homo floresiensis. Mój ulubiony artykuł numeru.
Dalej mamy długi rys o Warrenie Ellisie. Którego nie potrafię ocenić, bo komiksem interesuję się miernie, ale przynajmniej czytało się to miło. Co innego kolejny artykuł. Mówi głównie o projekcie „Endgame” (i to w sposób krytyczny, acz zrównoważony), ale zahacza też o inne projekty z motywem nagrody do zgarnięcia dla wnikliwego czytelnika. Ciekawy temat.
Z lamusa wyglądają w tym numerze zbiorowe napady tańca, zaskakująco powszechne w średniowieczu, jak się okazuje. A książka miesiąca zostaje „Świat Lodu i Ognia” (prześlicznie wydany podobno, muszę go kiedyś obejrzeć).
Od felietonów w styczniowym numerze aż gęsto. Maciej Parowski rozpoczął kolejny tryptyk(?), tym razem o historii pisma (tzn. Nowej Fantastyki). Rafał Kosik dworuje sobie z reguł i ich nadmiernego przestrzegania, ale jakoś nie podzielam jego poczucia humoru. Powrócił też Peter Watts, z felietonem dwukrotnie dłuższym niż zwykle. Jest to ładna analiza porównawcza dwóch ekranizacji „Solaris” Lema. Pewnie bardziej by mi się spodobała, gdybym widziała którykolwiek z filmów (albo choć przeczytała książkę). A Robert Ziębiński pisze tym razem o duchach, choć dygresji w tekście co niemiara. Łukasz Orbitowski zaś przedstawia ciekawą interpretację nagradzanego „Babadooka”.
Jest jeszcze jeden felieton. Wraz ze styczniem bowiem rusza nowy projekt NF, czyli „Nowe perspektywy”. W skrócie, celem jest zebranie tekstów nietuzinkowych, a jednocześnie znaczących, takich na miarę antologii SF z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Jedno z projektowych opowiadań można przeczytać już w tym numerze.
„Tasiemiec.S01.Complete.480p.WEB-DL.x264-NIHIL” Piotra Mirskiego, bo to on jest tym projektowym tekstem, wypada... rozczarowująco. Redakcja zachwala go jako kontrowersyjny, a jednocześnie inteligentny, ale dla mnie był po prostu niezmiernie nudny. Owszem, kilka autoironicznych elementów wypadło ciekawie, ale to trochę za mało, żeby nazwać tekst kontrowersyjnym. A reszta? Nihilizm i autodestrukcyjne (realizowane, a jakże, za pomocą używek, seksu i przemocy) zapędy kolejnego młodego pokolenia są tematem już tak wyeksploatowanym w mainstreamie, że dorzucenie do tego odrobiny groteskowego realizmu magicznego (ze szczyptą gore) to zdecydowanie za mało, aby uczynić podejście do tematu świeżym.
Kolejne dwa polskie teksty są raczej przeciętniakami. „Dybuk” Piotra Nesterowicza, traktujący o sytuacji podlaskiej zubożałej szlachty i Żydów w XIX wieku właściwie nie przechodzi testu brzytwą Lema. Ale jest przy tym nienagannie napisany, więc przyjemnie się go czytało (choć historia do przyjemnych nie należy). Krótki „Sidlarz” Piotra Kenca podobał mi się najbardziej w numerze. Ot, wycinek z zycia losowego członka plemienia z jakiegoś neverlandu stylizowanego na wczesnosłowiański. Historia dość klasyczna, ale świat bardzo interesujący.
Dział prozy zagranicznej również zawiera trzy pozycje. „Lato Tongtong” Xia Jia to historia kameralna i grająca na emocjach (i, moim zdaniem, znacznie lepsza niż poprzednie opowiadanie autorki prezentowane w NF). Redakcja zwraca uwagę na ciekawą wizję robotyki, dla mnie ważniejszy był inny przekaz – że starsi ludzie wciąż mogą być przydatni, a nowe technologie mogą ich zmienić ze społecznego ciężaru w najbardziej produktywnych społeczników (jakby mnie kto pytał, to tekst idealnie nadaje się do walki z ageyzmem, czyli wykluczeniem ludzi starszych). „Piąty smok” Iana McDonalda to również ciekawy i świetnie napisany tekst, tylko że bardziej obyczajowy niż fantastyczny – kolonizacja księżyca jest tu tylko pretekstem do ukazania relacji dwóch kobiet. „Nienarodzonego boga” Stephena Case'a uważam za najsłabszy z tej trójki, choć to nie znaczy, że kiepski. Takie dość klasyczne fantasy z uczniem czarnoksiężnika, które jednak nie porwało mojego serca.
O, to o Homo floresiensis brzmi całkiem interesująco. Znaczy, na początku nie bardzo kojarzyłam o co chodzi, musiałam pogóglać, ale cii.
OdpowiedzUsuńSpodobał mi się tytuł tego "Tasiemca...", ale tematyka brzmi wybitnie marnie i mam jej naprawdę dość.
O, co do tego "Lato Tongtong" zrobiono ze starszych ludzi najbardziej produktywnych członków społeczeństwa? Bo mnie zaintrygowało. ^^
Plus "Reakcja zachwala go jako kontrowersyjny" - "redakcja".
Tez mnie zaintrygował tytuł "Tasiemca...", plus to, ze ma być pierwszym opowiadaniem całkiem nowego projektu. Wypada cokolwiek rozczarowująco.
UsuńNo... nowe technologie.;)
Ups, dzięki.;)
Tasiemiec, jak na tekst z założenia nowy wyglądał mało odkrywczo. Pamiętam, że w zeszłym roku czytałemjuż kilka książek o tym samym podobnie napisanych. Dybuk też niezbyt udany. Na szczęscie pozostale teksty już są dobre. Co do Case'a zastanawiam się dlaczego zamiast tego nie wydano obejmującego trochę podobną tematykę (i lepszego) The Sun and I Parker(a), ktore kiedyś było ponoć zakupione przez redkację.
OdpowiedzUsuńHeh, ja pamiętam czytane jeszcze w liceum (to był ten okres, kiedy zaczytwałam się kontrowersyjnymi powieściami z mainstreamu) powieści o bardzo podobnej treści i klimacie, minus realistycznomagiczne udziwnienia. Także z tej zapowiedzianej nowości i odkrywczości (i kreślenia obrazu epoki w sumie też, skoro od fąfnastu lat ten obraz najwyraźniej się nie zmienił) niewiele w Tasiemcu jest. Dybuk akurat warsztatowo mi się nawet podobał, no ale to nie jest fantastyka no i nie bardzo moje klimaty. A tego opowiadania Parker(a) rzeczywiście szkoda, może je jeszcze kiedyś puszczą?
Usuń