Strony

sobota, 23 maja 2015

Zmyślenia #16 - Kiedy księżniczki spiewają, czyli o ulubionych piosenkach z bajek Disneya słów kilka

Tę notkę miałam napisać wieki temu i miała wyglądać zupełnie inaczej. Pierwotnie miałam pisać jedynie o piosenkach czarnych charakterów, a może ewentualnie w drugiej notce o pozostałych. Tyle, że jestem jednak zbyt wybredna, jeśli o śpiewanie na ekranie chodzi - większość moich ulubionych utworów co prawda wykonują czarne charaktery, ale to ciągle za mało na pełne zestawienie. Jedynym rozwiązaniem było przełknąć dumę grafomana (rozumianego jako osoba, która ma ambicję napisania blognotki o wszystkim, a najlepiej kilku notek na dany temat) i z dwóch planowanych notek uczynić jedną. To co tu czytacie jest efektem fuzji.

Właściwie doceniać elementy śpiewne w animacjach (i muzykę w filmach ogólnie) nauczyłam się bardzo późno, bo dopiero kiedy dorosłam. Jako dziecko nie cierpiałam piosenek i jeśli tylko miałam okazję, przewijałam je. Dlatego sporo fajnych utworów odkryłam dopiero przy którymś z kolei oglądaniu filmu, a z tego, co oglądałam jako dziecko nie pamiętam praktycznie żadnych utworów (wyjątkiem była pewna piosenka z "Króla Lwa" - której w tym zestawieniu nie będzie, a którą ciągle potrafię zaśpiewać całą - i piosenka o Cruelli DeMon ze "101 dalmatyńczyków". Ta druga prawdopodobnie dlatego, ze była wpleciona w tło nieśpiewanej akcji bajki). Inne urzekły mnie dopiero w wersji oryginalnej. I wbrew tytułowi notki niewiele z nich śpiewają księżniczki.

Przejdźmy jednak do konkretów - oto lista utworów, które Moreni regularnie odtwarza na swojej playliście. Kolejność z grubsza przypadkowa.

"Be Prepared" Król Lew
 To jest moja absolutnie ulubiona piosenka, tak jak "Król Lew" jest moją absolutnie ulubioną bajką. Ale nie zawsze tak było (w kwestii "Be Prepared", miejsce "Króla Lwa" w moim osobistym rankingu było i pozostaje niezachwiane). Szczerze mówiąc, polska wersja nie zrobiła na mnie nawet połowy tego wrażenia, co angielska. Podejrzewam, że sekret leży w fenomenalnym dubbingu Jeremy'ego Ironsa, który potrafił wlać w Skazę odpowiednią dawkę demoniczności. Abstrahując już od wokalnych i aktorskich nomen omen umiejętności aktora, piosenka Skazy pozostaje jego wizytówką jako czarnego charakteru (co też jest dość charakterystyczne dla bajek Disneya). Tutaj widzimy go w pełnej krasie, jako postać rządną władzy dla samej władzy, przekonaną o swojej niezaprzeczalnej wielkości, której złośliwy świat nie chce dostrzec. Ale z pewnością kiedy tylko Skaza zasiądzie na tronie, jego znakomitość zostanie dostrzeżona i nikt już nie będzie pamiętał o Mufasie, opromieniony blaskiem chwały obecnego króla - ani o brudnych metodach, dzięki którym ten zasiadł na tronie.

Poza sportretowaniem czarnego charakteru, "Be Prepared" ma wiele cech populistycznej kampanii wyborczej (z takich, dzięki którym wybory wygrywali dyktatorzy, aby później znieść możliwość wyborów). Mamy więc uciskaną grupę społeczną (z hienami w "Królu Lwie" mam ten problem, że nie wiadomo właściwie, dlaczego zostały wygnane. Owszem, chcą pożreć lwiątka, ale z drugiej strony cierpią głód no i lwy bezlitośnie je przepędzają, a pewnie często i zabijają... to jest w ogóle temat na dłuższy wywód), której trzeba zaproponować profity - nawet niekoniecznie realne - a potem wykorzystać do zamachu stanu. Bardzo ładne, kompaktowe drugie dno.


"My Lullaby" Król Lew 2
W przeciwieństwie do pierwszej części, za drugim "Królem Lwem" nie przepadam. Ale z piosenkami zaskakująco podobnie - też najbardziej lubię tę czarnego charakteru i też w wersji angielskiej. I znowu uważam, że Suzanne Pleshette potrafiła wlać w Zirę znacznie więcej demoniczności, niż Elżbieta Bielska.

Teoretycznie Zira śpiewa o tym samym, co Skaza - o przejęciu władzy i osadzeniu na tronie własnego króla (tyle, że Skaza myśli o sobie, Zira wysuwa kandydaturę Kovu, ale oboje planują załatwić sprawę cudzymi łapami). Jednak podczas gdy Skaza chce przede wszystkim zasiąść na tronie, dla Ziry tron jest kwestią drugorzędną - lwica marzy o zemście. "My Lullaby" pozwala poznać ją jako postać ogarniętą obsesją zemsty, gotową do niej doprowadzić za wszelką cenę i odrzucać z pogardą każde narzędzie, które jej w osiągnięciu celu nie pomorze - nawet, jeśli chodzi o własnego syna. Trzeba dodać, że wymowa polskiej wersji piosenki została moim zdaniem w tłumaczeniu znacznie złagodzona - mówi ogólnie o zemście, bólu i krzywdzie. Angielska wersja mówi o Simbie wydającym ostatnie tchnienie, o żałobie jego lwic i o jego córce piszczącej żałośnie w mściwych szponach Ziry. Powiem wam, że kiedy usunie się z piosenki komiczne elementy w wykonaniu  Nuki i Vitani, zostaje coś naprawdę niepokojącego, czego raczej nie skojarzyłabym z filmem dla dzieci (już prędzej z musicalem dla dorosłych). I choć rozumiem decyzję polskich dystrybutorów (którzy prawdopodobnie uznali oryginalna piosenkę za zbyt ostrą dla małoletniego polskiego widza), uważam, że sama piosenka dużo na niej straciła.


"Can You Feel the Love Tonight" Król Lew
Tak, znowu "Król Lew". Ale tym razem z wersji filmowych nie przekonuje mnie ani polska, ani angielska. Za to wykonanie Eltona Johna jest tym, w którym się zakochałam jako dziecko, od kiedy tylko pierwszy raz zobaczyłam je w telewizji (to były czasy, kiedy Disney nie umieszczał w ramach promocji piosenek na YouTube, tylko udostępniał telewizjom do puszczania pomiędzy blokami reklamowymi - a przynajmniej TVP tak je puszczało). Po latach w ogóle nie traci na mocy oddziaływania, co można stwierdzić choćby po fakcie, że zajmuje poczesne miejsce we wszelkiego rodzaju listach "the best of" piosenek o miłości.

W przeciwieństwie do dwóch poprzednich piosenek, "Can You Feel the Love Tonight" doskonale radzi sobie jako samodzielny utwór - nie trzeba nawet wiedzieć o istnieniu filmu, żeby móc w pełni docenić walory piosenki (moim zdaniem, w tym konkretnym przypadku znajomość filmu nawet trochę przeszkadza. Ale chyba nie ma już zbyt wielu osób, które "Króla Lwa" nie kojarzą). Za to pozafilmowy teledysk jest ohydny, niestety. 


"Przyjaciele z zaświatów" Księżniczka i żaba
Jak już kiedyś pisałam, "Księżniczkę i żabę" uważam za film strasznie słaby. Niemniej, pewne plusy miał i jednym z nich są "Przyjaciele z zaświatów", czyli kolejna piosenka czarnego charakteru. Trochę inna od dwóch poprzednich, o których pisałam, przede wszystkim dlatego, że nie przedstawia nam motywacji i planów Człowieka Cienia (je poznajemy później bez podkładu muzycznego). Za to wydarzenia, które się podczas śpiewania rozgrywają i które piosenka opisuje są kluczowe dla fabuły (dlatego też utwór kompletnie się nie sprawdza w samodzielnym słuchaniu).

Jeśli chodzi o wersje językowe, to sadzę, że prezentują podobny poziom, choć każda ma wady i zalety. Nasze tłumaczenie jest bardzo wierne (co jest znamienne dla nowszych produkcji, "My Lullaby" jest tu niechlubnym wyjątkiem - przynajmniej tak wynika z moich obserwacji, bo przyznam, że wszystkich piosenek nie sprawdzałam) i jestem do niego zdecydowanie bardziej przywiązana. Z drugiej strony Keith David ma fenomenalny akcent i całkiem przyjemny głos, słucha się go znacznie milej niż Wojciecha Paszkowskiego. Z trzeciej, nasz aktor nadrabia grą, którą (przynajmniej w tej roli) znacznie przewyższa Davida... I dlatego właśnie nie potrafię wybrać między polską a angielską wersją, ale w ramach patriotyzmu prezentuję wam polską.;)


"Marzenie mam" Zaplątani
To też jedna z tych piosenek, w których zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Co prawda opiera się na przewidywalnym schemacie, w którym księżniczka swoją niewinnością, dobrocią i prostolinijnością obłaskawia barbarzyńców, ale i tak ją lubię. Głównie za niesamowicie pozytywną wymowę i ogromny potencjał jako poprawiacz humoru. Fabularnie "Marzenie mam" nie wnosi niczego, można byłoby je bez większej szkody wyciąć - jego głównym zadaniem jest bycie komicznym przerywnikiem. I świetnie się sprawdza w tej roli.

Tym razem również mamy do czynienia z sytuacją, kiedy polskie tłumaczenie jest dość wierne oryginałowi. I bardzo je lubię, choć po wysłuchaniu angielskiej wersji nie jestem przekonana, czy bohaterowie z wadą wymowy to na pewno taki dobry pomysł (znaczy, dodają pewnego komizmu, ale słuchanie ich trochę męczy). W kategorii piosenek lekkich i poprawiających humor, "Marzenie mam" zajmuje wysokie miejsce na mojej osobistej liście.


"Zrobię mężczyzn z was" Mulan
Dość świeży dodatek do listy ulubieńców, z dwóch powodów. Po pierwsze, spodobał mi się marszowy rytm piosenki, bo lubię takie lekko nietypowe marszowe rytmy (to jest ten moment, kiedy udaję, że znam się na muzyce, prawdaż). Po drugie, lubię disneyowskie sceny ze skrótem treningu bohatera (podobnie mam z "Herkulesem", ale jego oceniam o co najmniej klasę niżej niż "Mulan"), a ten z "Mulan" jest chyba najlepszy - pokazuje, że możesz wiele osiągnąć, jeśli tylko potrafisz się przełamać i nie dać się zniechęcić początkowym trudnościom. No i oczywiście pokazuje też, że dziewczyna w niczym nie musi ustępować chłopakom, ale to jest jakby hasło przewodnie całego filmu, więc. Dodatkowo piosenka, przy swojej akuratności jako podkład do konkretnych scen, bardzo dobrze się sprawdza w samodzielnym słuchaniu.

Dystrybutorzy filmu (czy kto tam odpowiada za obsadzanie ról przy spolszczaniu dubbingu) idealnie podobierali aktorów - wokalnie wersja polska i angielska różnią się niewiele. Tekst również przełożono w miarę wiernie, acz osobiście jednak wersja polska nieco bardziej mi się podoba (Maciej Molęda gra głosem zdecydowanie bardziej stanowczo niż Danny Osmond i taka interpretacja młodego kapitana wydaje mi się bardziej na miejscu). Gdybym miała kiedyś ochotę coś trenować, to pewnie byłaby jedna z piosenek do słuchania podczas treningu.


"Let it go" Kraina Lodu
Kolejna piosenka, która zdecydowanie wolę w wersji angielskiej - nawet niekoniecznie dlatego, że polski wokal mi nie odpowiada (choć uważam, że oryginalny jest jednak lepszy), tylko dlatego, że nie podoba mi się polskie tłumaczenie. Jest oczywiście wierne w miarę możliwości, niestety, gubi po drodze większość wdzięku, niczym tego nie rekompensując.

Do "Let it go" mam stosunek mocno emocjonalny, bo jest to jedna z tych piosenek, która mnie najzwyczajniej w świecie wzrusza. Legenda głosi, że miała być piosenką czarnego charakteru (bo Elza w początkowych wersjach scenariusza miała podobno być tą złą), ale wykonanie tak urzekło producentów (reżyserów? Scenarzystów?), że doszli do wniosku, iż scenariusz należy zmienić. Nie wiem, ile w tym prawdy, ale powiem szczerze, że nie wyobrażam sobie takiej wokalnej czy aktorskiej interpretacji tej piosenki, która pozwoliłaby ujrzeć w postaci ją śpiewającej wewnętrzne zło. Dla mnie to piosenka o wyzwoleniu, śpiewana przez osobę, która wreszcie może zrzucić krępujące ją więzy. Jednocześnie jest świadoma ceny, jaką będzie musiała za to zapłacić (samotność i odrzucenie) i gotowa jest to uczynić. Elza, śpiewając, nie wie jeszcze, że jej moc sprowadziła na królestwo wieczną zimę - myśli, że ucieczka raczej rozwiąże wszelkie problemy i pozwoli jej się od nich odciąć (w końcu ma siostrę, która może po niej przejąć obowiązki - doświadczeni doradcy, którzy rządzili krajem przez lata po śmierci królewskiej pary z pewnością chętnie jej pomogą). Taka deklaracja wolności i ulgi po zarzuceniu konwenansów.


"Serca lód" Kraina Lodu
Zdradzę wam, że kiedy słyszałam tę piosenkę po raz pierwszy (w wersji angielskiej) byłam przekonana, że to tylko jakieś rytmiczne, nieartykułowane pomruki. Dopiero przy konfrontacji z wersją polską okazało się, że jednak nie. Prosty, chwytliwy rytm (mi osobiście kojarzący się bardzo z szantami) i niskie, męskie głosy przypadły mi do gustu. Dodatkowo piosenka streszcza właściwie fabułę filmu (co lepiej widać w oryginalnej wersji językowej. Przekład z konieczności gubi pewne niuanse, ale przy odrobinie dobrej woli też pewien profetyzm fabularny można w nim zauważyć). Było to zagranie ze strony twórców cokolwiek odważne, ale myślę, że całkiem ciekawe.


To tyle, jeśli chodzi o moje ulubione disneyowskie piosenki. Przez chwilę miałam szalony plan, aby napisać analogiczną notkę o muzyce do animacji z innych wytwórni, ale rozsądek podpowiada mi, ze nie mam do niej wystarczająco dużo materiału. Ale może kiedyś zbiorę się do napisania o moich ulubionych piosenkach z filmów aktorskich (ale nieprędko). Co wy na to?

23 komentarze:

  1. Ja chyba stawiam na rytmiczność: "Serca Lód" pokochałam od pierwszych nut, natomiast "Zrobię mężczyzn z was" dopiero jako nastolatka [no bo co robią dwie piętnastolatki na maratonie filmowym? oglądają bajki!]. Obie po prostu kocham <3

    Co do innych filmów to jakoś się nie zastanawiałam, ale uwielbiam wykonanie Florence Welch "Part of Your World" z "Małej Syrenki": https://www.youtube.com/watch?v=qp8fCIt8IrU Sto razy lepsze niż w oryginale :3



    miedzysklejonymikartkami.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, nie wiedziałam, że diquis tak wkleja filmiki O.O

    OdpowiedzUsuń
  3. Disqus ma wiele fajnych funkcji - obrazki tez potrafi wstawiać.;)


    Heh, ja wszystkie te piosenki pokochałam dopiero na studiach, bo jako dzieciak ze wsi zapadłej lat dziewięćdziesiątych w wieku "targetowym" udało mi sie obejrzeć tylko trzy z bajek Disneya (reszty po prostu nie było skąd wziąć, a do sensownego kina miałam 50 km, więc). Do tej pory nadrabiam braki.;)


    A wykonanie z filmiku bardzo fajne, choc szkoda, że bez muzyki.;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Gauleiter Sida23 maja 2015 13:38

    A wiesz, że jakiś czas temu zastanawiałam się nad taką notką? :D Bo akurat wzięło mnie na słuchanie jakichś multilengłydżowych piosenek Disneya. Hmm, może nawet napiszę coś takiego.
    Ja ogólnie kocham się w całym mnóstwie disneyowych piosenek, większość wymienionych lubię. Tylko z wersjami językowymi bym pokombinowała, zazwyczaj wolę te niepolskie i nieangielskie (częściej te pierwsze). Tak przykładowo: słuchałaś "Serca lód" w wersji niemieckiej lub rosyjskiej? Ta pierwsza to moja ulubiona, ale ta druga też jest urocza.

    OdpowiedzUsuń
  5. Skaza <3 O raju, jak dawno tego nie słyszałam. Jakby ze Skazy zrobić ludzką postać, to byłby moim najulubieńszym czarnym charakterem zapewne.

    OdpowiedzUsuń
  6. Napisz napisz, chętnie przeczytam.:)
    "Serca lód" jednak chyba najlepiej mi odpowiada w wersji polskiej. Rosyjska jakaś taka zbyt miękka, niemiecka zbyt twarda. A fińską znasz? Według mnie ma to coś.:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jednym z moich najulubieńszych jest nawet (a może nawet bardziej?) jako lew.:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ewa Serenity Iwaniec23 maja 2015 21:13

    No w końcu napisałaś swoją notkę :P I wcale nie pisałaś o anglojęzycznych wersjach piosenek. U mnie w sumie nic się nie zmieniło od czasu tamtej notki, oprócz tego, że zapałałam miłością wielką do "The friegate that fly" z Pirate Fairy, zwłaszcza od tego momentu: https://youtu.be/9hPVvIPykVY?t=82

    OdpowiedzUsuń
  9. Wersje językowe mi się tak pół na pół rozłożyły. Ale całkiem możliwe, że część piosenek o których myślałam, komentując Twoją notkę, została z rankingu wyparta przez inne (na pewno piosenka z "Mulan" kogoś wyparła, bo to dość świeża sprawa;)).
    Aczkolwiek Twojego uczucia do wróżkowej piosenki raczej nie podzielę.:)

    OdpowiedzUsuń
  10. SHIROGACE KAMUI24 maja 2015 08:10

    "Friends On The Other Side" uważam za jedną z najlepszych piosenek w wykonaniu disneyowskiego antagonisty (czy mi się wydaje, czy to zdanie trochę niegramatyczne wyszło?). Chociaż mnie definitywnie uwiodła wersja z japońskim dubbingiem.
    https://www.youtube.com/watch?v=l6LVM1bWkYg

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja wszystko na kasetach ;) Część oryginalnych, część zgrywanych, tak więc rodzice musieli cichaczem zdarte Kubusie Puchatki wywalać do kosza, bo już się nie dało oglądać (co mi ponoć absolutnie nie przeszkadzało ;P).

    OdpowiedzUsuń
  12. Rzeczywiście, bardzo sympatyczna wersja - podoba mi się barwa głosu aktora dubbingującego Faciliera. Aczkolwiek zostanę przy swoim typie.:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Gauleiter Sida24 maja 2015 14:48

    Fińską znam, też lubię. Ta twardość wersji niemieckiej strasznie mi właśnie pasuje do tej piosenki, dlatego ją tak uwielbiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Uwielbiam przeboje Disney'a - w oryginale i także w tłumaczeniu ;) Co do "Krainy Lodu" i pierwszej części "Króla Lwa" - także mocno emocjonalnie wzruszają mnie te melodie. Za nic nie wyobrażam sobie Elsy w roli czarnego charakteru - czy to legenda czy też nie, to cieszy mnie fakt, że twórcy zmienili zarys filmu i fabuły :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Moja lista wyglądałaby podobnie! Dorzuciłabym tylko "Kolorowy wiatr" z "Pocahontas" (ta energia! to przesłanie! te kolory!) i "I Won't Say I'm In Love" z "Herkulesa" (bo jest zabawna i prawdziwa, a Megara to moja ulubiona bohaterka Disneya). Tylko że w przeciwieństwie do Ciebie wolę polskie wersje piosenek. Przynajmniej jeśli chodzi o dawne filmy (to pewnie przez sentyment). Bo już "Let It Go" w przekładzie straciło nie tylko sporo wdzięku (jaka Królowa Śniegu zamierza "rozpalić to, co się tli"?), ale i feministycznego przesłania (np. wersy Be the good girl / You always had to be). No, i "The cold never bothered me anyway" to zdecydowanie nie to samo, co "Od lat coś w objęcia chłodu mnie pcha". Nie bardzo też podoba mi się ta wizerunkowa metamorfoza Elsy pod koniec utworu, ale to już chyba temat na inny post.

    OdpowiedzUsuń
  16. "Kolorowy wiatr" i "Ani słowa" też bardzo lubię (tą drugą katowałam przez spory kawałek studiów). Ale jakoś ostatnio mój stosunek emocjonalny osłabł i nie załapały się do zestawienia.
    Też trochę mnie zabolał brak w polskiej wersji "Let it go" feministycznego przesłania. Zastanawiam się, na ile wynikło to z

    konieczności zmian w wyniku samej materii przekładu, a na ile z nacisków producenta/reżysera (tudzież autocenzury tłumacza). Aczkolwiek wizerunkowa metamorfoza Elsy mnie osobiście się podoba (choć też zastanawiam się, czy była konieczna aż tak daleko idąca, zważywszy, że charakter Elsy szczególnej zmianie nie uległ. A może jednak?).

    OdpowiedzUsuń
  17. Przypuszczam, że tłumacz chciał po prostu napisać fajną piosenkę i nie zastanawiał się zbyt długo nad jej przesłaniem. Nie ma chyba u nas powszechnego nawyku patrzenia na teksty czy inne zjawiska z perspektywy feministycznej. Mnie się ta metamorfoza Elsy nie podoba dlatego, że łączy przemianę wewnętrzną ze zmianą wyglądu, co jest okropnie stereotypowe. Przy czym zmiana wyglądu koniecznie następuje "na korzyść", to znaczy w stronę zgodności z kanonem kobiecej urody (zgrabna figura podkreślona obcisłą sukienką, makijaż, kołysanie biodrami).

    OdpowiedzUsuń
  18. Hm, ja raczej w metamorfozie Elsy widzę nawiązanie do motywów baśniowych, gdzie te nieodmiennie są związane z przemianą/ujawnieniem prawdziwego charakteru. Oraz nie zapominajmy, że to jednak bajka dla dzieci była i fizyczne podkreślenie zmiany charakteru mogło być ważne dla małoletniego odbiorcy, aby uwypuklić przekaz (tu gdybam, bo na psychologii dziecięcej się nie znam).
    Czy na korzyść? Szczerze mówiąc, mnie i Elsa przed przemianą wydaje się bardzo ładna, choć raczej w konserwatywny sposób (a zauważmy, że cały konserwatyzm w jej zachowaniu i ubiorze był wynikiem ograniczeń nałożonych ze względu na konieczność ukrywania zdolności; tak naprawdę nie wiemy, jaki byłby styl niemagicznej, a więc pozbawionej ograniczeń Elsy). Sama mam problem (choć to chyba za duże słowo) z czymś innym. Przyjmijmy, że (jak często w baśniach i bajkach Disneya) wygląd odzwierciedla charakter. No i teraz wygląd Elsy się zmienia na dużo bardziej "drapieżny", ale jak pokazują dalsze sceny, po akcie buntu sama Elsa ciągle pozostaje tą małą, przestraszną dziewczynką. I tu mam dysonans poznawczy, bo przecież jej nowy wizerunek wymagałby raczej bardziej przebojowego charakteru. A jeśli twórcy nie chcieli jej dać przebojowego charakteru w tym momencie, to po co jej aż tak przebojowy wizerunek?

    OdpowiedzUsuń
  19. Ja ten dysonans poznawczy postrzegam właśnie jako grę z motywem przemiany, pokazującą, że nie wystarczy uczesać włosy i założyć modną sukienkę, żeby stać się innym człowiekiem. Masz rację, że konserwatywny ubiór Elsy jest podyktowany konwenansem. Tyle że podczas przemiany Elsa wpada z jednego konwenansu w drugi: teraz staje się wiotką, atrakcyjnie ubraną, kobiecą kobietą. Twórcy mogli podkreślić jej przemianę dowolnym strojem, a zdecydowali się na coś tak stereotypowego - to mi się właśnie nie podoba.

    OdpowiedzUsuń
  20. Trudno byłoby mi zrobić taką listę, bo praktycznie z każdego filmu Disneya mam jedną lub dwie ulubione piosenki :) Gdybym miała wskazać, to pewnie byłyby tam piosenki z gatunku tych "inicjacyjnych", np. "Pójdę znaleźć dom" z Herkulesa, "I'm still here" z "Planety skarbów", "Wyruszać czas" z "Mojego brata niedźwiedzia" albo coś z Tarzana. Za to zawsze fascynują mnie właśnie porównania różnych wersji językowych i tego, co zagubione w tłumaczeniu. Wyjątkowo rzuciło mi się to w oczy przy wspomnianej "I'm still here" - w skrócie: wersja polska jest o byciu kimś i honorze, francuska o byciu wolnym, rosyjska o zdobywaniu, a portugalska o odkrywaniu świata :) Teraz pod wpływem Twojej notki słucham sobie "Zrobię z was mężczyzn" w różnych wersjach i naprawdę polecam wersję rosyjską :D

    OdpowiedzUsuń
  21. Ja akurat za "inicjalnymi" nie przepadam - zazwyczaj są melancholijne, a ja wolę kawałki, które mają więcej ognia.;)
    Po przygotowaniu tej notki też nabrałam zwyczaju porównywania różnych wersji językowych (właściwie to się zaczęło po obejrzeniu "Frozen", ale teraz się nasiliło), choć zazwyczaj ograniczam się do polskiej i angielskiej (czasem niemieckiej czy rosyjskiej). A propo porównywania różnych wersji - właśnie zauważyłam, że polskie "Zrobię z was mężczyzn" jest chyba najbardziej feministyczne - ze znanych mi wersji tylko tutaj śpiewają, żeby po prostu być silnym, a nie męskim czy coś.;) W ogóle fajnie by było poczytać o tym notkę u kogoś.;)
    A rosyjska wersja całkiem sympatyczna, choć wokal trochę mi nie leży.

    OdpowiedzUsuń
  22. Na razie służę tylko notką o wspomnianym "I'm still here" (z zeszłego roku, miała być nawet początkiem cyklu, cóż, wyszło jak wyszło ;-)), ale po przeczytaniu Twojej notki wstąpiło we mnie natchnienie i może przymierzę się i do innych piosenek ;-) To jest fascynujące, jak zupełnie przypadkiem do piosenek z filmów animowanych trafiają elementy światopoglądu, kultury, postrzegania świata. I niby mamy piosenkę o tym samym, ale zupełnie inną.

    OdpowiedzUsuń
  23. O, to sobie poszukam.^^
    Fajnie by było, gdyby udało Ci się to przekuć w cykl (niekoniecznie regularny). Czytałabym.^^

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.