Strony

piątek, 12 lutego 2016

[Moje smoki] Lung Tien Lien - seria "Temeraire" Naomi Novik

[źródło]
Pierwsza notka z cyklu „Moje smoki” miała się pojawić jakoś rok temu, ale się nie pojawiła, bo jestem nieogarem. Wydawało się, że pierwszy smok będzie oczywisty (ci, którzy od jakiegoś czasu czytają mojego bloga, nie powinni mieć problemów z domyśleniem się, jaki). Ale… znalazłam postać, która jednak jeszcze bardziej poruszyła moje fanowskie serduszko. Bo jest, było nie było, bohaterka tragiczną.

UWAGA! Wpis zawiera spoilery, głównie do drugiego i trzeciego tomu cyklu.

Krótkie wprowadzenie dla tych, którzy nie znają cyklu. Lien należy (tak, jak i Temeraire) do niezwykłej rasy smoków Niebiańskich, hodowanym w Chinach wyłącznie jako towarzysze członków cesarskiego rodu. Zwykle są jednolicie czarne, z błękitnymi oczami i takimi cętkami na krawędziach skrzydeł. Problem w tym, że Lien urodziła się albinoską, a na dalekim wschodzie biel uznawana jest za kolor żałoby i nieszczęścia. Zwiastun nieszczęścia nie może towarzyszyć władcy cesarstwa, więc przyjęcie towarzystwa Lien było jednoznaczne ze zrzeczeniem się praw do tronu. Nic dziwnego, że nikt jej nie chciał. W końcu towarzyszem Lien został… najstarszy syn panującego cesarza. Nie wiemy, jakie pobudki nim kierowały, ale ta decyzja sprawiła, że młoda smoczyca pokochała go miłością wielką i nieprzemijającą. Nawet jeśli jej towarzysz okazał się spiskowcem.

Fandom nie lubi Lien (a jak ktoś mi nie wierzy, niech porówna choćby ilość fanartów z nią do ilości fanartów z jakimkolwiek innym znaczącym smoczym bohaterem cyklu). Do tego stopnia, że kiedy na coperniconowym dyżurze autografowym powiedziałam, że to mój ulubiony smok, sama Naomi Novik była zdziwiona. Lien jest często uważana za bezwzględną, złą, okrutną i dwulicową, zwłaszcza w zestawieniu z uwielbianym, prostolinijnym Temerairem. Nie odpowiada mi ogólnie przyjęta interpretacja tej postaci. Jest zbyt jednowymiarowa.

Lien bowiem można moim zdaniem uznać za w pewnym stopniu skrzywdzoną. Od skorupki (bo w świecie Novik smoczęta są świadome na długo przed wykluciem, języka i mowy uczą się jeszcze w jajku) była przygotowywana do roli kogoś wyjątkowego, kto będzie być może pomagał w sprawowaniu władzy nad największym i najważniejszym państwem świata. Że będzie jednym z najważniejszych smoków, budzącym szacunek i respekt wśród wszystkich u boku któregoś z najważniejszych ludzi. Jakież musiało być jej rozczarowanie, kiedy po wykluciu okazało się, że to wszystko tylko iluzja, w dodatku kłopotliwa dla wszystkich zainteresowanych. Była bardzo inteligentna, więc mało prawdopodobne, żeby nie zdawała sobie sprawy z sensacji, jaką budzi, z milknących rozmów, szeptów za plecami i odwracanych spojrzeń. Lien niezaprzeczalnie była Niebiańskim, więc nie można było bezszelestnie jej usunąć, ale z uwagi na kolor skóry dla wszystkich było jasne, że przynależnej jej z racji urodzenia pozycji nigdy nie zajmie. I doskonale o tym wiedziała. A to musiało budzić rozgoryczenie.

Zwłaszcza, że w tym wszystkim smoczyca była też bardzo samotna. W końcu nikt nie chciał utrzymywać bliższych kontaktów ze zwiastunem nieszczęścia. Nic dziwnego, że kiedy w końcu znalazł się ktoś, kto zechciał być jej towarzyszem, wytworzyła się między nimi bardzo silna więź. Zwłaszcza, że ten ktoś wiele poświęcił, żeby zająć przy niej miejsce. Pozycję następcy tronu, tak konkretnie.

Jak sądzę wielu fanów ma Lien za złe, że przystąpiła do spisku (lub też w dużej mierze stała za nim. Według mnie idealnie pasuje na koordynatorkę i pomysłodawczynie takich działań) mającego na celu odsunięcie obecnego następcy od tronu. Myślę, że głównie dlatego, że działa tu perspektywa bardzo często eksploatowanej w fantasy kliszy dobro kontra zło. Tymczasem w świecie Novik nie ma jednoznacznego dobra i jednoznacznego zła, jest tylko perspektywa (w sensie, że żadne pradawne zło nie dybie na bohaterów. Początkowo narrator i bohaterowie jednoznacznie wskazują Napoleona jako zło wcielone, ale trudno byłoby się spodziewać po żołnierzu innej opinii o dowódcy wrogiej armii. A z biegiem tomów wszystko się coraz bardziej relatywizuje). Autorka opisuje świat widziany przez Temeraire’a i dlatego jego perspektywa wydaje nam się tą dobrą, a ponieważ Anglicy są przybyszami z zewnątrz, uznają zastany w Chinach ład za słuszny bez poddawania go refleksji. Tymczasem próba przejęcia władzy przez Lien (czy też, trafniej, oddania władzy w ręce jej towarzysza, księcia Yongxinga) nie musiała być z jej punktu widzenia zamachem stanu, a próbą przywrócenia prawidłowego porządku, zaś w perspektywie posadzenia na tronie kogoś, kto od samego początku powinien tam zasiąść (trzeba pamiętać, że urzędujący cesarz na konflikt pomiędzy synami patrzył jak na próbę sił i przynajmniej na początku byłby gotów, jak sądzę, poprzeć tego, który wyjdzie z niej zwycięsko). Nie bez znaczenia mogło też być wychowanie w tradycji, która nakazuje Niebiańskim dbanie o bezpieczeństwo i właściwą ciągłość rodów panujących. W końcu nie ma nic bardziej właściwego w sukcesji, niż zapewnienie tronu najstarszemu synowi władcy. Jak sądzę, powodowało nią też poczucie krzywdy i niesprawiedliwości, a także wyrzuty sumienia. Przecież ktoś dla niej poświęcił swoje dziedzictwo i to przez jakieś głupie przesądy. Czy tak rozumiane poczucie sprawiedliwości należy uznać za etyczne to już inna sprawa, niemniej warto mieć na uwadze, że Lien nie kierowała li tylko wrodzona złośliwość i chęć siania chaosu.

Podejrzewam też, że oskarżenia o okrucieństwo biorą się z obietnicy krwawej zemsty na Temeraire za śmierć Yongxinga. Lien obiecała naszemu bohaterowi, że odbierze mu wszystko, co kocha, tak jak on odebrał wszystko jej. Szczerze mówiąc, nie widzę w tych słowach szczególnego okrucieństwa, zważywszy na to, że właściwie każdy smok postąpiłby tak samo (zaledwie scenę wcześniej Temeraire rzucił się mordować księcia, bo ten wynajął ludzi, żeby sprzątnęli Laurence’a, kapitana Temeraire). Osobną kwestią jest, czy akurat ta śmierć była winą Temeraire (książę zginął pod teatralną sceną, zawaloną przez walczące smoki), ale doskonale rozumiem mechanizm, który kazał Lien szukać winnego. Niemniej, żywiołowa reakcja młodego smoka spotkała się ze znacznie większym zrozumieniem czytelników, niż zimna zemsta smoczycy. Może właśnie dlatego, że była całkiem spontaniczna. Ale szczerze mówiąc, Temeraire nie potrafiłby inaczej. Był młody, narwany i nie potrafił ukryć swoich emocji, więc w zemście mogły mu służyć tylko zęby i pazury. Lien miała za sobą królewskie wykształcenie i doświadczenie w tkaniu intryg, jakie dają tylko dziesięciolecia przebywania na dworze. Oczywiste było, jaką broń wybierze w tym konflikcie.

Przeciw jej wrodzonemu okrucieństwu przemawia jeszcze coś: francuskie smoki ją kochały. Kiedy zdecydowała się przystać do Napoleona, od razu wzięła się za poprawianie ich sytuacji, a to sprawiło, że stała się wśród nich niezwykle popularna. Autorka nie pisze o tym wprost, ale wystarczy przypomnieć sobie choćby te sceny, w których lekkie smoki z jej otoczenia wystawiają się na ciosy o wiele silniejszego przeciwnika, żeby tylko własną piersią osłonić Lien. A Lien nie pozostawia rannych w ten sposób towarzyszy, tylko zabiera ich ze sobą w czasie odwrotu. Tak nie postępuje okrutna władczyni.

A teraz małe ćwiczenie: spróbujmy wyobrazić sobie, jak wyglądałaby ta cała historia opowiedziana z perspektywy Lien. Myślę, że dostalibyśmy opowieść o zawiedzionych nadziejach, o niesprawiedliwości dworskiego życia, o przyjaźni i poświęceniu, o porażce i utracie, wreszcie o zemście, ale przede wszystkim o budowaniu nowego domu w zupełnie obcym kraju. Sądzę, że byłaby to opowieść znacznie ciekawsza, niż ta, którą snuje Temraire. Właściwie to bardzo chciałabym, żeby ktoś ją napisał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.