Strony

wtorek, 30 sierpnia 2016

"Stanie się czas" Poul Anderson

Tak sobie ostatnio chodzę po internetach i zaglądając w niektóre miejsca oraz czytając niektóre dyskusje można dojść do wniosku, że Dobra Fantastyka to była pisana najpóźniej trzydzieści lat temu, a od tamtego czasu to już tylko postępująca degrengolada. Czytając to wszystko można czasem odnieść wrażenie, że absolutnie wszystko, co fantaści pisywali kiedyś to literatura najwyższych lotów i, prawdaż, książki przeciętne czy wręcz kiepskie nie zdarzały się wcale, więc po wszystko, co ma datę wydania starszą niż trzydzieści lat można sięgać bez obawy i szykować się na intelektualną ucztę. Oczywiście jest to nieprawda, ale szczerze mówiąc i na mnie ta aura rzekomej wspaniałości czasów minionych wywarła pewien wpływ – podświadomie oczekuję od książek starszych więcej. I czasem się zawodzę.

„Stanie się czas” jest właśnie jedną z takich książek, od których oczekiwałam więcej – bo i wiek odpowiedni, i nazwisko autora „z dorobkiem”. Tymczasem mamy tutaj dość klasyczną opowieść o podróżowaniu w czasie, narrator relacjonuje nam swoją znajomość z „naturalnym” podróżnikiem w czasie – Jackiem Havingiem. Jack urodził się z taką umiejętnością i na przestrzeni lat starał się poznać innych obdarzonych nią ludzi (oraz jakoś sobie radzić w życiu codziennym). Nawet mu się udało, jednak nie wszyscy podróżnicy okazali się być takimi, jakimi by sobie życzył.

No i teraz tak: z jednej strony to nie jest zła książka. Opowieść jest rozplanowana wzorowo, czytelnik raczej się nie nudzi, przejmuje się losem bohaterów. Ale z drugiej, no jednak spodziewałam się czegoś więcej niż mocnej czwórki, a właśnie na tyle w szkolnej skali ocen oceniłabym „Stanie się czas”. Bo powieść (umówmy się, że powieść, bo tak naprawdę to raczej duże opowiadanie jest) niczym nie zaskakuje, odgrzewa w mało nowatorski sposób znane motywy i właściwie cały czas miałam wrażenie, że to już było i zrobione lepiej (choć być może kiedy książka powstawała, było w niej jakieś nowatorstwo – w końcu to już ponad czterdzieści lat). Literacko też dość przeciętnie wypada – język prosty, powiedziałabym nawet, że nudny. Co prawa forma narracji rzadka i mająca pewien urok (pierwszoosobowa relacja z drugiej ręki), ale to tyle.

Za to postacie wyszły autorowi ciekawie. Jack Having to, można powiedzieć, uosobienie ufnego humanitaryzmu z lat siedemdziesiątych (ogólnie z powieści promieniuje pełne dobrych chęci przeświadczenie, że chociaż najpierw jako ludzkość wszystko spieprzymy, to potem jest dla nas nadzieja na dokonanie rzeczy wielkich. W obecnych czasach bardzo niemodne). Patrzy, podziwia, poznaje inne epoki i stara się chłonąć z nich to, co najlepsze. Podróżnicy w czasie z innych epok nie mają już tak otwartych umysłów. Autor, mam wrażenie, na ich przykładzie pragnął pokazać, że człowiek jest w dużej mierze wypadkową czasów w jakich żyje i choćby mu dać szansę na zbudowanie czegoś od podstaw, poza swoje doświadczenia nie wyjdzie (a wielu znajdzie się i takich, którzy będą wszystko zrównywać do poziomu swoich doświadczeń).

I tak oto okazało się, że mamy tutaj (mikro)powieść całkiem sympatyczną, ale ostatecznie dość przeciętną. Nie, żebym się poczuła zniechęcona do autora, ale jednak spodziewałam się odrobinę więcej.
 
Tytuł: Stanie się czas
Autor: Poul Anderson
Tytuł oryginalny: There Will Be Time
Tłumacz: Tadeusz Markowski
Wydawnictwo: Prószyński i s-ka
Rok: 2010
Stron: 232

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.