To miał być naprawdę minimalistyczny stosik, bo nie planowałam żadnych spektakularnych zakupów w tym miesiącu. I żadnych nie było. Ale stosik i tak zmutował.
Zacznijmy może od lewej, bo cała lewa wieżą to książki tak jakby do recenzji. "Szepty pod ziemią" są do recenzji całkiem, bo chciałam dowiedzieć się, jak się potoczą dalsze losy Petera Granta. Już nawet zaczęłam czytać. Od Maga.
Niżej mamy zawartość paczki niespodzianki od Genius Creations, czyli pakiet ich końcoworocznych nowości. Których nie zamawiałam, choć przyznam, że dwie i owszem, chciałam, ale jakoś tak wyszło, że nie wyszło. a to widzę znaczącą poprawę w jakości wydań - okładki co jedna, to ładniejsza i mają skrzydełka (co osobiście lubię, bo dzięki temu mniej niszczą się rogi).
W każdym razie leżąca najwyżej "Zima" należała do tych dwóch, które chciałam, albowiem jest to dzieło kolegi blogera, a ja lubię czytać dzieła kolegów blogerów (i koleżanek blogerek). Trochę w ramach samoudręczenia świadomością, że oto ludzie do czegoś dochodzą, książki wydają, a ja dalej klepię nocie na nieznanym nikomu archaicznym blogasku, prawdaż. "Noc kota, dzień sowy" co prawda nie została napisana przez blogerkę, ale za to jeden taki bloger polecał ostatnio intensywnie, a on całkiem fajne rzeczy poleca, więc (i tak, Amber też kiedyś przeczytam).
Przyznam, że co do pozostałych, to nawet nieszczególnie orientowałam się, o czym to w ogóle jest. "Armadillo" jawi się jako western w klimatach weird fiction. "Tropiciel" nie budzi u mnie szczególnego entuzjazmy, bo o brutalnych wojach (tych, których zgrabnie King kiedyś podsumował) czytać nie lubię. No ale mam nadzieję, że może jakieś inne walory powieści mi wynagrodzą nielubiany koncept, a poza tym książkę napisała kobieta, a z polską fantastyką kobiet mam ostatnio znacznie lepsze doświadczenia niż z polska fantastyką mężczyzn. Może nie będzie źle. O "Vivo" trudno cokolwiek powiedzieć, ale na okładce wspominają o smoku, więc jest nadzieja. Poza tym nie mogę przestać gapić się na okładkę. Podobnie ma się rzecz z "Pętlami pamięci" - tylko bez smoka no i okładka aż tak nie przyciąga. Najgorzej z "Fazą rem" - to kryminał bez grama fantastyki najwyraźniej, a ja kryminałów po prostu nie lubię...
Druga wieża ma już bardziej różnorodne pochodzenie - choć w głównej mierze składa się z pożyczanek od J. (którą chciałabym z tego miejsca pozdrowić) - cztery górne pozycje. Na górze "Po pierwsze nie szkodzić" , czyli książka o medykach, tak jak lubię. Niżej "Zrozumieć zwierzęta" i "Zwierzęta czynią nas ludźmi" Grandin - i będę rzucać pieniędzmi w każdego wydawcę, który zrobi porządne nowe wydanie, w twardej oprawie i ze śliczną okładką (obecne jest całkiem solidne, ale wygląda jak pierwszy lepszy podręcznik wychowania psa, a mnie wydawcy ostatnio nieco rozpieścili). No a "Książka" to jest dopiero KSIĄŻKA. Śliczne to, mam nadzieję, że treść też.;)
Niżej przywleczona z biblioteki "Plutopia", wygrana w facebookowym konkursie "Kudłata nauka" (która ma fajną okładkę - to jest właśnie ten przykład rozpieszczania przez wydawców) i set zakupowy. "Astrofizykę dla zabieganych" zanabył Luby, bardziej z sympatii do autora niż potrzeby. Już ją przeczytałam (bo to malutka książeczka) i może uda mi się skrobnąć kilka słów pod koniec tygodnia. "Lab Girl" i "Ten łokieć źle się zgina" zanabyłam już sama i liczę na smakowitą lekturę.
Ciekawe, jak będzie w grudniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.