Strony

czwartek, 4 stycznia 2018

Podsumowanie roku 2017

Fala podsumowań już się prawie przelała przez blogosferę, pozostały w niej ostatnie krople, jak moja. Zazwyczaj robiłam podsumowanie w dwóch częściach, ale doszłam do wniosku, że w tym roku nie ma to sensu. Więc będzie jedno, trochę długie, ale trudno. Przynajmniej kilka obrazków powtykam, żeby Wam się lepiej czytało.
Tradycyjnie, świnki dla urozmaicenia pierwszej części.:)
Przyznam, że nie był to dla mnie najlepszy rok. Najgorszy też nie był. Właściwie był nijaki. Ale nie nijaki w barwie sytej stabilizacji, tylko raczej martwej stagnacji. Działo się niewiele, pomysłów i energii na rozwój brakowało i przez dłuższy czas towarzyszyło mi przekonanie, że to wszystko jest bezcelowe, że może powinnam spojrzeć wreszcie prawdzie w oczy i przyznać, że piszę zbyt słabe teksty, żeby przebić się do jakiejś szerszej publiczności. Nie pozbyłam się go do końca i pewnie nie pozbędę. Ale szkoda by mi było porzucić miejsce, które tyle lat tworzyłam.

Niemniej, jedna nowa idea się wykluła - wyzwanie Rok z Nebulą. Co prawda przez listopad i grudzień było zawieszone, ale bynajmniej go nie porzuciłam. Myślę, że jeśli uda mi się je szczęśliwie ukończyć, przy okazji kolejnych urodzin bloga wezmę na tapetę kolejną nagrodę.


Z zeszłorocznych postanowień w zasadzie udało mi się tylko w miarę regularnie prowadzić instagramowy profil (to jest dobry moment, żeby zacząć go obserwować, jeśli jeszcze tego nie robicie). No i rysowałam znacznie więcej, niż rok wcześniej, ale nie tyle, ile sobie założyłam. Co w sumie mało dziwi, bo zapomniałam, że w ogóle robiłam jakieś postanowienia. Dlatego w tym roku będą tylko dwa:
  • Przeczytać 52 książki - teraz już poważnie zabierzemy się do tematu. Poza tym nagromadziłam sobie tyle nieprzeczytanych książek, że czas najwyższy podjąć jakieś kroki.
  • Przeczytać co najmniej 12 ebooków - bo po coś tego Kindla mam.
Tymczasem możemy przejść do czytelniczej części podsumowania. Przeczytałam 41 książek. Nie jest to może najwybitniejszy wynik na świecie, ale szczerze mówiąc, spodziewała się niższego. A tak jest tylko o 6 mniej niż rok wcześniej. Niestety, tylko 4 z nich były ebookami - to niedobrze. Najbogatszym czytelniczo miesiącem był sierpień (5 książek), a najuboższymi styczeń i maj (tylko po 2 książki.

Przeczytałam łącznie 16090 stron, co daje średnio 392 strony na książkę. Znaczny spadek w stosunku do poprzedniego roku. Najgrubszy wolumin miał 714 stron (był to "Ogień przebudzenia" Ryana), a najkrótszy - 180 stron (i był to "Człowiek, który spadł na ziemię" Tevisa).

Tradycyjnie już ściąganie książek do domu idzie mi znacznie lepiej niż czytanie. I tak przybyło mi 111 tytułów (czyli o 2 mniej niż rok wcześniej - czyżby sukces?...), ale przeczytanych z nich mam tylko 33.

Stosunek autorów do autorek nieco się poprawił, bo co prawda pań przeczytałam 15, czyli tyle samo,co rok wcześniej, ale panów było mniej, bo tylko 25. Jedna książka była antologią opowiadań autorów obu płci.

Czas na kilka wykresów. Na początek może narodowości autorów.

Główne tendencje się utrzymują - najwięcej Anglosasów, zaraz za nimi Polacy. Widać trochę przesunięcie preferencji na wschód, bo w tym roku czytałam nieco więcej wschodniego fantasy, ale tak poza tym niewiele się zmieniło.

A jak sytuacja z gatunkami? Od razu zaznaczę, że podziału gatunkowego dokonałam dość arbitralnie :P
Proporcje są praktycznie identyczne jak w zeszłym roku, więc chyba nie ma sensu tego komentować - dodam tylko, że literatura non-fiction to głownie wszelkie "ekologicznie" książki.

Skoro statystyki mamy już za sobą, pozostaje tylko krótka lista książek najlepszych i najgorszych. Przyznam, że z wyznaczeniem takowej miałam problem, bo jakkolwiek sporo było tytułów dobrych, to zachwyty praktycznie nie występowały. Ale coś tam dało się wybrać.

Zachwyt roku: "Wśród obcych" Jo Walton


Książkę miałam w planach (i w domu) od dawna, ale przeczytałam ją dopiero w tym roku, w ramach Roku z Nebulą. Teoretycznie to fantasy, ale tak naprawdę wątek fantastyczny to tylko okrasa do bardzo smacznej i bez niego treści. Mało mamy na polskim rynku opowieści o dojrzewaniu nerda, zwłaszcza płci żeńskiej i zwłaszcza tak dobrze napisanych.

Najpiękniej o lesie: "Ukryte życie lasu" David Haskell


Mam wrażenie, że to niesamowicie niedoceniona książka, co jest o tyle niesprawiedliwe, że popularność zdobywa o rząd wielkości słabszy Wohlleben (serio, tak mnie rozczarował po Haskellu, ze mało mu brakowało do stania się najgorsza książką roku). Tymczasem tutaj mamy nie dość, że doktora nauk przyrodniczych, nie dość, że piszącego po literacku, a nie tylko przystępnie, nie dość, że nominowanego do Pulitzera (w pewnym sensie), to jeszcze piszącego bardzo zajmująco i mającego pomysł na własną książkę. Ludzie, co z wami? Brać, czytać, raz, raz!

Propsy za smoki: "Historia naturalna smoków" Marie Brennan

Przyznam, że nie jest to książka idealna - ma swoje wady, trochę brakuje jej równowagi. Niemniej, łączy w sobie elementy, które najbardziej mnie jarają i to łączy w sposób bardzo zgrabny.

...oraz...

Rozczarowanie roku: "Strażniczka książek" Mechthild Gläser 


Tak książka jest zła na bardzo wielu poziomach, ale przede wszystkim jest zła dlatego, że nie oferuje tego, co obiecuje. Szkoda na nią czasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.