Strony

środa, 17 października 2018

"Fabryka planet" Elizabeth Tasker


W fantastyce zawsze sobie cenię światotwórstwo, tak w fantasy, jak i SF. Fantasy jest gatunkiem, który wiele wybacza, SF winna być jednak wierna czemuś więcej niż tylko wewnętrznej logice. Dlatego dobrze jeśli autor (ale i fan przecież) jest na bieżąco z odkryciami naukowymi, choćby po to, żeby wiedzieć, co może sobie przenicować i przekłamać.
 
Tym, czym dla fantasy są neverlandy, dla SF są obce planety. I dlatego też, kiedy Prószyński i s-ka zapowiedziało „Fabrykę planet” Elizabeth Tasker, od razu się nią zainteresowałam. W końcu warto być na bieżąco z odkryciami w tej materii, bo nigdy nie wiadomo, co tam naukowcy odkryli i co jeden z drugim autor-fantasta wymyślił sam, a co oparł o przeczytane artykuły.
 
I w sumie pierwsza refleksja po zakończeniu lektury była taka, że to raczej naukowcy powinni zaglądać do pisarzy-fantastów, bo okazuje się, że poszukiwanie egzoplanet to taka dziedzina astronomii, która regularnie wywraca do góry nogami swoje własne założenia i postuluje istnienie rzeczy, których jeszcze kilka tygodni wcześniej nikt nie uznałby za prawdopodobne. Co prowadzi do wniosku, że czego by fantaści nie wymyślili, naukowcy pewnie w końcu to znajdą.
 
Ale do rzeczy, bo miało być o książce popularnonaukowej. Przyznam, że początkowo trochę rozczarowałam się lekturą. Autorka wyszła ze słusznego skądinąd założenia, że najlepiej zacząć od własnego podwórka i na początku raczy czytelnika długą i pełną zwrotów akcji historią formowania się Układu Słonecznego. Jest to niezbędne, abyśmy mogli w pełni docenić ironię losu – oto bowiem coś, co uważaliśmy za wzorcowe i pewne okazuje się być ewenementem, ale nie mogłoby się obejść bez zastrzeżeń. Widzicie, przez ten rozdział brnęło mi się najgorzej, głównie dlatego, że zawiera on ogromną dawkę opisów mechaniki ruchu gazów w próżni. Musimy więc w skupieniu śledzić, co porusza się wolniej, co szybciej, z której strony i jak daleko od gwiazdy, jak to wpływa na obiekty o rożnych masach i co musi przyśpieszyć aby zwolniło coś innego. Mimo, że autorka starała się jak mogła, żeby zrobić to możliwie przystępnie, większa część opisu powstania naszego rodzimego układu gwiezdnego ma ogromny potencjał usypiający.

Jednakowoż dalej jest już znacznie ciekawiej. Poznajemy metody, jakimi tropi się planety oraz historię co głośniejszych i ciekawszych, jakich istnienie udało się potwierdzić (albo spektakularnie się nie udało). Przy okazji autorka spekuluje, jakie warunki mogą na tych planetach panować i opisuje parametry, które na takie spekulacje pozwalają (a także to, jak bardzo zwodnicze potrafią być). Dalej przechodzimy do planet w układach wielokrotnych, a krótkiej opowieści doczekały się też sierotki pozbawione gwiazd. Jest też co nieco o warunkach niezbędnych do powstania życia oraz pewna obrazoburcza myśl (która mnie urzekła z nieznanych powodów): a co jeśli ziemskie warunki wcale nie są najkorzystniejsze do rozwoju życia? 

Te rozdziały czyta się już znacznie przyjemniej. Podejmowana tematyka nie jest już tak jednorodna, więc łatwiej o niej interesująco pisać, a zagadnienia bywają wręcz surrealistyczne (miło mnie zaskoczył fakt, że autorka znacznie pogłębia zagadnienia, które wcześniej znałam głównie z programów popularnonaukowych, dość ograniczonych w przekazie, bo ileż można zmieścić w czterdziestominutowym odcinku). Zakończonej lekturze towarzyszy miłe poczucie poszerzenia horyzontów.
 
Polecam. Książka jest napisana możliwie przystępnie, więc po przebrnięciu przez pierwsze rozdziały każdemu powinna przynieść wiele radości. Jako i mnie przyniosła.

Książkę otrzymałam od wydawnictwa Prószyński i s-ka.

Tytuł: Fabryka planet. Planety pozasłoneczne i poszukiwanie drugiej Ziemi
Autor: Elizabeth Tasker
Tytuł oryginalny: The Planet Factory. Exoplanets and the Search for a Second Earth
Tłumacz: Bogumił Bieniok i Ewa Łokas
Wydawnictwo: Prószyński i s-ka
Rok: 2018
Stron: 432

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.