Strony

czwartek, 13 czerwca 2019

"Pielęgniarki" Christie Watson

Jak być może zauważyliście, poza książkami przyrodniczymi i fantastyką, lubię też poczytać sobie te okołomedyczne, zarówno o samych chorobach, jak i (może nawet bardziej) o pracy lekarzy i innego personelu medycznego. O ile o lekarzach trochę tego napisano, to inny personel medyczny wspomina się rzadko. Niemniej, nasze wydawnictwa jakiś czas temu jakby się zmówiły i praktycznie w jednym czasie pojawiły się trzy książki o pracy pielęgniarek. W tym jedna nie dotycząca polskich realiów, a odnosząca się do rzeczywistości brytyjskiej.



Mowa o „Pielęgniarkach” Christie Watson (choć oryginalny tytuł - „Język życzliwości” - pobada mi się bardziej). Technicznie rzecz ujmując jest to książka na poły autobiograficzna: autorka opisuje, jak to się stało, że zajęła się pielęgniarstwem, wspomina swoją drogę zawodową i najważniejsze miejsca, w których pracowała. Sporo miejsca poświęca też niektórym pacjentom.

Jednak te wszystkie historie (choć opisane tak, że czytelnik śledzi je jak najbardziej wciągające odcinki seriali medycznych) tak naprawdę są tylko pretekstem, przykładami. Opierając się na nich, autorka próbuje dotrzeć do samego sedna, czystej idei pielęgniarstwa. Powołując się na teoretyków zawodu i zestawiając ich myśli z szarą rzeczywistością, stara się opowiedzieć nie tylko o technicznej stronie pracy pielęgniarki, ale też odnaleźć to, co w niej najważniejsze i co wymyka się bezdusznym statystykom czy sztywnym wytycznym.

Przy czym Watson, po tych latach spędzonych na wykonywaniu, umówmy się, dość niewdzięcznego zawodu, dawno pozbyła się różowych okularów (choć część idealizmu w niej została). Dostrzega wady systemu i bezlitośnie je punktuje. Przy czym nie skupia się na historiach personalnych, nie wytyka błędów i okrucieństwa (zamierzonego bądź nie) koleżankom po fachu – sama stwierdza, że przez te wszystkie lata pracy nieżyczliwych pielęgniarek spotkała może kilka. Skupia się na przepisach i na bolączkach całego systemu ochrony zdrowia, który zdaje się traktować pielęgniarki po macoszemu, dokładając im obciążeń (głównie psychicznych), a nie oferując oparcia.

Autorka operuje językiem prostym, ale nie prostackim, przejrzystym i zrozumiałym. Sama rozpoznaję taki sposób pisania jako stosowany przez ludzi , którzy bardzo dobrze opanowali język jako narzędzie, ale trochę brakuje im literackiego artyzmu. To nie jest wada, w końcu solidni rzemieślnicy niezbędni są na każdym polu. Zwłaszcza w tematach społecznie istotnych, kiedy lepiej skupić się na solidnym przedstawieniu rzeczywistości zamiast artystycznych fikołkach.

„Pielęgniarki” to książka bardzo uniwersalna. Oczywiście miłośnicy ciekawych przypadków i opisów realiów pracy pielęgniarek nie będą zawiedzeni, ale autorka (moim zdaniem z sukcesem) postanowiła czytelnikowi przekazać też coś więcej. Myślę, że warto się zapoznać.
Książkę otrzymałam od wydawnictwa Marginesy.

Tytuł:
Pielęgniarki
Tytuł oryginalny: The Language of Kindness
Tłumacz: Ewa Borówka
Wydawnictwo: Marginesy
Rok: 2019
Stron: 320

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.