Strony

środa, 29 stycznia 2020

"Jak nakarmić dyktatora" Witold Szabłowski


W zasadzie to nie mam pojęcia, dlaczego sięgnęłam po „Jak nakarmić dyktatora” Witolda Szabłowskiego. Ani historia najnowsza mnie szczególnie nie interesuje, ani dyktatorzy nie fascynują, o jedzeniu w sumie też czytać nie lubię jakoś szczególnie. Autora nie znam. Swoje pewnie zrobiła reklama, ale myślę, że zwabiła mnie głównie obietnica spojrzenia z zupełnie innej perspektywy na wielokrotnie roztrząsany temat. Bo służbę o zdanie pyta się stosunkowo rzadko. 

piątek, 17 stycznia 2020

"Dobry wilk" Lars Berge


 Przyznam, że „Dobry wilk” Larsa Berge był tym reportażem, który wzbudził moje zainteresowanie, jak tylko pojawił się w zapowiedziach. W końcu, wnioskując z opisu, spokojnie mógłby trafić do serii Menażeria… No ale mniejsza z tym, wypadek z udziałem dzikich zwierząt jest zawsze sprawą dość sensacyjną. Miałam jednak nadzieję, że autor wyjdzie poza poszukiwanie taniej sensacji i poszuka głębiej, przy okazji pisząc może co nieco o kondycji ogrodów zoologicznych jako takich (bo niestety nie jest tak, że są to placówki bez skazy) i o naszym stosunku do wilków. Nie zawiodłam się i od razu przyznam, że chciałabym, żeby ta książka była ze dwa razy dłuższa. 

wtorek, 14 stycznia 2020

"Gizelle. Moje życie z bardzo dużym psem" Lauren Fern Watts


Czasem dzięki blogosferze trafiam na książki, o których istnieniu nigdy bym się nie dowiedziała. Niekiedy są to perełki, innym razem nie, ale zawsze jest to coś ciekawego. Nie inaczej było z powieścią „Gizelle. Moje życie z bardzo dużym psem” Lauren Fern Watt. I jakkolwiek całkiem nieźle mi się tę książkę czytało, tak spodziewałam się, że będzie czymś nieco innym. 

piątek, 10 stycznia 2020

[Zimowe czytanie] "Szara wilczyca" James Oliver Curwood


James Olivier Curwood, obok Jacka Londona, to chyba jeden z najbardziej znanych w Polsce piewców północnoamerykańskiej przyrody. Zwłaszcza tej z północnych obszarów kontynentu. Z dzieciństwa i wczesnego nastolęctwa pamiętam powieści obu tych panów, z tym że akurat wtedy w bibliotece mieli tylko „Włóczęgów północy” w starszym ode mnie wydaniu. Tym bardziej cieszy, że Zysk i s-ka dwa lata temu wznowił bodaj najpopularniejszą u nas książkę autora, czyli „Szarą wilczycę” w bardzo atrakcyjnym wydaniu.

wtorek, 7 stycznia 2020

Na co poluje Moreni: styczeń 2020

Notka z zapowiedziami pojawia się tym razem odrobinę później niż zazwyczaj, bo chciałam dać wydawcom jeszcze tę chwilą na uzupełnienie planów. Jak to w styczniu (bo ludzie wyzbyli się waluty na prezenty, to teraz i na książki nie mają) ilościowego szału nie ma, ale coś ta dla siebie znalazłam. Nie przedłużajmy więc.

Chcę mieć

"Jestem legendą - Piekielny dom - Człowiek, który nieprawdopodobnie się zmniejszał" Richard Matcheson
10 stycznia

Najnowsze Artefakty można było dostać w księgarni Maga już w grudniu, postanowiłam się jednak kierować datami premiery na szerokim rynku. Przyznam, że Matchesona ani nie znam, ani jakoś szczególnie ciekawa nie jestem, ale podobno dobry, no i to omnibus trzech książek i jednak Artefakty, więc nabyć trzeba.
Pośród największych gwiazd na firmamencie horroru i fantasy niewiele błyszczy jaśniej niż Richard Matheson. A choć wielu czytelników zna go głównie z powieści takich jak "Jestem legendą", Piekielny „dom” i szesnastu scenariuszy serialu "Strefa mroku", to najwyższe mistrzostwo osiągnął jako autor mrożących krew w żyłach opowiadań, z których wiele znalazło się niniejszej książce. Od czasu debiutu Mathesona w 1950 praktycznie wszyscy ważniejsi autorzy fantastyki i grozy czerpią garściami z jego dokonań - przyznają się do tego Stephen King i Neil Gaiman, Peter Straub i Joe Hill, a także filmowcy, tacy jak Stephen Spielberg i J.J. Abrams.
Matheson zrewolucjonizował horror, przenosząc go z gotyckich zamczysk i otchłani nieznanego kosmosu na dobrze nam znane i bliskie ulice i przedmieścia. Przesycił opowieści o zjawiskach fantastycznych i paranormalnych mroczną znajomością natury ludzkiej, sięgając do pokładów uniwersalnej grozy samotności i zagrożenia w niebezpiecznym świecie.

sobota, 4 stycznia 2020

Podsumowanie roku 2019

Przyznam szczerze, że rok 2019 nie była jakiś przełomowy w żadnym tego słowa znaczeniu. I przez dłuższy czas z tego powodu myślałam, ze był jakiś gorszy od poprzedniego, aż w końcu doszłam do wniosku, że nie. Ostatnio wszędzie można dostrzec parcie na samorozwój, kolekcjonowanie osiągnięć czy bezustanne spełnianie takich czy innych marzeń. I to jest ok, jeśli czujemy taką potrzebę, a nie przymus. Bo przyjemne i komfortowe życie w zgodzie ze sobą, nawet jeśli teoretycznie nie przemy do przodu, też jest ok i też jest osiągnięciem. A stabilizacja to nie to samo co stagnacja. Tak więc 2019 był dla mnie rokiem stabilizacji. 

środa, 1 stycznia 2020

Stosik #123

Czas na pierwszą notke roku i jak zazwyczaj będzie to stosik, no bo czemu nie. Zakupów w nim niewiele, Mikołaj w tym roku nie poszedł w ksiązki, ale po kilkumiesięcznej przerwie postanowiłam skorzystać z zasobów biblioteki (widać, że Legimi mi zbrakło; ale na swoje usprawiedliwienie mam, że wzięłam tytuły i tak w usłudze niedostępne. W większości). Koniec końców zebrał się pokaźny stos. Strzeżony przez Szczerbatka, bo udało mi się nabyć tego jednego z nielicznych Funko POPów, którego chciałam mieć.


Zacznijmy może od lewego, czyli bibliotecznego skrzydła. Na górze "Zawód położna". Książka opowiada o pracy położnej w Wielkiej Brytanii i mam nadzieję, ze będzie fajną przeciwwagą dla rodzimej "Mundrej" (której reckę rozgrzebałam jakiś czas temu i nie mogę skończyć...). Dalej, "Nieznane więzi natury". Po poprzedniej książce Wohllebena pozostał mi pewien taki niesmak, ale skoro nie muszę za kolejną płacić, to dam mu jeszcze jedną szansę. "Zimowa opowieść" Helprina znalazła się tu w ramach mojego osobistego miniwyzwania, albowiem postanowiłam do końca kalendarzowej zimy przeczytać co najmniej 10 zimowych książek. A to podobno świetna lektura. "Życie na krawędzi" wzięłam, bo było, jakoś tak przypadkiem wpadło mi w oko w internetowym katalogu i pomyślałam, że może być ciekawe. Podobnie rzecz ma się z "Ostatnim pustelnikiem", którego co prawda miałam na liście do przeczytania od dłuższego czasu, ale najwyraźniej potrzebowałam impulsu. "Niewyjaśnione" znalazły się tutaj, ponieważ lubię tajemnicze historie. Może niekoniecznie morderstw, ale też ujdą. Mam nadzieję, że autor poszedł w stronę racjonalizatorskich spekulacji, zamiast czystej sensacji. No i jako ostatni z bibliotecznych nabytków (a przynajmniej tych, które mogłam już odebrać) "Przez dziurkę od klucza" Jane Goodall. nie jestem jakąś szczególną miłośniczką małp człekokształtnych, ale to pozycja dość klasyczna i ostatecznie uznałam, że warto znać.

Na baczność stoją egzemplarze recenzenckie i nabytki własne. Od lewej mamy trzy dary losu od Zyska i s-ki. "Z naszej przyrody" Dyakowskiego to leciwa (bo ponad stuletnia) perełka z pogranicza ekoliteratury i literatury popularnonaukowej, w wydaniu uwspółcześnionym i zredagowanym. Oraz prześlicznym, bo bogato ilustrowanym i solidnym. Mam nadzieję, że treść okaże się równie atrakcyjna jak forma. Nie jestem pewna, czy "Miliardy, miliardy" Sagana (co do których byłam pewna, że ich tytuł brzmi nieco inaczej...) będą najlepszą lekturą na rozpoczęcie znajomości z tym autorem, ale zawsze można się pocieszać, ze w razie czego mam na półce jeszcze jego lepsze książki. A co do "Biegnącej z wilkami", to skorzystałam z okazji, bo akurat w tym miesiącu były dodruki, no bo wszakoż klasyk w feministycznych klimatach. Choć przyznam, że byłam pewna, że książka ma najwyżej połowę rzeczywistej objętości...

I na końcu jedna książka otrzymana i jedna kupiona. "Cała Orsinia" to prezent urodzinowy od Lubego, ostatni tom Le Guin, jaki chciałam mieć. No a "Kosmiczne rozterki" kupiłam sobie sama, żeby były do kolekcji. :)