Strony

czwartek, 24 grudnia 2020

"Fantastyczne opowieści wigilijne" antologia


Mam słabość do antologii i zbiorów opowiadań. Szczególnym uczuciem darzę jednak antologie tematyczne. Wiecie, losowe (czy też, ściślej rzecz ujmując, według widzimisię redaktora) zbiory opowiadań są fajne, ale kiedy teksty dobierane (lub zamawiane) są według jakiegoś klucza, bywa znacznie ciekawiej. No i nic człowieka nie wybija z nastroju, co akurat przy tematyce świątecznej jest dość istotne.

„Fantastyczne opowieści wigilijne”, jak sam tytuł wskazuje są tematyczną antologią skupiającą opowiadania gwiazdkowe. Ponoć na Zachodzie podobne zbiory ukazują się od lat regularnie, na naszym rynku jest to jednak pewne przyjemne novum. Trzeba oddać honor redaktorowi, że dołożył starań, aby zbiór był jak najbardziej różnorodny i każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Mamy modny obecnie cyberpunk, mamy fantasy, mamy sporo różnorodnego SF, znalazła się nawet groza. Poza przedrukami pojawiają się też teksty nigdy w Polsce nie publikowane, co zawsze cenię. Oczywiście z poziomem bywa różnie, ale taki już urok antologii, że obok perełek dostaje się przeciętniaki. A ponieważ teksty są takie do siebie niepodobne, opowiem o każdym z osobna.


Zbiór otwiera „Gazetka” Connie Willis, będąca jednym z najdłuższych opowiadań. I szczerze mówiąc spodziewałam się po tym tekście nieco więcej. Technicznie nie można mu niczego zarzucić, ale zdecydowanie nie zachwyca. Autorka wykorzystała motyw potajemnej inwazji kosmitów, niepostrzeżenie przejmujących kontrolę nad kolejnymi ludźmi w otoczeniu narratorki (trochę jak w „Inwazji porywaczy ciał”). Podejrzewam, że miała to być po troszę parodia podobnej tematyki, bo jest to ciepła, świąteczna opowieść (w przeciwieństwie do innych utworów, będących przeważnie horrorami klasy B). Obecnie jednak tekst wypada niezbyt świeżo, a poza tym dość bezbarwnie, bo autorka ogrywając motywy klasyczne dla grozy przepuszcza je przez puchaty świąteczny filtr, przez co tracą pazur.

„Wigilia” Mirosławy Sędzikowskiej jest z kolei dość umownie traktowanym, baśniowym fantasy. Cała intryga tego krótkiego (jak większość w zbiorze) tekstu daje się streścić w jednym zdaniu: sąsiad prosi czarodzieja, żeby odegrał Mikołaja na wigilii. Nie powiem, urocze to i przyjemne w czytaniu, ale raczej przeciętne.

„Świetlisty anioł” Joe Haldemana to pełnokrwiste SF dokładnie takie, jakie lubię. Mamy świat przyszłości różniący się od naszego raczej obyczajowością oraz panującymi warunkami społecznymi niż poziomem technologicznym. Jest to świat trochę niedookreślony, wyrwany z kontekstu, więc czytelnik ma znacznie więcej pytań niż odpowiedzi, ale taki zabieg przeprowadzony sprawnie zawsze mnie kupuje, a Haldeman nie od parady zyskał miano klasyka gatunku. Sama historia jest dość prosta, bo oto ojciec rodziny znajduje ślady minionej epoki i postanawia je wymienić na targu na coś, co mógłby sprezentować dzieciom pod choinkę. A w tle mamy jeszcze obcych.

„Święta w Louisville” Rudy Ruckera to zapowiadany wcześniej cyberpunk. Przyznam, że ten tekst wydał mi się wyrwany z kontekstu i jak się okazało słusznie, bo w notach o autorach redaktor wspomina, że jest to fragment powieści (która nigdy u nas nie wyszła). Jako opowiadanie „Święta...” zdają się pokazywać raczej wizję przyszłości autora niż konkretną historię. Pokazanie wszędobylskości środków psychoaktywnych, rozpadu więzi rodzinnych i pewien ponury klimat to z pewnością mocne elementy, ale wątek fabularny jest raczej pretekstowy (z dość oczywistych względów wygląda jak losowy fragment większej opowieści) i przewidywalny.

„Dziecko z Marsa” Davida Gerrolda nie zawiera odnośnika do Bożego Narodzenia jako takiego, natomiast zgodzę się z redaktorem, że ma pewien vibe rodzinności, jaki zwykliśmy z tymi świętami kojarzyć. Przy okazji raczej nie przechodzi badania brzytwą Lema, ale mi to zupełnie nie przeszkadzało. Bo wciąż pozostaje wzruszającą i pełną emocji historią budowania więzi pomiędzy adoptowanym synem z problemami rozwojowymi a jego przybranym ojcem. Wobec tego zagadka, czy dziecko rzeczywiście jest marsjańskim podrzutkiem, czy też to sobie zmyśliło, pozostaje drugorzędna.

„Opowieść wigilijna” Marka Oramusa to jeden z tekstów obiektywnie dobrych, które kompletnie nie trafiają ani w mój gust, ani w poczucie estetyki. Nie przepadam za naturalizmem w takim wydaniu i szlajaniem się po dołach społecznych, a w takim właśnie klimacie autor parafrazuje nam opowieść o Trzech Królach. Choć nie wątpię, że opowiadanie znajdzie swoich fanów, bo parafrazuje naprawdę dobrze.

A skoro o królach mowa, to „Trzej królowie” Orsona Scota Carda podchodzą do tematu zupełnie inaczej. Mamy tu bowiem pomieszanie starotestamentowych wierzeń z motywami SF, opowiedziane z perspektywy tego, którego zwykliśmy uważać za najpotężniejszego wśród demonów (a który nie do końca nim jest). Card łączy elementy po mistrzowsku i udaje mu się znaną i tysiące razy opowiadaną historię opowiedzieć w sposób świeży i ciekawy, a choć narracja nie jest szczególnie łatwa w odbiorze, to daje mnóstwo satysfakcji.

Z „Pod choinką” Krzysztofa Kochańskiego mam problem. Problem jest taki, że jak mi się nie pokaże palcem, że tu leży horror, to go nie zauważę, choćby podbiegł i kopnął mnie w tyłek. Doświadczenie mnie już jednak nauczyło, jakich sygnałów wypatrywać i tu je wypatrzyłam. Niemniej jednak nie potrafię ocenić, jak opowiadanie wypada na tle innych przedstawicieli gatunku i czy w ogóle „działa” jako groza. Natomiast jestem w stanie docenić pomysł: alternatywna rzeczywistość, w której zdobycie żywej choinki to kwestia kluczowa do mnie przemawia.

„Najlepszy przyjaciel kobiety” Roberta Reeda to tekst dość ciekawy. Motyw wybiera sobie co prawda niezbyt oryginalny, bo eksploruje ideę multiwersum, ale robi to bardzo zgrabnie i przyjemnie w lekturze. A fabuła wydaje się prosta (i taka jest, ale nie w fabule drzemie siła tego tekstu): pani spotyka pana, który w innej rzeczywistości był jej mężem.

„Podróż trzech króli” Piotra Goćka (Gocieka? Redaktora zbioru w każdym razie) z kolei nie przypadła mi do gustu. Nie przepadam za tego typu satyrą, która samej siebie nie bierze na poważnie a ton, jaki zachowuje, mieści się w trójkącie bermudzkim pomiędzy przypowieścią, baśnią a przaśną fantastyką. Nie przekonuje mnie też zbytnio wizja trzech króli jako nędznych cwaniaczków, nieudolnych w swej nikczemności. No nie dla mnie.

„Pętla” Kristine Kathlyn Rush to co innego. Znów (jak chyba we wszystkich opublikowanych w zbiorze opowiadaniach SF) mamy tu do czynienia ze sztandarowym motywem fantastyki naukowej, jakim jest pętla czasu. Oto bowiem pogrążona w żałobie po wieloletnim partnerze naukowczyni, przytłoczona pierwszymi samotnymi świętami postanawia cofnąć się w czasie (dzięki eksperymentalnej technologii, nad którą wspólnie pracowali) do najszczęśliwszego wspomnienia, jakie miała. Wynikły z tego rzeczy może nie spektakularne, ale znaczące. Całą opowieść przesyca klimat melancholii i nostalgii, ale jako że to jednak Boże Narodzenie, jest i promyk nadziei.

„Wigilijnych psów” Łukasza Orbitowskiego dotyczy ten sam problem, co „Pod choinką”, bo to też groza. Zasadniczo jestem w stanie zrozumieć, dlaczego autor ten ma tylu fanów. Tekst jest świetnie skomponowany i napisany bardzo adekwatnym językiem. Niestety, jest też zupełnie nie w moim stylu i estetyce. Historia życia podstarzałej peerelowskiej gwiazdy pióra nawiedzanej co Wigilia przez dwa psy jest może opowiedziana zgodnie z najlepszymi prawidłami sztuki, ale kompletnie mnie nie zainteresowała (i chyba lepiej by jej było bez paranormalnych wstawek).

Zbiór zamyka „Mistrzowskie posunięcie dziadka do orzechów” Janet Kagan. Znowu mamy do czynienia z dość klasycznym motywem kontaktu z obcymi i oddziaływania ludzkimi obyczajami na ich obyczaje. Ale w przeciwieństwie do wielu tekstów eksploatujących ten sam motyw, tutaj nie dochodzi do katastrofy. Wydarzenia śledzimy z perspektywy Marianny, szeregowej pracownicy ziemskiej ambasady na Ucieszności (nie jest to przesadnie duża ambasada, więc i szeregowość Marianny jest dość umowna). O tubylcach z Ucieszności wiemy jedynie, że są raczej pokojową rasą, odżywiają się zaś podobnie do bobrów, co ma też odzwierciedlenie w ich kulturze i sztuce (rzeźby się tam wygryza z drewna). Ostatnio jednak lokalny władca daje się mieszkańcom coraz bardziej we znaki. W takich warunkach podzielenie się tradycją szyderczych świątecznych dziadków do orzechów z opowieściami o Martinie Luterze Kingu może mieć dość nieoczekiwane skutki. Moim zdaniem do doskonałe opowiadanie na obecne czasy: dobrze napisane, niesztampowe i przypominające, że razem można zdziałać wiele.

„Fantastyczne opowieści wigilijne” nie są może jakimś wybitnym zbiorem, ale z pewnością całkiem przyjemnym. Mam nadzieję, że tradycja się przyjmie i obok wydawanych od kilku lat przez Zysk okolicznościowych zbiorków grozy i zbrodni, co roku będziemy mogli cieszyć się też antologią fantastyczną. Jak zapewnia redaktor, przynajmniej na razie jest z czego wybierać. 

Tytuł: "Fantastyczne opowieści wigilijne"
Autor: antologia
Tłumacz: różni
Wydawnictwo: Zysk i s-ka
Rok: 2020
Stron: 404

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.