Strony

wtorek, 21 września 2021

"Kraj niespokojnego poranka" Roman Husarski


Jak być może wiecie, moja fascynacja krajami Południowo-Wschodniej Azji trwa. Co prawda są to wybrane kraje, ale nie wszyscy muszą się wszystkim interesować, prawda? Pewnym problemem jest ich popularność: zarówno Japonia, jak i Korea Południowa słyną u nas głównie z wytworów szeroko rozumianej popkultury, więc i o tejże poczytać najłatwiej. Za tym idzie zainteresowanie literaturą piękną i takich tytułów, często bardzo ciekawych, mamy na rynku coraz większy wybór. Ale reportaży społecznych ogólnie nie ma zbyt wiele. Dlatego też, kiedy tylko w zapowiedziach pojawiła się pozycja obiecująca zajęcie się tematami społecznymi, od razu się nią zainteresowałam. I tak oto, dzięki uprzejmości księgarni TaniaKsiazka.pl trafił do mnie „Kraj niespokojnego poranka” Romana Husarskiego.

I ojej, jaki ja mam problem z tą książką. Taki nawet nie do końca zawiniony przez autora, po prostu spodziewałam się nieco innego spektrum poruszanych problemów. Widzicie, kiedy sięgam po książkę o jakimś dalekim kraju, interesuje mnie przede wszystkim, jak się tam lokalnemu Kowalskiemu żyje (i może to być bardzo różny, niekoniecznie idealnie standardowy Kowalski). Tło historyczne też jest ile widziane, ale nie koniecznie na pierwszym miejscu. Tymczasem Husarskiego mniej interesuje koreański Kowalski. On woli wielkie narracje.

I to czasem wypada ciekawie. Historia chrześcijaństwa czy buddyzmu na półwyspie prezentuje się interesująco. Ale głównie dlatego, że dość łatwo można je przełożyć na codzienność zwykłych ludzi. Tymczasem opowieść o konflikcie z Japonią czy chwiejności koreańskiej demokracji wydają się dość abstrakcyjne, oderwane od przyziemnej rzeczywistości (zwłaszcza, że większość osób, z którymi autor rozmawia, to studenci i profesorowie, czyli, umówmy się, środowisko dość wąskie). Rozdziały, które najlepiej mi się czytało, to te o uciekinierach z Korei Północnej i o hodowli psów na mięso – czyli te, w których autor wychodził daleko poza swoją intelektualną bańkę i zagłębiał się w żywą tkankę społeczeństwa: rozmawiał z niemłodymi mieszkańcami wsi czy imigrantami wywodzącymi się z zupełnie innej rzeczywistości. Przypadek?

To, o czym pisałam wyżej, to zarzuty mniej lub bardziej subiektywne. Mam jednak kilka obiektywnych. Po pierwsze: sporo chaosu w tej opowieści o Korei. W pierwszym rozdziale widać to najbardziej: autor zaczyna od opisu specyficznego stylu życia, żeby przeskoczyć do tradycyjnej architektury i strojów, potem do zapomnianych członków rodziny królewskiej, religijnej specyfiki i lokalnej kuchni. Dalej treści są dużo bardziej poukładane, ale wciąż Husarskiemu zdarza się bez zapowiedzi zmienić temat czy uciec w dygresję.

Tak patrzę na tę książkę i sama nie wiem. Z jednej strony czyta się to bardzo przyjemnie (może poza ostatnim rozdziałem o współczesnych prezydentach Korei który jest praktycznie wykazem nazwisk i afer ) i nie mogę powiedzieć, ze nic z lektury nie wyniosłam. Przeciwnie, dla kogoś zainteresowanego dotąd dość wąskim wycinkiem Korei Południowej może to być dobry początek, jak hasło w Wikipedii, z którego ruszamy dalej do zalinkowanych źródeł: obejrzy sobie wiele rożnych tematów i zyska ogląd, w czym chciałby kopać głębiej. Z drugiej strony ten rozstrzał tematyczny i chaotyczna miejscami narracja mogą zniechęcić i wywołać poczucie zagubienia, a czytelnicy bardziej obeznani z tematem pewnie nic nowego z lektury nie wyniosą. Sami zdecydujcie. „Kraj niespokojnego poranka” czeka w dziale literatury faktu w księgarni TaniaKsiazka.pl.
 
Książkę otrzymałam od księgarni TaniaKsiazka.pl

Tytuł: Kraj niespokojnego poranka. Pamięć i bunt w Korei Południowej
Autor: Roman Husarski
Wydawnictwo: Czarne
Rok: 2021
Stron: 312

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.