Strony

piątek, 10 września 2021

"Gdyż jest nas wielu" Dennis E. Taylor


Wielokrotnie narzekałam, że pisanie o kolejnych tomach cykli jest zadaniem niewdzięcznym i trudnym, bo nie dość, że trzeba uważać na spoilery, to trudno coś nowego zwykle powiedzieć. Tutaj mamy do czynienia z zadaniem jeszcze bardziej niewdzięcznym. Bo widzicie, konstrukcja książek Taylora pozwala na dobrą sprawę podzielić je w dowolnym momencie, arbitralnie. I gdyby nie to, że pewien suspens został zachowany, byłabym przekonana, że tak właśnie się stało. „Gdyż jest nas wielu” jest bowiem idealna kontynuacją, podejmuje opowieść dokładnie w tym momencie, gdzie skończyła się w poprzednim tomie. Spokojnie mogłyby wyjść w omnibusie. Gdyby zapomnieć dodać karty tytułowej nikt by się nie zorientował, że to dwie książki.

Fabuła jest oczywiście logicznym rozwinięciem tego, co było w „Nasze imię legion, nasze imię Bob”: ciągle eksploatujemy motyw kolonizacji planet i wielkiej ucieczki z Ziemi, ale jako że kolejne inkarnacje Boba odlatują coraz dalej, częściej pojawiają się motywy dotyczące obcych. Ogólnie mam wrażenie, że autor chce przerobić wszystkie najbardziej kanoniczne motywy znane SF i jest na dobrej drodze, żeby tego dokonać. Nawet nie mam mu tego za złe, całkiem przyjemnie to wychodzi.

Przy poprzednim tomie niektórzy narzekali, że autor rzuca łopatologicznymi nawiązaniami jak karabin maszynowy. Teraz jest tego trochę mniej, jego postacie zdają się bardziej dojrzałe z czasem, więc i szczeniackie żarciki mniej się ich trzymają. Pojawiają się też nowe problemy, jak na przykład kwestia przywiązania do istot organicznych, które przecież przyjdzie nieśmiertelnym blaszanym statkom kosmicznym szybko pożegnać. To jest motyw, który moim zdaniem autor rozegrał ciekawie, wielotorowo. Starsze inkarnacje Boba bowiem po ludzku się przywiązują i cierpią, a problem z nowszymi jest taki, że coraz bardziej dystansują się do ludzkości, bo wraz z ilością wspomnień, jakie otrzymują po swoich „rodzicach” rośnie ich przekonanie, że z ludzkością nie są związani. Myślę, że to będzie jeden z dwóch głównych motywów rozgrywanych w tomie trzecim.

Miałam zakończyć notkę stwierdzeniem, że szkoda, że autor, budując swoje uniwersum tak, że zapewnia praktycznie nieskończone pole do tworzenia historii, poprzestał na trzech tomach. Ale wygląda na to, że wcale nie poprzestał, bo już w tym miesiącu wychodzi tom czwarty. A że trzeci już dawno przeczytałam, to na niego czekam. Bo to uniwersum daje mi czystą, niczym nieskrępowaną rozrywkę. I takich też potrzebuję.
 
Tytuł: Gdyż jest nas wielu
Autor: Dennis E. Taylor
Tytuł oryginalny: For We Are Many
Tłumacz: Wojciech M. Próchniewicz
Cykl: Bobiverse
Wydawnictwo: Mag
Rok: 2020
Stron: 384 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.