Strony

czwartek, 27 października 2022

"Reguły na czas chaosu" Tomasz Stawiszyński


Rzadko czytuję szeroko rozumianą literaturę poradnikową. A jeszcze rzadziej tę z kategorii „jak żyć”. Po „Reguły na czas chaosu” sięgnęłam głównie dlatego, że wysłuchałam kilku podcastów, w których autor (Tomasz Stawiszyński) był rozmówcą i spodobały mi się one na tyle, że skorzystałam z okazji sprawdzenia, co też pisze w książkach. I cóż… raczej fanką literatury poradnikowej nigdy nie zostanę. Choć uczciwie przyznam, ze autor odżegnuje się od nazywania swojej książki poradnikiem. 
 
Mam dość sprecyzowane zdanie o szeroko rozumianych poradnikach. Mianowicie uważam, że ich siłą, zwłaszcza w kategorii „jak żyć” (dotyczy to też poradników oferujących wiedzę z określonych dziedzin, ale w duo mniejszym stopniu) nie jest samo przekazywanie konkretnej informacji. Jest nią sposób przekazywania. Nie oszukujmy się, większość zawiera porady dość oczywiste lub zbyt ogólnikowe, żeby były naprawdę odkrywcze. Ale wciąż mogą zmienić czyjeś życie, jeśli autor dzięki swojemu stylowi potrafi pewne rzeczy czytelnikowi UŚWIADOMIĆ. Bo wielu mamy ludzi tak bardzo wdrożonych w konkretne koleiny myślenia i postępowania, że pewne oczywistości są dla nich kompletnie niewidoczne. I „Reguły na czas chaosu” mogą być tego typu książką.

No dobrze, ale o czym to w ogóle jest? Autor przedstawia nam jedenaście reguł, które pozwolą nie dać się zwariować w naszym coraz bardziej chaotycznym świecie. Każdy rozdział to jedna reguła i każdy ma formę krótkiego eseju z listą lektur dodatkowych na końcu. Przy czym to nie są dokładne instrukcje postępowania, a raczej ogólne spostrzeżenia, które mogą czytelnika pobudzić do własnej refleksji.

I jak pewne rozdziały uważam za bardzo trafne i potrzebne (jak te o socjalmediach czy czytelnictwie, o którym notabene zdarzyło mi się niedawno odbyć bardzo podobną rozmowę), to czasem wypowiedzi autora wywołują u mnie pewien zgrzyt. Na przykład, gdy będąc z zawodu filozofem, krytykuje nowoczesną psychoanalizę. Nie zrozumcie mnie źle, nie chodzi o to, czy krytykuje słusznie, czy niesłusznie – tego nie wiem, bo się nie znam. Po prostu zawsze mam dystans do wypowiedzi niespecjalistów w tematach specjalistycznych i zawsze podchodzę do nich z głęboką nieufnością.

Niemniej, moim największym problemem z „Regułami...” jest to, że one po prostu nie są dla mnie. Nie były mi w stanie niczego uświadomić, bo to, co można by uznać za odkrywcze, jakiś czas temu odkryłam sama. Ze stylem autora też nie do końca jestem kompatybilna. To nie jest zły styl, wręcz przeciwnie: całkiem przyjemnie się Stawiszyńskiego czyta i można mu nawet wybaczyć pewne maniery literackie (z jakiegoś powodu strasznie dla mnie irytujący okazał się sposób, w jaki wtrąca do swojej wypowiedzi trudne słówka). Ale nie czuję, żebym coś z tej lektury wyniosła; wyszłam z niej tak, jak weszłam. A to chyba największa porażka w przypadku książek tego typu.

Niemniej, jak pisałam, w przypadku szeroko pojętych poradników najważniejszy jest osobisty odbiór tekstu. I wierzę, że istnieje bardzo wielu czytelników, dla których teksty Stawiszyńskiego będą wręcz personalną iluminacją. Dlatego nie jestem w stanie odradzić tej książki. W każdym razie nikomu, kto nie jest mną.
 
Książkę otrzymałam od wydawnictwa Znak.

Tytuł: Reguły na czas chaosu
Autor: Tomasz Stawiszyński
Wydawnictwo: Znak
Rok: 2022
Stron: 230

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.