Strony

poniedziałek, 19 lipca 2010

Nieco o feminiźmie - "Świat bez kobiet" Agnieszka Graff


Feminizmem nigdy jakoś specjalnie się nie interesowałam. Do wszystkich „izmów” podchodzę nieufnie, a akurat ten jest w mediach nieobecny, więc nie miał kto podsycać mojej ciekawości. Jednak fakt, że feministki walczą o prawa kobiet sprawił, że, jako kobieta, postanowiłam się przekonać, jak to robią. Do tego sprawdzania nie zabrałam się jednak jakoś szczególnie energicznie: nie szukałam w Internecie forów feministycznych, ani list literatury z tej dziedziny. Głównie dlatego, że lubię czytać książki rzetelne (albo chociaż dobrze napisane), a z tym przy „izmach” bywa różnie, zwłaszcza, że tu, jak nigdzie indziej, łatwo o fanatyków. Pewnego razu natknęłam się na notkę pewnej Biblionetkowiczki, która bardzo skutecznie zachęciła mnie do zapoznania się z tym zbiorem esejów, a że jakiś czas później wpadł mi w oko w bibliotece, nie mogłam nie wziąć.

O feminizmie dowiedziałam się sporo. Dzięki tym esejom mogłam w końcu u źródła zweryfikować stereotypy i mity narosłe wokół tego ruchu (ot, choćby dowiedzieć się, skąd się wziął mit o paleniu staników). Dowiedziałam się, o co konkretnie walczą feministki i jakimi problemami się zajmują. Wreszcie mogłam się dowiedzieć, dlaczego feministek się nie lubi. Nie mogę stwierdzić, żebym nową wiedzą była zaskoczona czy zszokowana, jednak pewne celne uwagi autorki wywarły na mnie duże wrażenie.

Bardzo trafna wydała mi się polemika z artykułem „Patriarchat po Seksmisji” Wojciecha Orlińskiego. Jego autor twierdzi, że w Polsce nie dyskryminuje się kobiet, tylko „osoby z dzieckiem”. Jednak na końcu artykułu stwierdza, że to kobiety nie mają lekko. Pani Graff zwraca uwagę na fakt, że takie problemy, jak nieprzyjazna dla wózków dziecięcych organizacja przestrzeni publicznej nie są brane poważnie, dopóki mówią o nich kobiety. Traktuje się te skargi z przymrużeniem oka, ot, znowu baby marudzą, za dobrze im widocznie. Dopiero, kiedy poprosić mężczyznę o wyjście z dziećmi, okazuje się, że obecna organizacja przestrzeni faktycznie jest nieprzyjazna i bardzo utrudnia choćby zwykły spacer po mieście. Autorka przypuszcza, że identyczna sytuacja miała miejsce na porodówkach: o złych warunkach nikt nie chciał słyszeć, dopóki nie wprowadzono porodów rodzinnych i męska część opinii publicznej nie przekonała się na własne oczy, co się tam dzieje. Rozbawił mnie esej dotyczący urody (chociaż, jak autorka zaznaczyła we wstępie, jej podejście do tematu wywołało kontrowersje) i mcbealizmu. Za to wstrząsający okazał się raport o prawie do aborcji. Temat jest bardzo trudny, jednak w większości przypadków zgadzam się z panią Graff.

Trzeba jednak zaznaczyć, że nie są to eseje ani artykułu „wojujące”. Nie znajdziemy w nich statystyk ani suchych liczb, wskazujących na dyskryminację kobiet (są jednak odnośniki do prac zawierających takie statystyki), nie ma tam też nawoływania do obrzucania wrażego patriarchatu jajkami i kastrowania mężczyzn. Jeśli ktoś szuka w tej książce taniej sensacji, to jej nie znajdzie.

Podsumowując, książkę polecam każdej kobiecie. Można się z założeniami feminizmu zgadzać lub nie, ale każda z nas powinna wiedzieć, kto, jak i dlaczego walczy o jej prawa. Jeżeli zaś ktoś zainteresuje się tematem bardziej, na końcu książki jest swoisty spis literatury tematycznej. Może nawet któryś z panów się skusi?

A. Graff, Świat bez kobiet. Kobieta w polskim życiu publicznym, wyd. II, WAB, Warszawa 2008, s. 294

5 komentarzy:

  1. nigdy nie interesowałam się zbytnio feminizmem, ale podziwiam kobiety, ktore potrafią walczyć zacięcie o swoje prawa i poglądy - w końcu mamy to równouprawnienie, a jednak...

    OdpowiedzUsuń
  2. O, to może być ciekawe ;) poszukam w bibliotece ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pierwsza myśl kiedy zobaczyłam okładkę: świat bez kobiet po prostu byłby nudny. ;)
    Jednak co do feminizmu... bardzo nie lubie skrajności, zwłaszcza kiedy ktoś "zrobi wszystko" aby ustać na swoim. Rozsądny feminizm wg mnie ma racje bytu i jeśli ktoś naprawde wierzy w to co robi to nie ma w tym nic złego, o ile właśnie nie wejdzie w tą powyższą skrajność.
    Po Twojej recenzji z chęcią sięgnę kiedyś po tą książkę, może nie teraz, ale kiedyś na pewno. :)

    (bo wiedza to skarb).

    OdpowiedzUsuń
  4. Sara - też się nie interesowałam, ale trzeba poszerzać horyzonty.;)

    Dominika Anna - :-)

    imantra - to jest właśnie książka bez skrajności; feministki Graff nie biegają z płonącym stanikiem i nożem do kastrowania w zębach, ale po pracy lubią sobie porozmawiać o lakierach do paznokci.;) Więc polecam.:)
    P.S. Wcale się nie pogniewam.:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Feministki Agnieszki Graff to są normalne kobiety, bo feministki po prostu są normalnymi kobietami. Większość z nich. Bo feminizm dla każdej feministki znaczy trochę, co innego. W mediach przedstawia się je jako "wojujące", ale co ma wspólnego z wojowaniem domaganie się równych praw?

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.