Goliat to ostatni tom trylogii Scotta Westerfelda o wdzięcznym tytule Lewiatan. Poprzednie tomy zachwycały niesłychanym rozmachem kreowanego świata, barwnymi postaciami, wartką akcją i zaskakującymi wydarzeniami. To były książki, które, mimo że kierowane do „młodych dorosłych”, z wypiekami na twarzy mógł czytać każdy. Czy Goliat trzyma poziom?
Po wydarzeniach w Istambule, Lewiatan wraz z załogą i młodym księciem z rodu Habsburgów, udaje się na wschód. Plan zakładał lot do Tokio, ale nad Syberią okazało się, że wielki podniebny statek musi wziąć udział w misji ratunkowej. W ten sposób na jego pokładzie zjawia się Nicola Tesla – naukowiec tyleż utalentowany, co szalony. Przekonuje on Alka (czyli wspomnianego wyżej księcia), że skonstruował broń mogącą położyć kres toczącej się wojnie. W wyniku tych wydarzeń, Lewiatan rusza do Ameryki. Dopiero tam zacznie się prawdziwa przygoda.
Akcja powieści rozgrywa się w czasie pierwszej wojny światowej.
Niemniej, założeniem autora było napisanie powieści przygodowej, więc
zawiedzie się ten, kto oczekuje po piętnastoletnim księciu i jego,
ukrywającej się w męskim przebraniu, przyjaciółce Deryn głębokich
refleksji odnośnie okropności wojny. Zwłaszcza, że autor tak prowadzi
akcję, aby bohaterowie znajdowali się jak najdalej od europejskiego
frontu. Sprzeciw wobec wojny przejawia się w czymś innym: we współczuciu
dla załogi atakowanego okrętu, w bezsilnej złości na rzeczywistość, czy
wreszcie w obsesji Alka, dotyczącej zakończenia konfliktu. Moim zdaniem
jest to dużo bardziej wiarygodne, niż długi, wewnętrzny monolog
nastoletniego kadeta po trzech miesiącach służby.
Wspominałam o niezwykle barwnym świecie. Nie da się ukryć, że Westerfeld ma bogatą wyobraźnię — w końcu nie każdy wymyśliłby świat podzielony między darwinistów, hodujących najdziwniejsze, sztuczne bestie i chrzęstów, którzy ślepo wierzą w mechanizację, daleko bardziej spektakularną, niż ma to miejsce u nas. Czytelnik ciągle jest bombardowany niesamowitymi obrazami, najdziwniejszymi mechanizmami czy osobliwymi stworzeniami. Wywołują one tym większe wrażenie, że zostały wspaniale i klimatycznie zilustrowane przez Keitha Thompsona, co w ogóle bardziej upodabnia lekturę do czytania komiksu czy oglądania filmu. Chyba nie ma lepszego sposobu do zachęcenia młodego czytelnika.
Bohaterowie również są mocną stroną powieści. Zadziorna, zdeterminowana Deryn, która mimo zewnętrznej twardości ciągle potrafi być zwykłą dziewczyną, a nie zmutowanym babochłopem, idealista Alek, czy wiecznie knująca Nora Brown — to tylko najczęściej pojawiające się na kartach powieści osoby. Każdy znajdzie coś dla siebie, jakiegoś ulubionego, opisanego kilkoma niezwykle trafnymi słowy bohatera. Nie wspominając już o pewnych przemyślnych lemurach, które często są bardziej przemyślne od właścicieli.
Westerfeld operuje prostym, ale nie prostackim językiem, zrozumiałym dla nastoletniego czytelnika, ale jednocześnie tak pomyślanym, aby wzbogacać tegoż czytelnika słownictwo. Jednocześnie stara się różnicować wypowiedzi postaci (a tłumacz razem z nim, za co należą mu się cześć i chwała). I tak Alek wyraża się zawsze poprawnie, po dworsku i z pewną emfazą (chociaż do trzeciego tomu zdążył się już nieco pozbyć tego nawyku), Deryn zaś mówi jak dzieciak z pierwszego-lepszego szkockiego podwórka, czyli używając skrótów i nie do końca literackiej gramatyki. Jednocześnie autor zawarł w powieści mnóstwo humoru, co dodatkowo wzbogaca lekturę.
W Goliacie każdy znajdzie coś dla siebie. Jest konspiracja, wojna, rebelianci w dziczy, nauka, spiski i knowania; jest przyjaźń, pochwała wierności i honoru; jest rodzące się uczucie. Wreszcie są przecudnej urody ilustracje. Nie pozostaje mi nic innego, jak polecić tą wspaniałą trylogię (bo polecanie samego trzeciego tomu nie ma sensu, prawda?) każdemu. Jeśli macie dzieci — kupcie im i sami podczytujcie mniej lub bardziej jawnie. Jeśli nie macie dzieci, to po prostu kupcie sobie. Dobra zabawa gwarantowana, niezależnie od wieku.
Wspominałam o niezwykle barwnym świecie. Nie da się ukryć, że Westerfeld ma bogatą wyobraźnię — w końcu nie każdy wymyśliłby świat podzielony między darwinistów, hodujących najdziwniejsze, sztuczne bestie i chrzęstów, którzy ślepo wierzą w mechanizację, daleko bardziej spektakularną, niż ma to miejsce u nas. Czytelnik ciągle jest bombardowany niesamowitymi obrazami, najdziwniejszymi mechanizmami czy osobliwymi stworzeniami. Wywołują one tym większe wrażenie, że zostały wspaniale i klimatycznie zilustrowane przez Keitha Thompsona, co w ogóle bardziej upodabnia lekturę do czytania komiksu czy oglądania filmu. Chyba nie ma lepszego sposobu do zachęcenia młodego czytelnika.
Bohaterowie również są mocną stroną powieści. Zadziorna, zdeterminowana Deryn, która mimo zewnętrznej twardości ciągle potrafi być zwykłą dziewczyną, a nie zmutowanym babochłopem, idealista Alek, czy wiecznie knująca Nora Brown — to tylko najczęściej pojawiające się na kartach powieści osoby. Każdy znajdzie coś dla siebie, jakiegoś ulubionego, opisanego kilkoma niezwykle trafnymi słowy bohatera. Nie wspominając już o pewnych przemyślnych lemurach, które często są bardziej przemyślne od właścicieli.
Westerfeld operuje prostym, ale nie prostackim językiem, zrozumiałym dla nastoletniego czytelnika, ale jednocześnie tak pomyślanym, aby wzbogacać tegoż czytelnika słownictwo. Jednocześnie stara się różnicować wypowiedzi postaci (a tłumacz razem z nim, za co należą mu się cześć i chwała). I tak Alek wyraża się zawsze poprawnie, po dworsku i z pewną emfazą (chociaż do trzeciego tomu zdążył się już nieco pozbyć tego nawyku), Deryn zaś mówi jak dzieciak z pierwszego-lepszego szkockiego podwórka, czyli używając skrótów i nie do końca literackiej gramatyki. Jednocześnie autor zawarł w powieści mnóstwo humoru, co dodatkowo wzbogaca lekturę.
W Goliacie każdy znajdzie coś dla siebie. Jest konspiracja, wojna, rebelianci w dziczy, nauka, spiski i knowania; jest przyjaźń, pochwała wierności i honoru; jest rodzące się uczucie. Wreszcie są przecudnej urody ilustracje. Nie pozostaje mi nic innego, jak polecić tą wspaniałą trylogię (bo polecanie samego trzeciego tomu nie ma sensu, prawda?) każdemu. Jeśli macie dzieci — kupcie im i sami podczytujcie mniej lub bardziej jawnie. Jeśli nie macie dzieci, to po prostu kupcie sobie. Dobra zabawa gwarantowana, niezależnie od wieku.
Tytuł: Goliat
Autor: Scott Westerfeld
Tytuł oryginalny: Goliath
Tłumacz: Jarosław Rybski
Cykl: Lewiatan
Wydawnictwo: Rebis
Rok: 2012
Stron: 496
Mam za sobą lekturę całej trylogii i zdecydowanie jestem nią zachwycona.
OdpowiedzUsuńTo zupełnie jak ja.;)
UsuńWesterfeld trafił na moją zmodyfikowaną listę marzeń po opinii Oceansoul, teraz Twoja recenzja. Coś jest na rzeczy ^^
OdpowiedzUsuńZdecydowanie jest.:) Aż nabralam ochoty na przeczytanie jego drugiego wydanego w Polsce cyklu.
UsuńTy już po ostatnim tomie, a przede mną jeszcze cała seria... Ale co się odwlecze... Na pewno kiedyś sięgnę, bo chyba każdą część oceniałaś równie wysoko.
OdpowiedzUsuńSzczęściara, tyle dobra jeszcze przed Tobą.:)
UsuńA ja nie słyszałem wcześniej o tym. Recenzja jednak zachęcająca. Okładka też:)
OdpowiedzUsuńA ilustracje w środku jakie zachęcające.;)
UsuńUświadomiłaś mi boleśnie, że pierwszy tom nadal czeka na lekturę... Przeczytam, przeczytam. Już niedługo:-)
OdpowiedzUsuńA czytaj czytaj:)
Usuń