Strony

niedziela, 7 kwietnia 2013

Początek - "Świat Czarownic" Andre Norton

Może mi nie uwierzycie, ale u zarania historii fantasy (zwłaszcza amerykańskiej) nie było tam sensownych kobiet. Wszelkie odmiany nagród dla wojownika, złośnic do poskromienia (czyli też w zasadzie nagród dla wojownika) czy złych czarodziejek/imperatorek do pokonania to owszem, jak najbardziej. Ale żeby kobieta miała jakieś rozsądne role do odegrania w skonstruowanym przez autora świecie? No nie, po co, pociotkom Conana w neverlandach jest dobrze, jak jest, na co jeszcze jakieś wredne baby wpychać? I w ogóle jak? Co one mogłyby sensownie robić, na litość? A potem przyszedł Andre Norton i pokazał, że coś jednak mogą. Jeszcze trochę później okazało się, że Andre tak naprawdę ma na imię Alice Mary.

Simon Tregarth ma kłopoty - ktoś podłożył mu świnię i teraz byli mocodawcy chcą go zlikwidować. Tak to bywa, kiedy człowiek zajmuje się szemranymi interesami. Na szczęście jest pewna osoba, która za „drobną” opłatą pomaga takim pechowcom jak Simon. Zapewnia drogę ucieczki co prawda tylko w jedną stronę, ale za to gwarantuje, że wrogowie klienta nie dostaną. I tak oto nasz nieszczęśnik trafia do świata równoległego, za jakim (wedle zapewnień) tęskniło jego serce. Tam nasz bohater najpierw pomaga pewnej nieznajomej, a później dowiaduje się, że kraj, do którego trafił, Estcarp, stanął właśnie w obliczu wojny.
 
W „Świecie czarownic” dostajemy historię, która sama w sobie obecnie nie wzbudza już aż takich emocji. W najnowszych powieściach fantasy wróg głównego bohatera wcale nie musi być wielkim złem – może po prostu chcieć podbić jego ziemie, bo potrzebuje więcej przestrzeni/ludzi/władzy. Nikogo też nie dziwi, że kobiety w tych opowieściach tkają własne, wcale nie pośledniej jakości wątki. Kiedy powstawały pierwsze powieści Andre Norton, zwłaszcza to drugie wcale nie było takie oczywiste.
 
Powieści Andre Norton przyczyniały się do wytyczenia (jeśli same nie wytyczały) nowej drogi w fantasy – drogi kobiet. Mając taką świadomość, w momencie rozpoczynania lektury spodziewałam się czegoś obrazoburczego nawet we współczesnym mniemaniu, w końcu jak już wytyczać nowe szlaki, to najlepiej dynamitem. Tymczasem przeżyłam szok – dynamitu brak, przynajmniej w obecnym rozumieniu. I współczesnej czytelniczce jakoś tak smutno się robi, że te 50 lat temu wystarczyło w jakimś wyimaginowanym państwie wprowadzić matriarchat (jako normalny system władzy, z wadami i zaletami, a nie przerysowane kuriozum), żeby zadziwić.
 
Kobiety w „Świecie czarownic” wcale nie wybijają się na pierwszy plan – tu króluje raczej opowieść wojenna. Autorka starała się nienachalnie pokazać społeczność, w której przedstawicielki płci pięknej istnieją poza kuchnią, sypialnią pana męża i pokojem dziecinnym. W Estcarpie czarownice (kobiety władające Mocą) zarządzają państwem i jako urzędniczki są w tej historii widoczne. Poza jedną jawnie zbuntowaną przeciw dosłownie pokazanemu męskiemu uciskowi Loyse, „sensowne kobiety” po prostu są i samym tym faktem udowadniają swoją przydatność fabularną. Teraz wydaje się oczywiste, że dobra powieść fantasy musi przynajmniej kilka bohaterek zawierać, ale widocznie nie zawsze tak było.
 
Wznowienie powieści przez Naszą Księgarnię wiązało się również z nowym tłumaczeniem. I jak nie mogę wskazać, któremu z przekładów bliżej do oryginału, tak z całą pewnością stwierdzam, że nowy, dokonany przez Ewę Witecką, jest znacznie bardziej przyjazny współczesnemu czytelnikowi. Poprzedni miejscami czyta się jak wyimki z baśni polskich czy innych legend i mitów, a zważywszy, że swoją prozę Norton kierowała raczej do przeciętnego zjadacza popkultury, uproszczenie formy powinno jej wyjść na dobre.
 
Cóż, jeśli ktoś doszukiwałby się w „Świecie czarownic” ambitnej fantastyki przez duże „A”, to srodze się zawiedzie, bo dostanie stosunkowo prostą opowieść. Za to fani spragnieni prześledzenia pewnych trendów, chcący zobaczyć, jak się pisało dawniej, powinni być zadowoleni. Pani Norton miała bowiem dar pisania dobrych historii i kreowania ciekawych bohaterów na niewielkiej ilości stron, tak więc jej powieści sprawdzają się nawet w kategorii zwykłej rozrywki. „Świat czarownic” warto znać, a ja czekam już na kolejny tom.

Recenzja dla portalu Insimilion.

Tytuł: Świat czarownic
Autor: Andre Norton
Tłumacz: Ewa Witecka
Tytuł oryginalny:
The Witch World
Cykl: Świat czarownic
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok: 2013
Stron: 332

9 komentarzy:

  1. Czytałem to dawno temu i strasznie się przy tym męczyłem. Nie sięgnąłem po nastepne tomy, co wtedy było bardzo dziwne (bo zwykle kupowałem całe serie i od deski do deski za jednym zamachem).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może to przez tłumaczenie? Pamiętam, że to nowe czytało mi się dużo przyjemniej, niż stare.

      Usuń
  2. Książka już jakiś czas leży u mnie na półce i czeka aż znajdę dla niej czas. : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie życzę miłej lektury na przyszłość.:)

      Usuń
  3. Norton i jej świat czarownic oczarował mnie, ale to było dwadzieścia lat temu, a na rynku mało było pozycji fantasy. Choć wydawano sporo fantastyki, to większość stanowiły pozycje s-f. Pamiętam, że czytałam wtedy te odbijane na ksero i tłumaczone własnym sumptem tak zwane "wydania klubowe", które się kupowało na Skrze albo pożyczało od zaprzyjaźnionych fanatyków... Podejrzewam, że cały czas tej lektury tkwił w wtedy w jej nowości i inności, dlatego przezornie raczej po nią teraz nie sięgnę. Zachowam sobie w pamięci jako fajne:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, wspomnień z młodości wczesnej weryfikować nielzia, bo to tylko szkodzi. Niech zostaną, jakie są.:)

      Usuń
  4. Dawno temu czytałam, a teraz się zorientowałam, że to był 3 tom! Zakupiłam więc 1 i przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  5. witam serdecznie.
    czy obecne wydanie zostało ponownie tłumaczone? czyli napisane jest w inny sposób niż to sprzed wielu lat?
    tłumacz jest ten sam Pani Ewa Witecka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tłumaczenie istotnie różni się od starego - specjalnie porównywałam.:) Niestety, nie mam teraz starego wydania przy sobie, ale wszystkie źródła twierdzą uparcie, że przy pierwszym pani Ewa Witecka pracowała wspólnie z panią Anielą Tomaszek. Może stąd te rozbieżności?

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.