Strony

piątek, 5 czerwca 2015

Zmyślenia #18 - Trochę o relekturze

Pyza parę dni temu pisała o korzyściach płynących z powtórnej lektury, co przypomniało mi, że też miałam napisać notkę o w temacie (choć jednak inaczej). Na początku planowałam tylko zrobić listę z opisami tego co chciałabym powtórzyć, ale z takich czy innych powodów się nie zanosi, no ale to byłoby za proste. Bo widzicie, zdałam sobie sprawę, że różne książki chcę przeczytać jeszcze raz z różnych powodów. Czasem te powody się łączą, ale kilka podstawowych grup można wyróżnić. Myślę, że to lepszy pomysł niż najbardziej nawet mięsista lista. Zwłaszcza, że tych list cosik dużo u mnie ostatnio. 

Wpis ilustrują jaszczurki i koty, bo jaszczurki to takie małe smoki, a koty... to koty.
Bo młoda i głupia byłam, a teraz to kompletnie inny człowiek
Tak się złożyło, że sporo książek uważanych za klasykę gatunku przeczytałam we wczesnym nastolęctwie. No ale nie ukrywajmy, moja wiedza i doświadczenia literackie były wtedy bardzo ubogie, doświadczenie życiowe takoż (nie żeby w międzyczasie życie mnie jakoś szczególnie doświadczyło, ale rozumiecie, o co mi chodzi). Byłam też podatna na wpływy i szczerze mówiąc, teraz nie do końca jestem pewna, czy niektóre tytuły naprawdę mnie zachwyciły, czy też tylko sobie to wmówiłam, bo jak nie zachwyca, jeśli zachwyca, że sparafrazuję klasyka (a wierzcie mi, autosugestia to potężna siła). Teraz, jak w nagłówku akapitu, jestem jednak trochę innym człowiekiem niż kiedy miałam te naście lat. I na przykład wiele smaczków w takiej „Grze Endera” mogło mi umknąć, a odbiór całości mógłby się kompletnie zmienić. Dlatego wypadałoby tę „Grę…” odświeżyć (co do „Mówcy Umarłych” już takich ciągot nie mam, z różnych względów). Do tej kategorii zaliczam również „Władcę pierścieni” i „Zieiomorze”. Pierwsze zaczęłam czytać nawet przed nastolęctwem i teraz w głowie mam głównie wizje filmowe, a nie książkowe – przydałoby się to zweryfikować. Drugiemu nie ufam – czy naprawdę aż tak bardzo mi się podobało, czy tylko to sobie wmówiłam? Znaczy, nie mam wątpliwości, że smoki Ziemiomorza ciągle będą mnie zachwycać, ale na przykład co z takimi „Grobowcami Atuanu”? A może nawet odkryję więcej?

Wracać tam, gdzie mi dobrze…
Bardzo lubię niektóre światy prezentowane w książkach. W części tych światów rozgrywa się akcja wielotomowych serii, więc jeszcze długo nie będę musiała się obawiać, że zabraknie mi pretekstu do odwiedzin. Niestety, w niektórych dzieją się tylko trylogie, albo o zgrozo, jedna powieść. Opcjonalnie kolejny tom dopiero się pisze, a ja chcę wrócić teraz. Szczerze mówiąc, takich światów mam jeszcze niewiele, ale kilka jest i czekają na półce, aż się za nie zabiorę. Na przykład trylogia „Mroczne Materie” Pullmana. Albo „Temeraire” Naomi Novik, którego z resztą regularnie podczytuję.


…do przyjaciół, których znam
Czasem świat przedstawiony czy opowiedziana historia nie są tak ważne, jak bohaterowie, którzy biorą w niej udział. Weźmy na przykład „Niecnych Dżentelmenów” Lyncha. Świat fajny, ale bez przesady, historia za pierwszym razem była zaskakująca, ale ma w sobie sporo z zagadki kryminalnej, więc przy kolejnym czytaniu już tak nie zaskakuje (a była na tyle dobra, że usłużna pamięć jeszcze długo się jej nie pozbędzie). Za to sami Dżentelmeni to coś zupełnie innego – z Locke i Jeanem mogłabym się spotykać znacznie częściej niż pozwalają na to premiery kolejnych tomów. Pewnie z Harrym Dresdenem będzie podobnie, ale na szczęście na horyzoncie już majaczą nowe tomy, więc jakoś doczekam.

Bo to fajna historia była
Są wreszcie książki tak napisane, że nawet jeśli już się czytało ich opowieść, ma się ochotę znowu jej posłuchać (uchem duszy, prawdaż). Jak dzieci, które proszą rodziców o czytanie w kółko tej samej bajki. Bo są po prostu na tyle fajne, że nawet śledząc poczynania bohaterów po raz któryś z rzędu ciągle czujemy radość. Do tej kategorii zaliczam „Player one”, książkę zdecydowanie niedocenioną przez polskich czytelników (bo też i może niepotrzebnie reklamowaną jako przełom w SF). Mam tak też z „Zawołajcie położną”, która szczerze mówiąc, wzięła mnie z zaskoczenia, bo po przeczytaniu zdążyłam zapomnieć, jaka jest fajna. Krótkie przejrzenie po czasie sprawiło, że na nowo się zakochałam.


Po kawałku, panocku
Są też książki, które w całości jakoś szczególnie mnie nie ciągną. Za to mam swoje ulubione fragmenty, do których często wracam (albo po prostu czytam sobie kilka losowo wybranych stron). Najczęściej dotyczy to oczywiście zbiorów opowiadań albo książek popularnonaukowych, tudzież esejów czy czegoś podobnego. I właściwie dotyczy to wszystkich zbiorów opowiadań, które mam, w szczególności wiedźmińskich (choć oczywiście jak już skompletuję cały cykl, to mam zamiar go sobie odświeżyć), ale także weterynarskich wspomnień z „Powiedz, gdzie cię boli” czy Harry’ego Pottera (to jest właśnie ten przypadek, w którym lubię podczytywać losowe strony. Choć oczywiście, jak już skompletuję cykl, to odświeżę sobie całość).

Smutna prawda jest taka, że ze wszystkich wymienionych tu cykli i książek powtórzyłam sobie tylko „Temeraire’a” (a chętnie zrobiłabym to jeszcze raz). Wymówki (nazwijmy je powodami) są zazwyczaj dwie: nie mam swojego egzemplarza, a przecież nie będę do powtórki wypożyczać z biblioteki albo zebrać od ludzi. A jeśli już ten egzemplarz mam, to przecież na półkach czeka jeszcze mnóstwo książek nieczytanych ani razu, często również kanonicznych czy wyczekanych, więc tak trochę głupio pozwalać, żeby dalej zapuszczały tam korzenie. Niemniej, kiedyś przeczytam je wszystkie.

A jak to jest u was z powtórkami?

27 komentarzy:

  1. Harry Potter, teraz sobie podczytuję już w trzecim języku (bardziej kwestia znania książki na pamięć niż znania owego języka ^ ^), ile tam można nowych rzeczy znaleźć, a chyba z setny raz te książki przerabiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Gauleiter Sida5 czerwca 2015 12:45

    Ja dość rzadko powtarzam książki, właściwie jedynymi, które czytałam w całości więcej niż raz, jest chyba kilka ulubionych części Dysku - działają tu pewnie powody drugi i trzeci. Za to mój ukochany "Paragraf 22" podczytuję fragmentami dość regularnie, zazwyczaj po prostu otwierając na losowej stronie, albo wybierając jakiś rozdział na chybił trafił. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ziemiomorze czeka cierpliwie, aż uda mi się zakupić jakiś swój egzemplarz (a niestety jestem wybredna i zbiorcze wydanie mi się nie podoba). Do Władcy Pierścieni wracam często, więc żaden problem ;D
    Do odświeżenia wybrałam część lektur szkolnych, zwłaszcza z liceum, jako że wtedy, mam wrażenie, albo byłam za głupia, żeby je właściwie zrozumieć, albo w ogóle nie potrafiłam znaleźć w nich tych wartości, które posiadają. Więc będzie klasyka niedługo.

    OdpowiedzUsuń
  4. (swoją drogą, wczoraj w ogródku widziałam taką zieloniutką jaszczurę :D)
    "Ziemiomorze" też czytałam daaawno temu i chyba mało wyciągnęłam, bo prawie nic nie pamiętam :P.Nawet po roku można inaczej odebrać daną książkę i jestem ciekawa czy takie "Miasto Śniących Książek" teraz by mnie zachwyciło tak samo.Z drugiej strony - zawsze trochę ryzyko, że znienawidzisz ukochaną książkę xd.
    O władcach to się nawet nie wypowiadam, bo jako władcowy freak jestem niewiarygodna xD.Do Śródziemia mogłabym wracać i wracać i wracać, a najlepiej to zamieszkać :).
    Mroczne Materie bardzo, bardzo chcę sobie odświeżyć, bo czytałam wieki temu i też prawie nic nie pamiętam oprócz dajmonów i jakichś wyrywkowych scen.
    Ja swoje perełki książkowe staram się kupować i umieszczać na zaszczytnym miejscu na półce, żeby potem móc do nich spokojnie wrócić.Kiedyś xd.Bo prawda jest taka, że przede mną ogrom nowych książek z listy chciejczytadeł.Akurat takie kupowanie perełkowe u mnie dobrze się sprawdza, bo wszystkie inne książki wypożyczam z biblioteki, żeby jak mi się coś nie spodoba, to nie wyrzucać pieniędzy w błoto.
    Chociaż czasem zdarza mi się kupić coś, do czego czuję pociąg i pozytywne wibracje, na przykład wczoraj zamówiłam taką Grę o tron, którą mam postanowioną do przeczytania na wakacje już od dłuższego czasu :).Ale wzięłam też "W pierścienu ognia", żeby skompletować całe ukochane Igrzyska, oczywiście w okładkach filmowych, a jak :P.
    Także ja swoją metodę mam opracowaną, mimo że czasem zdarza mi się kupić coś w ciemno ;).

    OdpowiedzUsuń
  5. Podpisuję się rękoma i nogami -- zwłaszcza pod punktem pierwszym. Czasami rozmawiam z kimś o jakiejś książce, którą przecież czytałam, ale że byłam wtedy bardzo młoda, to zapamiętałam ją jako powieść zupełnie o czym innym. Albo wracam do jakiejś i okazuje się, że zupełnie, ale to zupełnie inaczej ją teraz czytam. Raz, że widzę smaczki i nawiązania, ale dwa, umiem więcej wyciągnąć z samego tego jak ona została napisana.

    W kategorii "bo to fajna historia była" mam tak z Pratchettem -- a szczególnie z serią o straży. No po prostu: tak! A o "Player one" czytałam właśnie w różnych miejsach, ale jeszcze nie wpadła mi w ręce, ale mam ją ciągle w pamięci "wziąć, jak znajdę" ;).

    A z bibliotek bardzo często korzystam przy powtórkach. Zwłaszcza, jak można z półki zgarnąć od ręki cały cykl :). Przy czym mam wrażenie, że najlepiej jest zacząć nie planując. Miałam tak z Harrym Potterem. Tak sobie chciałam poczytać "Kamień filzoficzny", a w tydzień później już doczytywałam "Insygnia..." ;). A wcale przecież nie planowałam nic powtarzać ;).

    OdpowiedzUsuń
  6. Powroty są fajne, tylko te nowe książki wtedy robią mi po nocach wyrzuty...

    OdpowiedzUsuń
  7. No wesz, moja biblioteka miała zazwyczaj tylko po jednym egzemplarzu wszystkiego (choć HP dorobił się w końcu dublera), więc miałabym takie nieprzyjemne wrażenie, ze komuś odbieram okazje przeczytania.;)

    OdpowiedzUsuń
  8. "Miasto..." dalej zachwyca - przynajmniej mnie - podczytywałam sobie przy okazji "Labiryntu...", żeby się przekonać, czy on naprawdę jest o tyle słabszy od pierwszego tomu (jest).;)
    Akurat znienawidzenia się nie boję - co najwyżej mój entuzjazm trochę opadnie. Az tak bardzo gust mi się nie zmienił.;)
    Najbardziej żałuję, ze nie ma u nas ładnego, zbiorczego wydania w twardej oprawie. Nabyłam to wydanie Pullmana od Albatrosa, żeby w ogóle jakieś mieć, ale szczerze mówiąc, długiego żywota mu nie wróżę...
    Też mam przemyślaną listę zakupów (no, chyba że akurat do Carrefoura rzuca tania książkę, albo są jakieś mega promocje w wydawnictwach typu książka za 10 zł). Biblioteka służyła mi, dopóki mieszkałam z rodzicami - od kiedy wyjechałam do miasta jakoś nie mogę się z żadną zaprzyjaźnić. Pewnie trochę też dlatego, ze mam sporo nieprzeczytanych książek w domu, od kiedy mam własna wypłatę.;) A teraz, jeśli uznam, ze jednak do którejś książki nie chcę wracać, to wystawiam ją w sieci na wymianę (na LC albo FB), czasem można coś fajnego zgarnąć.
    Och, całkiem spontanicznie i nie grzebiąc w koszu z tanią książką to ostatnio kupiłam "Historię kotów". Ale nie był to zakup szczególnie trafiony - gdyby Luby nie nosił się z zamiarem lektury, to już by wylądowała na stosie do wymiany...

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja właśnie mam to zbiorcze wydanie - czekałam na cos takiego od lat i uznaje je za nawet estetyczne. Następny must have to "Ekumena", ale z niej czytałam na razie tylko trzy pierwsze tomy, więc posłuży mi nie tylko do powrotów.;)
    Ja tam potrzeby odświeżania kanonu lektur kompletnie nie czuję (no, może "Mistrza i Małgorzatę", ale oni akurat moją lekturą nie byli). Za to planuje zapoznać się kiedyś bliżej z Austen i Dickensem, no i przeczytać "Quo vadis" (kiedyś ambitnie chciałam też Trylogię, ale kobiety Sienkiewicza wyjątkowo zniechęcają mnie do lektury...).

    OdpowiedzUsuń
  10. No ja właściwie tez rzadko, ale im starsza jestem, tym chciałabym częściej.;D

    OdpowiedzUsuń
  11. A chyba że tak. Ale mam takie wrażenie, że te serie często stoją sobie spokojnie, bo minął na nie szał albo wszyscy już się w nie zaopatrzyli i wtedy wyrzuty sumienia są mniejsze ;).

    OdpowiedzUsuń
  12. U mnie rożnie jest z powrotami i czasem to zależy od ilości nowych do przeczytania. Częto wracam np. Do Pratchetta. Co do punktu pierwszego, niesety dziala on też w drugą stornę. Pamiętam jak przy powtarzaniu Ziemiomorza wróciłem też do innego cyklu, dla ktorego dawno temu przerwałem jego czytanie. Te dziesieć lat pomogło ziemiomorzu, temu drugiemu cyklowi raczej nie.

    OdpowiedzUsuń
  13. "Labiryntu" jeszcze nie czytałam, ale ostudziłaś mój zapał xd.
    A mi się akurat lepiej czyta w miękkich oprawach taką ilość stron.Chociaż rzeczywiście może długo nie pożyć :/.
    Wymiany to fajna sprawa, ale trzeba uważać w jakim stanie przywędrują te książki niestety.
    Dlatego ja wolę kupować sprawdzone książki ;).

    OdpowiedzUsuń
  14. A ten drugi cykl to jaki, jeśli można zapytać?:)
    Ja może nie tyle rozczarowanie, co szok przeżyłam, kiedy po latach odświeżałam sobie pierwszy tom HP. uderzyło mnie, jak bardzo klasycznie dziecięca to jest powieść, w przeciwieństwie do dalszych tomów, i tego, co teraz uchodzi za powieści dziecięce i dla młodszej młodzieży.

    OdpowiedzUsuń
  15. A widzisz, a u mnie zawsze zdekompletowane. Co wskazywałoby na to, że na wsi co prawda mniej się kupuje, ale wcale nie czyta mniej.:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Czyta się co prawda wygodniej, ale książki, które kupuję do powtórek, najczęściej i tak czytam w komfortowych domowych warunkach, więc wolę żeby były jak najtrwalsze, nawet kosztem wygody (to właściwie dotyczy wszystkich moich książek - do czytania mobilnego mam Kundla).
    Dlatego zawsze kiedy mam wątpliwości, czy partner wymiany nie chce mnie zrobić w bambuko, proszę o zdjęcia książek. Teraz każdy ma aparat choćby w komórce, więc to żaden problem. A jeśli jednak problem, to znak, że coś tu śmierdzi.;)

    OdpowiedzUsuń
  17. W moich bibliotekach (z których przecież część też jest wiejska!) jakoś widać mam szczęście :). Albo wracam do jakichś cykli mniej chodliwych (bo akurat Harry'ego oprócz trzech pierwszych tomów mam w całości, bo od czwartego się załapałam już na czekanie na bieżąco :)), czego nie da się wykluczyć. Albo może to od regionu kraju zależy ;).

    OdpowiedzUsuń
  18. Ja sobie robie taki rereadingowy miesiac raz w roku i zazwyczaj powtarzam sobie z cztery ksiazki. Najtrudniej jest wybrac które mam ponownie przeczytac...

    OdpowiedzUsuń
  19. Ja to bym chyba tak zaplanował nie mogła - w powtórkach tylko spontan mi się sprawdza (najczęściej w rodzaju "A, przeczytam kilka stron ....... Oj, już połowa?To w takim razie dokończę, niewiele zostało')

    OdpowiedzUsuń
  20. Ja co jakiś czas staram się wracać do książek, które mi wcześniej nie podeszły, ale nie ma co przed sobą ukrywać - najczęściej ponownie sięgam po ulubione perełki. :)


    Co najzabawniejsze, zwykle nawet nie planuję czytać ich ponownie od deski do deski, to jest raczej - "A, ten mój ulubiony fragment, gdzie to było? O, już północ? O już skończyłam tę książkę! Znowu." :D

    OdpowiedzUsuń
  21. Ten drugi cykl to była epoka wielkich odkryć Michaela A. Stackpole, którą przez chwilę dziesięć lat temu (o ile dobrze pamiętam) przez chwilę bardzo promowano, a teraz nie pamięta o nim pewnie nawet sam autor. Poza samą jakością fabuły najbardziej rzuciło mi się w oczy to ,że punktem wyjścia są psedudonaukowe bzdury Gavina Menziesa, których wspominanie nawet w fantastyce uważam za szkodliwei zastanawiam się jak wtedy mi to umknęło.

    OdpowiedzUsuń
  22. Wróć do Ziemiomorza, wróć, myślę, że się nie rozczarujesz :) Najwięcej razy na świecie to przeczytałam chyba Wiedźmina i Anię z Zielonego Wzgórza :) Wracam głównie do tych, które mam w domu. Teraz chciałam sobie zrobić powtórkę z rozrywki z Wegnerem, żeby trochę sobie przypomnieć przed najnowszym tomem, ale ja w Białymstoku, a książki u Milvanny w Warszawie, więc jakoś się nie złożyło .

    OdpowiedzUsuń
  23. Też tak mam, acz swoich powrotów wybitnie nie planuję.;)

    OdpowiedzUsuń
  24. Też wracam głównie do tych, które mam w domu (a nawet odwrotnie - nabywam te, do których chcę wrócić. W końcu, jak chcę raz, to pewnie zechcę kolejne). W sumie Wegnera też przydałoby się powtórzyć...

    OdpowiedzUsuń
  25. Chcę powrócić, ale głównie po to, by pozaznaczać te wszystkie ulubione cytaty czy momenty. Zazwyczaj dwa razy do tej samej rzeki nie wchodzę.. :D

    OdpowiedzUsuń
  26. ja bym dodała jeszcze jedną kategorię powrotów (przynajmniej u siebie): jeszcze raz, ale po raz pierwszy w oryginale (przeważnie dotyczy to literatury angielskiej/amerykańskiej), a potem jeszcze raz, ale w tłumaczeniu, bo po wersji pierwotnej mogę się skupić na surowej ocenie ciężkiej pracy tłumacza :)

    OdpowiedzUsuń
  27. No ja niestety w oryginale nie czytuję, więc nawet o tym nie pomyślałam, ale kategoria ze wszech miar słuszna.:)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.