Strony

piątek, 4 grudnia 2015

"Rzeczy ulotne. Cuda i zmyślenia" Neil Gaiman

Dochodzę do wniosku, że opowiadania Gaimana nie są dla mnie. Wróć, inaczej: krótkie teksty Gaimana nie są dla mnie. Pełnowymiarowe opowiadania czytam z ogromną przyjemnością, ale wszelkie szorty, wiersze i inne wynalazki to już inna para kaloszy. Problem w tym, że szorty, wiersze i inne wynalazki stanowią ogromna większość tekstów, jakie możemy znaleźć w zbiorach opowiadań tego autora (i dlatego zastanawiam się czy ta nazwa ta tych książek jest zasadna). Niemniej, próbuję. Tym razem próbowałam z „Rzeczami ulotnymi”.

O niektórych utworach z tego zbiorku pisałam już wcześniej, bo były publikowane gdzie indziej. I tak „Październik w fotelu”, „Instrukcję”, „Jak rozmawiać z dziewczynami na prywatkach” i „Ptaka słońca” omawiałam przy okazji recenzowania „M jak magia”. Za to „Fakty w sprawie zniknięcia panny Finch”, „Jak myślisz, jakie to uczucie”, „Piętnaście malowanych kart z wampirzego tarota” i „Gdy nastał koniec” - przy okazji „Dymu i luster”. Swoją drogą, mamy tu dziewięć utworów publikowanych w innych zbiorach. Prawie jedna trzecia. Słabo.

Przejdźmy jednak do samych tekstów i zacznijmy od najlepszego. Niewątpliwie jest nim „Studium w szmaragdzie” – jedyny utwór w tej książce, który naprawdę mnie zachwycił. Mamy tu bowiem bardzo mocne, a jednocześnie niezwykle zgrabne nawiązania do dwóch ikon popkultury – Sherlocka Holmesa i Wielkich Przedwiecznych. A na dodatek przewrotne i mocne zakończenie, czyli to, bez czego dobre opowiadanie nie może się obejść. Cud miód i orzeszki.

Dobrym opowiadaniem jest też „Władca górskiej doliny”, odnoszący się do wydarzeń po zakończeniu „Amerykańskich bogów”. Nie jestem fanką akurat tej powieści, ale Cienia polubiłam, a tutaj właśnie on jest głównym bohaterem. Autor bardzo zgrabnie rozgrywa tu motyw potwora i walczącego z nim bohatera, dodając liczne niuansiki, a przy tym opowiada ciekawą historię. Oby więcej takich tekstów.

Niestety, jest to jedyny tekst na tak wysokim poziomie. Za nim plasuje się kilka tekstów całkiem dobrych. „Zabłąkane oblubienice złowieszczych oprawców w bezimiennym domu nocy potwornego pożądania” może jakoś nie podbiły mojego serca treścią, ale za to są oparte na świetnym, zaskakującym pomyśle (a że ich treść dałoby się streścić jednym zdaniem złożonym – i to nieskomplikowanym – to o niej nie napiszę). Całkiem fajny jest też „Goliat”, opowiadanie mocno inspirowane „Matrixem”. Tę inspirację widać i dla niektórych wielbicieli filmu może ona sprawiać, że tekst będzie nudny (acz do samych wydarzeń w scenariuszu nie nawiązuje), ale czyta się go całkiem przyjemnie.

Myślę, że to dobry moment (a przynajmniej tak dobry, jak każdy inny), żeby rozprawić się z wierszami. Na uwagę zasługują dwa. „Dzień, w którym przybyły spodki” to zgrabne, choć może niezbyt odkrywcze połączenie apokalipsy i wiersza miłosnego. „Wymyślanie Aladyna” to z jednej strony retelling historii Secherezady (a przynajmniej kawałka jej historii), a z drugiej próba ubrania w literaturę procesu powstawania opowieści. Pozostałe wiersze (a jest ich pięć) kompletnie nie mają ikry, z czego „Zmiana w wodwo” jest zdecydowanie najsłabsza.

Z „Problemem Zuzanny” sama mam pewien problem. Rozumiem nawiązanie do Narnii i w ogóle, tylko chyba nie pojmuję symboliki. Myślę, że sen o pożeraniu dzieci przez lwa miał symbolizować to, że ten je wykorzystał, ale do analizy tego, co nastąpiło później, trzeba by chyba zatrudnić Freuda.

Na pozytywna wzmiankę zasługuje jeszcze krótkie „To inni”, czyli opowieść o tym, jak może wyglądać osobiste piekło dla każdego z nas. O reszcie powiem wprost – nie podobały mi się. „Kamyki z alei wspomnień” to mdły zapis dziecięcego lęku, podobnie „Pora zamykania”. „Smak goryczy” zapowiadał się ciekawie, ale zakończenie rozczarowuje. „Pamiątki i skarby” odnoszą się do postaci znanych z powieści Gaimana, ale tematyka ogólnie mi się nie spodobała. „Arlekin i walentynki” zapewne ma jakiś potencjał i przyznam, że sam pomysł jest ciekawy, ale kompletnie do mnie nie trafia. „Dziwne dziewczynki” to strzępy opowieści, pasujące do siebie mniej niż łaty w patchworku. „Karmiący i karmieni” to horror w klimatach miejskiej legendy, ale ja nie przepadam za horrorami. „Krup chorobotwórców” to nieudany eksperyment literacki. „Kartki z pamiętnika znalezionego w pudełku po butach w autobusie rejsowym gdzieś między Tulusą w stanie Oklahoma i Louisville w Kentucky” to zbiór tak lubianych prze Gaimana fragmentów wyrwanych z kontekstu.

I tak o. Zrobię sobie jeszcze jedno podejście do zbiorów Gaimana, a później dam sobie spokój (przynajmniej do czasu wydania następnego zbioru – to chyba jakieś uzależnienie). Albo zacznę wybierać te, gdzie średnia długość tekstu przekracza dwadzieścia pięć stron.

Książkę otrzymałam od wydawnictwa Mag

Tytuł: Rzeczy ulotne
Autor: Neil Gaiman
Tytuł oryginalny: Fragile Things. Short Fictions and Wonders
Tłumacz: Paulina Braiter
Wydawnictwo: MAG
Rok: 2015
Stron: 344

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.