Strony

poniedziałek, 16 marca 2020

"Wszystko, co wiemy o UFO" Elizabeth i Mark Neila


W zasadzie to można uznać, że sama jestem sobie winna. Rzadko sięgam po książki z poletka teorii spiskowych i pseudonauk, bo, umówmy się, interesują mnie głównie o tyle, o ile skonfrontuje się je z twardymi faktami. Niemniej czasem czuje pokusę. Zwykle wtedy włączam sobie jakiś odcinek „Starożytnych kosmitów” (bo praktycznie zawsze leci na którymś kanale, trochę jak filmy dokumentalne o III Rzeszy), ale akurat Prószyński i s-ka podesłało maila z taką jedną nowością. Tytuł był szumny i wiele obiecywał, a brzmiał „Wszystko, co wiemy o UFO”. Pomyślałam, że może będzie zawierał jakieś nowe, nieznane mi wątki. I pomimo że niewiele się po nim spodziewałam, to i tak się zawiodłam. 

Już po mikrej objętości książeczki (200 stron) widać, że tego „wszystkiego” jest bardzo niewiele (i dość wiekowe są poruszane kwestie, bo poza tweetami nie ma żadnego przypadku nowszego niż lata osiemdziesiąte). Ale to nie koniec wątpliwości, ponieważ w stopce redakcyjnej nie ma ani tłumacza, ani tytułu oryginalnego, których biorąc pod uwagę obco brzmiące nazwisko i notkę o autorach należałoby się spodziewać. To może oznaczać dwie rzeczy: albo tłumacz wstydził się podpisać pod tym dziełem a książka nigdy w takiej formie nie ukazała się na zagranicznym rynku, albo mamy do czynienia z pseudonimem artystycznym jakiegoś polskiego autora (co mogłoby też tłumaczyć pozostawienie cytatów z raportów FBI w języku oryginalnym oraz fakt, że o takiej parze Google nie słyszało). Tak więc widać, że już na początku można mieć pewne wątpliwości co do wiarygodności publikacji.

Ale pozostawmy te technikalia. Jak wspominałam, miałam nadzieję, że w książce zawarte będą jakieś nowe teorie i argumenty odnośnie tego, co miałoby wskazywać na pojawia nie się kosmitów na Ziemi. I tu się zawiodłam, bo dostałam konglomerat tez postawionych jeszcze przez Danikena (i podobnie, choć z mniejszą dbałością o szczegóły argumentowanych), pojedynczych wypowiedzi celebrytów utrzymujących, że kosmitów spotkali (albo i nie, bo mogli tylko sobie żartować na Twitterze), rozważań o Trójkącie Bermudzkim i kilku szczegółowych relacji ludzi, którzy utrzymywali, że UFO ich porwało.

Przy czym przyznam, że czytanie książek popularnonaukowych chyba mnie rozpieściło. Wiecie, tam bibliografia składa się z odnośników do konkretnych prac naukowych, które można zweryfikować i zwykle jest bardzo obfita. Argumentacja zaś jest konkretna i ułożona w ciąg przyczynowo-skutkowy, a fakty przywołane w tekście łatwo zweryfikować. Państwo Neila tym gardzą. Bibliografia u nich sprowadza się głównie do odnośników internetowych – stronek w klimatach paranormalnych, artykułów w gazetach o statusie naszego „Faktu” czy „SuperExpressu”, tweetów gwiazd i Wikipedii (a poza tym zmieściłaby się pewnie na jednej stronie). Jeśli autorzy piszą, że „pewni naukowcy uważają, że...”, to nigdy nie odnoszą się do jakichkolwiek prac. Jeśli opisują jakieś wydarzenie, to często zaznaczają, że co prawda inne źródła podają inną lokalizację lub datę wydarzenia, ale… to przecież nieistotne. No kurczę, istotne. Jeśli nie wiadomo nawet gdzie i kiedy coś zaszło, to tym bardziej trudno traktować poważnie opis zdarzeń. Czasem za całą argumentacje potwierdzającą ich stanowisko służy sformułowanie w stylu „Przypadek? Nie sądzę”. W dodatku zdarza im się wprost kłamać. Sami przyznacie, że przy nawet średniej książce popularnonaukowej to wszystko wygląda na bardzo słabą erystykę.

Same argumenty są zaś o tyle sztandarowe, że przemaglowane już chyba na wszystkie strony i niekoniecznie zgodne z prawdą. Taka kwestia okaleczania bydła na przykład. Autorzy przekonują nas, że tego typu obrażeń (czyli wybiórczego braku języka, genitaliów czy wewnętrznych narządów rozrodczych) nie może dokonać żaden drapieżnik. Tymczasem jest to typowy obraz żerowania drobnych padlinożerców na świeżej padlinie dużego zwierzęcia (takie choćby kruki są zwyczajnie za słabe, żeby rozerwać grubą, krowią skórę, więc wykorzystują naturalne otwory ciała, dopóki nie pojawi się jakieś większe zwierzę zdolne „rozpakować” padlinę. Albo nie zrobią tego gazy gnilne), na co powołuje się nawet przywołany przez autorów raport FBI (co ciekawe autorzy przywołują ten raport, ale skrzętnie pomijają milczeniem, co wykazał. A można to sprawdzić nie wychodząc z domu, bo jest dostępny online). Podobnie mijają się z prawdą dowodząc, że złota nie da się wyprodukować sztucznie, więc pozyskanie go może być powodem przylatywania kosmitów na Ziemię. Tymczasem już nawet nasza prymitywna technologia pozwala wytwarzać złoto w laboratorium, tyle że jest to nieopłacalne. Cóż więc stoi na przeszkodzie, żeby założyć, że rasa posiadająca technologię lotów międzygwiezdnych potrafiła i ten problem obejść (poza tym może i procentowo udział złota wśród pierwiastków budujących wszechświat jest niewielki, ale wciąż w niektórych asteroidach bywa go więcej niż na Ziemi)? Pojawia się też klasyczny argument ad piramidum.

Pewnym novum (przynajmniej dla mnie) jest teoria, jakoby sny miałby być elementem odwracającym naszą uwagę od kosmicznych eksperymentów, które pozaziemskie istoty akurat w tym czasie na nas przeprowadzają. Muszą to być eksperymenty naprawdę na szeroką skalę, zważywszy, że śnią nie tylko ludzie, ale też wszystkie ssaki i ptaki (a najprawdopodobniej i niższe kręgowce). Znamienne moim zdaniem jest, że w tym rozdziale autorzy co prawda wspominają o licznych naukowych wyjaśnieniach fenomenu snu, ale odrzucają je jako zbyt skomplikowane i niezrozumiałe, racząc za to czytelnika cytatem z… Wikipedii (polskiej, żeby było śmieszniej). Cóż, wszystkim ciekawym zjawiska snu pozostaje mi polecić książkę „Dlaczego śpimy” dra Mattew Walkera.
 
Przyznam, że sięgając po tę książkę, nie miałam tak do końca czystych intencji. Niemniej, gdyby zaoferowano mi coś nowego, czego nie znam i co ciekawie i solidnie opakowano by w kwerendę, lektura byłaby satysfakcjonująca. Niestety, „Wszystko, co wiemy o UFO” tych kryteriów nie spełnia.
 
 Książkę otrzymałam od wydawnictwa Prószyński i s-ka
Tytuł: Wszystko, co wiemy o UFO
Autor: Elizabeth i Mark Neila
Wydawnictwo: Prószyński i s-ka
Rok: 2020
Stron: 200

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.