Strony

sobota, 18 lipca 2020

"Oczy uroczne" Marta Kisiel


Mój związek z Martą Kisiel to trudna sprawa. Pisarka ma duże grono zachwyconych jej twórczością fanów, więc i ja spróbowałam, ale na „Nomen omen” się przejechałam, co mnie na dłuższy czas odstraszyło. Niemniej, ponieważ Marta Kisiel ma duże grono zachwyconych jej twórczością fanów, jej powieści i opowiadania są stałym elementem nominacji do nagrody Zajdla. W zeszłym roku w nominacjach wylądowała z powieścią i opowiadaniem i właściwie tylko dlatego zapoznałam się z „Szaławiłą”. Nawet mi się spodobało, więc postanowiłam kiedyś dać szansę powieści, do której stanowiło prequel. W tym roku owa powieść pojawiła się w nominacjach, a że akurat miałam pod ręką ebooka, to postanowiłam zapoznać się z „Oczami urocznymi”.



Trochę zdziwił mnie fakt, że książka nie zawiera wyżej wymienionego opowiadania. Było przez jakiś czas dostępne za darmo w sieci, wchodzi też w skład trzeciego wydania „Dożywocia”, ale logiczniej i bardziej zgodnie z linią czasową cyklu byłoby je dołączyć do „Oczu urocznych”. W końcu wyjawia nam dokładnie skąd bohaterowie, których obserwujemy w „Oczach...” wzięli się w tym akurat miejscu. No ale to tylko taka uwaga na marginesie.

Tymczasem o czym książka. Otóż na fundamentach Lichotki drewnianą chatkę postawiła nowa właścicielka. Mieszka tam teraz Oda z nieletnim czortem, Bazylem, czasem wpada przyjaciel rodziny, aby profesjonalnie zająć się zielenią. Zbliża się jednak zimowe przesilenie, a to czas niebezpieczny dla magicznych istot, z wielu powodów (a Oda znowu tak nie do końca jest człowiekiem). Okazuje się, że dla ludzi też, bo w pobliżu leśnej chatki Ody dochodzi do kilku tajemniczych ataków na okolicznych mieszkańców zaś samą Odę zaczynają nawiedzać niepokojąco realistyczne sny…

„Oczy uroczne” czytało mi się znacznie lepiej niż „Nomen omen”. Język powieści jest co prawda wciąż charakterystyczny dla Kisiel, z lekko przegadaną dla uzyskania (z różnym, ale zwykle jednak pozytywnym skutkiem) komicznego efektu narracją, ale nie jest już przefajnowany, jak w jej starszych powieściach. Pod tym względem autorka wydaje się zdecydowanie bardziej zrównoważona, co było widać już we wcześniejszych opowiadaniach. Wzięłam to za dobrą monetę.

Sami bohaterowie też sympatyczni i przyjemni do podglądania. Co prawda Bazyl, nieletni czort z wadą zgryzu i wymowy może się niektórym wydać akcentem przesłodzonym i momentami ciężko się czyta jego sepleniące dialogi, ale to wciąż miła postać, choć raczej element komiczny, typowy zabawny sidekick niż istotny bohater.

Oda reprezentuje rodzaj bohaterki w najnowszej fantastyce już praktycznie wymarłej: jest kobieta po czterdziestce. Co w zasadzie nie ma żadnego znaczenia dla fabuły, ale w zalewie nastoletnich heroin i młodych kobiet u progu życia jest to fakt warty odnotowania. W sumie sympatyczna z niej babka, taka z sercem na dłoni, pani doktor co to na wolontariacie w miejscach od cywilizacji oddalonych spędziła pół życia. Trzeba autorce przyznać, że potrafi odmalować bohaterów barwnych i niepowtarzalnych, nawet jeśli w powieści poświęca im tylko dwa akapity (bo Oda, bohaterka było nie było główna, wydaje się wcale nie bardziej barwna od pielęgniarki z ośrodka zdrowia, w którym pracuje, a ta pojawia się jedynie w kilku scenach). Równie celnie odmalowała Rocha, burkliwego ogrodnika i jednocześnie przyjaciela domu (ekhem, ekhem), tyle że mnie ten typ postaci niezmiernie irytuje. Bo to człowiek, który wie, ale nie powie. Nawet nie z jakiejś złośliwości czy chęci napawania się swoją wyższością, ale nie powie, żeby chronić (i dlatego, że w ogóle niespecjalnie lubi mówić). W sytuacji, kiedy ewidentnie wiadomo, że przyniesie to skutek raczej odwrotny do zamierzonego. Nie cierpię tego.

W „Oczy uroczne” autorka postanowiła wpisać wątek romantyczny w postaci klasycznego trójkąta, z elementami romantycznej komedii pomyłek. I ten trójkąt z elementami chyba jest najsłabszy ze wszystkiego, co mamy w powieści, bo do bólu przewidywalny – od pierwszych scen wiadomo, kto z kim się zejdzie a napięcie przez większość czasu opiera się na tym, że zainteresowani nie chcą ze sobą szczerze porozmawiać (przypominam, mamy XXI wiek, nie XIX, są komórki, a dorośli ludzie zacietrzewiający się jak egzaltowane nastolatki pozostawiają u czytelnika second hand embarassment). Mam wrażenie, że bez tego trzeciego wątek romantyczny zdecydowanie by zyskał.

Są jednak i motywy oryginalne. Bardzo mi się podobało, jak autorka zgrabnie osadza stworzenia ze słowiańskich wierzeń we współczesności (co samo w sobie może nie jest jakimś przełomowym pomysłem, ale doceniam wykonanie). Dodatkowe punkty zebrała też za wykorzystanie wątku antyszczepionkowego. To jest fajny przykład, jak popkultura może się odnosić do współczesnych problemów i jak we w gruncie rzeczy czysto rozrywkowej powieści bez wielkich ambicji literackich można poruszać ważne społecznie tematy. Urban fantasy wszak świetnie się do tego nadaje. Szkoda, że robi to tak rzadko.

Najłatwiej byłoby zaklasyfikować „Oczy uroczne” jako przyjemne czytadło. I właściwie nim są, ale „czytadło” imputuje pewną miałkość i płytkość literacką. Tymczasem Marta Kisiel pod płaszczykiem tego pop sztafażu ma ambicję jednak pewne wartości przekazać. Nie jest to może przesłanie na miarę Nobla czy innej Nike, ale jakieś jest, a to więcej niż o sporej części czysto rozrywkowych powieści można powiedzieć. I chyba dość, żeby w jakimś stopniu (niekoniecznie dla wszystkich satysfakcjonującym, ale jednak) uzasadnić tegoroczną nominację do nagrody fandomu.
Tytuł: Oczy uroczne
Autor: Marta Kisiel
Wydawnictwo: Uroboros
Rok: 2019
Stron: 320

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.