Strony

piątek, 27 sierpnia 2021

"Gdybym miała twoją twarz" Frances Cha


W tym roku czytuję znacznie więcej literatury wschodnioazjatyckiej niż w latach ubiegłych (świadomie wybrane dwie pozycje kontra okrągłe zero. A tendencja rośnie). Obie pozycje wydały imprinty Wydawnictwa Kobiecego (odpowiednio: od literatury młodzieżowej i od literatury ambitnej), obie były koreańskie i obie okazały się bardzo miłym zaskoczeniem. O młodzieżowej „Piekarni czarodzieja” pisałam jakiś czas temu, a tym razem postanowiłam przeczytać coś zupełnie niefantastycznego i dla dorosłych. I dzięki uprzejmości księgarni TaniaKsiazka.pl trafiło do mnie „Gdybym miała twoja twarz” Frances Cha.

W powieści poznajemy historie pięciu kobiet, młodych Koreanek z bardzo rożnym doświadczeniem życiowym, które zupełnym przypadkiem zamieszkały w jednym bloku. Wszystkie mają swoje problemy, dość powszechnie dotykające kobiet w kraju tak patrialchalnym jak Korea Południowa. Na początku znają się tylko przelotnie, ale z czasem ich wzajemne więzi się zacieśniają, życia przenikają a oczekiwania zmieniają.

Nie jestem przyzwyczajona do tego typu narracji. Literatura gatunkowa, którą zazwyczaj czytuję, miewa zwykle bardzo konkretną linię fabularną: jest jakieś zawiązanie akcji, potem opowieść się rozwija, aby na końcu wybrzmieć wyrazistym, rozwiązującym wątki zakończeniem. Nawet wśród tych nielicznych książek z głównego nurtu, które dotąd czytałam, dominowała taka właśnie konstrukcja. U Cha jednak tak nie jest. Mamy tu do czynienia z czymś, co Amerykanie zgrabnie nazywają slice of life, okruchami życia: obserwujemy wycinek z życia bohaterek, nie jakiś szczególny czy przełomowy, poznajemy też ich przeszłość, ale zakończenie zastaje je u progu kolejnych możliwości, a nie zdefiniowanych rozwiązań. Było to odświeżające doświadczenie. W końcu prawdziwe życie też nie ma zdefiniowanych punktów kulminacyjnych, wbrew temu, do czego przyzwyczaja nas popkultura.

Same bohaterki są zróżnicowane, a łączy je jedno: delikatnie mówiąc, nie są zbyt zamożne i pragną odmiany w życiu, najlepiej na lepsze. Gyuri jest ekskluzywną dziewczyną do towarzystwa, pracuje w jednym z topowych salonów, do którego bogaci seulscy mężczyźni przyprowadzają swoich biznesowych partnerów i co znamienitszych klientów, aby młode dziewczyny zabawiały ich alkoholem oraz swoim towarzystwem, nieraz i poza salonem. Dla Gyuri takie miejsce pracy to i tak awans społeczny, okupiony wieloma operacjami plastycznymi i miesiącami cierpień, niezbędnymi, aby spełniała wyśrubowane standardy urody. Zarabia sporo, ale żyje oszczędnie, bo pieniądze idą na inne cele. Sujin chciałaby pracować tam, gdzie Gyuri, ale dopiero zbiera pieniądze na operacje plastyczne. Ara zaś, bliska przyjaciółka Sujin, pracuje w znanym salonie fryzjerskim i wydaje się całkiem zadowolona z życia, bo dla niemowy ścieżki kariery są ograniczone. Poza tym dopóki może słuchać swojego uwielbionego k-popowego wokalisty, jest dobrze. Miho to dobrze zapowiadająca się artystka, która na pierwszy rzut oka miała niesamowite szczęście w życiu: dzięki stypendium prosto z sierocińca pojechała na studia do Nowego Jorku, gdzie udało jej się wkręcić w towarzystwo bogatych koreańskich studentów. Wydaje się, że lepiej jej się trafić nie mogło, ale zawsze jest jakieś „ale”. A Wonna, młoda mężatka, rozpaczliwie pragnie dziecka, aby przelać w nie miłość, której w dzieciństwie sama nie zaznała. Ale jej mąż nie zarabia zbyt dużo, a koreański rynek pracy jest wrogi młodym matkom… Mam wrażenie, że autorka dość trafnie odmalowała tu przekrój grupy społecznej, jaką są młode koreańskie kobiety (no, może nagromadzenie sierot jest zbyt duże. Osobiście brakowało mi chociaż jednej bohaterki z „dobrego domu”, może nie bogatej, ale ze z grubsza bezproblemowym dzieciństwem) i problemy, z jakimi się borykają: brak możliwości znalezienia dobrze płatnej, dającej możliwość rozwoju pracy (przekładający się na brak ambicji), wysokie koszty życia w stolicy, trudności związane z powiększeniem rodziny i nieustanna presja na perfekcyjny wygląd.

Mainstreamowe powieści często mają tendencję do uderzania w depresyjne tony. „Gdybym miała twoją twarz” również maluje się w odcieniach szarości: dziewczyny żyją z dnia na dzień, nie myślą o przyszłości, starają się tylko przetrwać. Ale trafiają się też przebłyski szczęścia, a autorka pokazuje, że nawet jeśli życie bezlitośnie chłoszcze, to zwykle jest jakieś wyjście z sytuacji i prędzej czy później nastąpi zmiana. Przez to powieść nabiera tonacji raczej melancholijnej, miewa depresyjne momenty, ale nie jest przepojona poczuciem beznadziei.

Mimo różnic w mentalności pomiędzy społeczeństwem koreańskim a polskim, „Gdybym miała twoją twarz” jest powieścią dość uniwersalną. Problemy bohaterek dotykają (choć być może w mniejszym stopniu) także młode kobiety w Polsce, a skomplikowane realia przyjaźni i związków damsko-męskich są po prostu uniwersalne. Zatem jeśli szukacie dobrej powieści obyczajowej, ale chcielibyście pewnego powiewu świeżości, bo Polskę to widać za oknem, a o Amerykanach i Brytyjczykach to już się dość naczytaliście, „Gdybym miała twoją twarz” czeka na was w dziale nowości w księgarni TaniaKsiazka.pl.
 
Książkę otrzymałam od księgarni TaniaKsiazka.pl

 
Tytuł: Gdybym miała twoją twarz
Autor: Frances Cha
Tytuł oryginalny: If I Had Your Face
Tłumacz: Urszula Gardner
Wydawnictwo: Mova
Rok: 2021
Stron: 300

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.