Po prawie pól roku czekania, czytelnicy dostali wreszcie zakończenie opowieści o nowojorskiej odysei golema i dżina. Jako czytelniczka, nieustająco jestem rozczarowana faktem, że musiałam aż tyle czekać na coś, co zagraniczni czytelnicy dostali nie tyle szybciej (to przecież zrozumiałe), co w całości. Niemniej przyznam, że czuję się usatysfakcjonowana lekturą.
Zwyczajowy opis fabuły sobie odpuszczę, bo nie dość, że byłoby to bez sensu, to jeszcze ordynarnym spoilerem. Dość rzec, że tak jak wcześniej autorka koncentrowała się na opisie miasta i kreśleniu portretów postaci, tak teraz wreszcie wzięła się za pchanie akcji do przodu wartko, ale nie chaotycznie. Bardzo ładnie wyszło też zakończenie, bo i zaskakujące, i logiczne (choć z tą logiką to już tak ledwo ledwo, prawie wyszedł bóg z maszyny, ale jeszcze się autorka uratowała, zawieszenie wiary z kołka nie spadło i czytelniczka nie prychnęła z dezaprobatą, a raczej dała się wciągnąć w intrygę).
Pchanie akcji do przodu sprawia, że możemy zobaczyć, jak bohaterowie działają w warunkach ekstremalnych (czyli nareszcie widzimy ich jako całość), a więc uzyskują pewną wielowymiarowość, która była co prawda już wcześniej sugerowana, ale jeszcze nie miała szansy się ukazać. Powracają też postacie, których nie spodziewałam się już zobaczyć. To jest w ogóle bardzo ciekawe, jak Wecker świetnie wykorzystuje bohaterów drugoplanowych – czytelnik pochłaniający mnóstwo dzieł literatury popularnej jest na ogół przyzwyczajony do tego, że drugi i trzeci plan składa się ze statystów jednorazowego użytku. (I nie mówię tu tylko o bohaterach mających rację bytu na zasadzie teatralnej strzelby, co to przewijają się na dziesiątym planie, że by na końcu wystrzelić – do takich już nas popkultura przyzwyczaiła i podświadomie tego od nich oczekujemy. Pewnym novum są postacie dalszoplanowe, które mają do odegrania więcej niż jedną rolę). Tymczasem Wecker planuje tak, aby wszystko w jej opowieści działało jak trybiki w zegarku, gdzie nawet najmniejszy jest bardzo ważny. I nagle dziewczyna, która zdawała się służyć tylko podkreśleniu nieodpowiedzialności dżina, wraca i ładnie wpasowuje się w kluczowe wydarzenia.
Cóż, tym razem krótko, ale sami przyznacie, że pisanie o drugiej części powieści, która w założeniu nie miała być nigdy dzielona jest dość karkołomnym pomysłem. Dlatego potwierdzam wszystkie dobre przeczucia, jakie towarzyszyły mi podczas lektury części pierwszej – autorka mnie nie zawiodła. Dodatkowo udowodniła, że nie potrzeba magii w mieście (a w każdym razie nie za dużo i nie konieczne takiej, no… magicznej) żeby fantasy było urban. Wystarczy umieć jedno z drugim spleść nierozerwalnie, na poziomie tkaniny rzeczywistości. A na tym pani Wecker się zna.
Tytuł: Golem i dżin część 1I
Autor: Helene Wecker
Tytuł oryginalny: Golem and The Jinni
Tłumacz: Małgorzata Koczańska
Seria: Golem i dżin
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Rok: 2014
Stron: 450
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.