Okładka marcowego numeru „Nowej Fantastyki” wprawiła mnie w pewną konsternację, nie z winy redakcji bynajmniej. Po prostu nigdy bym się nie spodziewała, że Xena na stare lata postanowi zostać Wonder Woman.
Jerzy Rzymowski zaczyna od rozważań nad globalną zagładą, pozostawiając jakiś taki niepokój. Mateusz Wielgosz też z niezbyt radosnymi nowinami – okazuje się bowiem, że w społeczeństwie wiedza o nauce maleje zamiast rosnąć. Wielgosz trochę próbuje wyjaśnić, dlaczego tak się dzieje, a trochę duma, jak temu zaradzić.
Marcowy numer tematycznie przynajmniej częściowo nawiązuje do dnia kobiet, toteż nie zdziwi nikogo artykuł o filmowych (nie tylko, ale głównie) robodziewczynach. Artykuł ostatecznie trochę smutny, bo tych mechanicznych dziewczyn było zaskakująco mało, a jeśli już, to zazwyczaj w formie jakiejś nagrody dla głównego bohatera. Za to już artykuł o superdziewczynach, czyli bohaterkach, które kopały tyłki villainom wszelakim zanim narodziła się Wonder Woman ma wymowę znacznie bardziej optymistyczną. Całkiem sporo ich było i zaskakująco międzynarodowych.
Dalej mamy tekst o tematyce chyba ekstremalnie niszowej. Otóż Andrzej Kaczmarczyk postanowił napisać o kultowym teleturnieju młodzieżowym z lat osiemdziesiątych. Tyle, że kultowym w Anglii, u nas praktycznie nieznanym. Przyznam, że „Knightmare”, bo o nim mowa, miał bardzo ciekawą formułę. Potem, pozostając w klimatach filmowo-telewizyjnych, możemy przeczytać wywiad z Terri Tatchell, scenarzystką m.in. „Chappiego”.
Po przerwie wraca też cykl podróży z fantastyką dookoła świata. Tym razem odwiedzamy Filipiny, na których Fantastyka jest stosunkowo nowym gatunkiem kultury. Mamy też znowu możliwość zajrzeć do lamusa, a tam… przeszczepy. Agnieszka Haska i Jerzy Stachowicz pochylają się nad wczesnopopkulturowym wykorzystaniem motywu transplantacji, najczęściej w horrorze. A książka miesiąca są oczywiście „Niebezpieczne kobiety”.
Przejdźmy do felietonów. Maciej Parowski kończy swoją opowieść o historii czasopisma i chyba nie będę za nią tęsknić (czy pisałam już, że nie podzielam nostalgii?). Rafał Kosik zastanawia się nad możliwościami wykorzystania sterowanego odgórnie trollingu i dochodzi do wniosków ani nowych, ani zaskakujących. Peter Watts opowiada o swojej ulubionej teorii naukowej (a przynajmniej jednej z ulubionych). Co prawda teoria staje się coraz trudniejsza do obrony, ale jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa. Zaś Łukasz Orbitowski tym razem o „Czasie na miłość” (skończyły mu się horrory do oglądania, czy co? Nie, żebym narzekała, ale dziwnie jakoś). Sama raczej nie obejrzę, bo nie moje klimaty (choć może, kiedyś…), ale pomysł wygląda fajnie.
Przejdźmy do literatury. Polskich tekstów mamy dwa. „Wojna Vasyla Kavalenko” Szymona Stoczka to trzecie opowiadanie z „Nowych Perspektyw” i jak dotąd najlepsze. Zdaje się być na poły inspirowane obecną sytuacją na wschodzie, a na poły grą „This War of Mine”. W każdym razie, jest to opis wojny z przyszłości oczami cywila, któremu mina okaleczyła córeczkę. A nad wszystkim unosi się statek kosmiczny. „Draconitas” Anny Łagan to również całkiem fajny tekst, wykorzystujący motyw smoka i jego skarbu w nietuzinkowy sposób. Mamy tu też drobny wątek romansu i niepohamowanego apetytu (choć nie ma to nic wspólnego z jedzeniem). To ten lepszy z polskich tekstów.
Zagranicznie również tylko dwie pozycje. „Serce kniei” Mari Ness wzbudziło zachwyt redakcji, którego, szczerze mówiąc, nie tylko nie podzielam, ale i nieszczególnie rozumiem. Owszem, całkiem sprawny retelling opowieści o Robin Hoodzie, ale ani językowo, ani koncepcyjnie mnie nie zachwycił. Choć trzeba przyznać, że rozłożenie akcentów opowieści jest bardzo interesujące. Niekwestionowanym gwoździem programu pozostaje „Słońce i ja” K. J. Parker. Było to moje pierwsze spotkanie z autorem/ką i powiem wam, że jeśli tylko w powieściach utrzymuje ten sam poziom, to nie pożałuję wydanych na nie pieniędzy (i pewnie kupię kolejną, jeśli wyjdzie). Sama historia okazała się, jak na pisarza/rkę, o której słyszałam, że pisze „poważnie”, zaskakująco pratchettowska. Nie tylko dzięki tematowi, który można streścić dwoma zdaniami: „Nie masz kasy? Wymyśl nową religię!”, ale także językowo, choć oczywiście żarty nie sypały się tak gęsto jak u sir Terry’ego (były raczej radośnie zaskakującą przyprawą). Podejrzewam, że również spora w tym rola tłumaczki – Patricii Sorensen, która świetnie się spisała.
Zgadzam się co do Draconitas. Ness i Stoczek to ogólnie śrdenie teksty. A Parker bardzo dobry (dobra) i poziom utrzymuje nie tylko w powieściach, ale też i w opowiadaniach z Kroków w nieznane
OdpowiedzUsuńTegorocznych Kroków jeszcze nie mam (poczekam, aż stanieją), ale słyszałam, że Parker dobrze w nich wystąpił/a.:)
OdpowiedzUsuń