Strony

środa, 25 marca 2015

"Błędny krąg" Mike Carey

Przeczytałam pierwszy tom przygód Feliksa Castora i podobał mi się cokolwiek średnio. Postanowiłam jednak kontynuować tę znajomość, także za sprawą głosów, że dalej będzie lepiej. Od razu powiem, że głosy miały rację, ale chyba jednak z panem Castorem się nie polubimy.

W tym odcinku do drzwi biura naszego egzorcysty puka młode małżeństwo z nietypową sprawą. Otóż ktoś ukradł im ducha ich ukochanej córeczki. Chcą, żeby Castor go odnalazł i sprowadził do domu. Początkowo ucieszony perspektywą uszczęśliwienia bliźnich (pod koniec ostatniego tomu nieco zmieniły mu się poglądy i zwykłe odsyłanie duchów na drugą stronę nie wydaje mu się już tak jednoznaczne moralnie jak kiedyś) egzorcysta szybko przekonuje się, że sprawa nie jest tym, na co wygląda.

W drugiej powieści Careya widać, że autor nabrał trochę wprawy i już zdecydowanie bardziej zdaje sobie sprawę z tego, czym się różni literatura od scenariusza filmowego. Londyn staje się bardziej pełny, a podróż po nim nie przypomina już oglądania wyblakłych, zamglonych widoczków. Teraz są opisy, całkiem plastyczne nawet i zawierające pewną nutkę indywidualizmu dla każdego opisywanego miejsca, dzięki czemu dzielnice, ulice i budynki nie wydają się już tą samą dzielnicą, ulicą i budynkiem, tanio ucharakteryzowanym na potrzeby niskobudżetowej produkcji.

Carey dopracował też świat przedstawiony. Co prawda mam wrażenie graniczące z pewnością, że niektórych rzeczy nie zaplanował, tylko wrzucił na szybko, bo wydały mu się fajne, ale większość to jednak rozwijanie pomysłów, których zalążki widzieliśmy poprzednio. Poznajemy Rosie, najstarszego ducha w Wielkiej Brytanii (a najprawdopodobniej i na świecie), widzimy też jak wygląda wiodący oddział, powiedzmy, leczenia schorzeń metafizycznych. Mamy też okazję wyjaśnić kilka tajemnic z przeszłości Felixa, co pewnie miałoby dla mnie większe znaczenie, gdyby Felix potrafił mnie jakkolwiek swoją przeszłością zainteresować. Niestety, poprzednio nie potrafił, a teraz nic się w tej kwestii nie zmieniło.

To chyba nienajlepiej świadczy o powieści, jeżeli postacie poboczne interesują nas bardziej, niż główny bohater, a „Błędny krąg” to właśnie taki przypadek (i obawiam się, że tak pozostanie do końca cyklu). Niemniej, bardzo fajnie rozwija się Juliet, sukub, który postanowił zmienić branżę. Zresztą, nieumarci wychodzą autorowi znacznie lepiej niż żywi, bo paranoiczny Nicky czy wilkołaki z ich nietypowym chlebodawcą są znacznie ciekawsi, iż ich żywi koledzy. Mają wyraźnie zarysowane charaktery, dynamiczniej się zmieniają (albo niezmienne cechy charakteru dają o sobie znać w coraz bardziej spektakularny sposób) i potrafią czytelnika zaskoczyć. A przecież powinni być raczej dodatkiem do głównej postaci.

Tak mi się wydaje, że chyba się z Castorem nie dogadamy. Widzicie, potrafię strawić kryminały tylko wtedy, gdy zlecenie na odnalezienie mordercy kończy się wylądowaniem w samym środku wojny elfich dworów – czyli kiedy są tak mało kryminalne, jak tylko się da. W cyklu Careya chyba zbyt dużo jest klasycznego kryminału, żeby mi się go czytało bez zgrzytów. Ale i tak go dokończę. Kiedyś. Na razie robię sobie przerwę. Nie będę tęsknić, Felixie.

Tytuł: Błędny krąg
Autor: Mike Carey
Tytuł oryginalny: Vicious Circle
Tłumacz: Paulina Braiter
Cykl: Felix Castor
Wydawnictwo: Mag
Rok: 2009
Stron: 400

19 komentarzy:

  1. Swego czasu kusiła mnie ta seria i chyba nawet mamy jakieś środkowe tomy na półce, ale entuzjazm zupełnie opadł. Może kiedyś?

    OdpowiedzUsuń
  2. I tak ciągle lepiej brzmi niż pan Dresden :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakbym miała wybierać, to wolę Dresdena :).

    OdpowiedzUsuń
  4. Najlepszy, moim zdaniem, jest tom czwarty. Chwilami było naprawdę przerażająco, ale, mimo że horrorów nie lubię, nie mogłam się oderwać.
    Fakt, kiedy myślę o tej serii, to najpierw przypominam sobie Juliet i Nicky'ego oraz Asmodeusza. Castor czasami za bardzo lubi się taplać w swoim cierpieniu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja takoż. Albo Granta, ale jakby mniej.;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy ja na horrory jestem kompetnie niewrażliwa .:( Ale pewnie i tak się przekonam.
    Castor w zasadzie lubi się umartwiać, tyle że nic z tego nie wynika. Znaczy u tych wszystkich pseudo Noir bohaterów urban fantasy jest skłonność do umartwiania się i obwiniania o grzechy świata (vide Dresden), ale Castor jest w tym wybitnie pozbawiony wdzięku i wyrazu. Jakby się umartwiał tylko dlatego, że tak wypada w tej branży...

    OdpowiedzUsuń
  7. Szczęściara z Ciebie, ja się zaczynam bać gdy tylko bohater wychodzi wieczorem sprawdzić tajemniczy hałas. A Supernatural oglądam tylko z Mężem u boku :P.
    Dresden ma przynajmniej jakieś podstawy do tego umartwiania. Castor niby też, ale jakoś mu to wybitnie nie idzie.

    OdpowiedzUsuń
  8. XD
    No nie mogłam się przekonać do gościa, który non stop narzekał, marudził i takie tam. A pani policjant? Dawno mnie tak nie zdenerwowała postać z książki, jak zrobiła to ona.

    OdpowiedzUsuń
  9. Marudzą i Hresden i Castor. Marudzenie Dresdena jest dla mnie bardziej znośne.:)
    A co Cię tak konkretnie w niej denerwuje? Bo ja większość jej zachowań jestem w stanie zrozumieć (znaczy, jeśli twój kumpel nie przedstawia Ci jasno sytuacji, podobno żeby cię chronić, przez co notorycznie ktoś (między innymi ty) cierpi, to to może być wkurzające.

    OdpowiedzUsuń
  10. Znaczy, moja wypowiedź tycyła horrorów pisanych, nie kręconych. Tych drugich unikam.;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Wkurza mnie jej "twardkość". Sceny z panią efbijajczyk nie zniosłam, nawet nie czytałam dalej.
    Co do przedstawiania jasno sprawy. Skoro laska wie kim on jest i jakie ma problemy, to mogłaby się zamknąć. Z drugiej strony skoro tak potężny mag, jest taką dupą i wiecznie dostaje "wpierdziel", do tego sprawia jej same kłopoty, to co ona? Masochistka? Jakby go nie znała, to też musiałaby dać sobie radę. Więc już dawno powinna zakończyć tę znajomość.
    No i skoro o problemach mowa, to przypomniała mi się kolejna postać. ten ziomek z mieczem, co ciągle lata za Dresdenem, czekając na jego potknięcie... kolejna irytująca postać.
    Nie wiem, ta książka mnie naprawdę denerwowała.

    OdpowiedzUsuń
  12. No ale nie zapomnij, że poza relacjami prywatnymi łączą ich jeszcze relacje zawodowe (tylko dzięki zatrudnieniu Dresdena - jedynego fachowca w mieście, Murphy nie wyleciała z policji po kilku miesiącach, do czego zasadniczo służyło stanowisko, na które ją "awansowano"). I tak musiałaby się z nim spotykać, chyba nie jakoś szczególnie rzadziej, biorąc pod uwagę, co Dresden wyrabia. Albo odejść z policji.

    Na Michaela (tego gościa z mieczem) patrzę raczej jak na objazdowe dziwo, trochę dziwaczne, ale sympatyczne. Denerwuje mnie tylko to, jak Butcher wprowadził go do tekstu - przez dwa tomy nie istniał, a w trzecim nagle okazuje się, że w międzyczasie stali się z Dresdenem Best Friends Forever.=.= Choć to akurat maniera charakterystyczna dla Butchera, co nie znaczy, że mniej irytująca.

    OdpowiedzUsuń
  13. Kto się czubi ten się lubi XD (tak a propos kolesia z mieczem)

    Wolałabym, że Murphy była facetem :D

    OdpowiedzUsuń
  14. To by mogło być całkiem ciekawe nawet.;) Choć nawet nie chcę sobie wyobrażać ilości slashy, które by powstały (choć pewnie i tak są...).

    OdpowiedzUsuń
  15. Slashy? Ja starsza, zacofana pani jestem, mogę prosić o wyjaśnienie?

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie wiem, czy chcesz, wiedzieć, ale sama zapytałaś, więc... jest to rodzaj fanfików, koncentrujących się głównie na męsko-męskich seksach pomiędzy dwoma bohaterami jakiegoś fandomu. Tu szersza definicja, jeśli masz ochotę - http://en.wikipedia.org/wiki/Slash_fiction

    OdpowiedzUsuń
  17. Aaaa, co chwilę bohaterowie Supernaturala to przeżywają XD

    OdpowiedzUsuń
  18. Nom, nie zdziwiłabym się, gdyby w tym fandomie to była najczęstszy rodzaj fanfików.;) Ale w sumie nie znam się ani na SPN, ani na fanfikach, to już nie będę filozofować

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.