poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Niebo bezgwiezdne nademną - "Niebo ze stali" Robert M. Wegner

Polskich fantastów charakteryzują pewne cechy. Dwie z nich są rozpoznawalne na pierwszy rzut oka dla każdego, kto już trochę tego gatunku poczytał. Po pierwsze, polscy fantaści niespecjalnie lubią pisać fantasy epickie. Jakaś historia alternatywna, jakieś urban fantasy, jacyś krewniacy jednorożca w ogrodzie – jak najbardziej, chętnie, nie ma sprawy. Ale żeby stworzyć własny, odmienny i zachwycający rozmachem świat, chętnych brak. Drugą jest fakt, że często autor piszący świetne opowiadania nie potrafi dobrze przemodelować ich bohaterów i świata w formę powieści (dobrze, może to nie jest cecha charakterystyczna ściśle dla polskiej fantastyki, ale zjawisko w tym gatunku jest na tyle częste, że nie da się go nie zauważyć). Tym bardziej nie sposób przeoczyć pisarza, który nie dość, że wykreował epickie uniwersum, to jeszcze zgrabnie przeniósł bohaterów i wątki z opowiadań do powieści. Tym pisarzem jest Robert M. Wegner.

W „Niebie ze stali” autor postanowił rozwinąć motyw nadgryziony w ostatnich opowiadaniach ze „Wschodu”. Czytelnicy mają więc okazję obserwować, jak wielka karawana Wozaków mozolnie wędruje przez Olekady, eskortowana (o ile kilkunastu jeźdźców może w jakikolwiek sposób eskortować dziesiątki tysięcy wozów bojowych) przez część czaardanu Laskolnyka. Żołnierze z Górskiej Straży nie są z tego zadowoleni – i tak mają dość kłopotów, bo ktoś brutalnie morduje, okalecza lub „znika” ludzi w Olekadach. Sytuacja jest na tyle krytyczna, że wszystkie placówki wysłały wsparcie w kłopotliwy rejon. Czerwone Szóstki też się tam znalazły i jak zwykle przypadły im najbardziej osobliwe zadania. Poza tym czekają: potyczki, bitwy, tajemniczy wybawiciele, zaburzenia w świecie duchów, sekrety zamku górskiego arystokraty i wiele innych atrakcji.

Trzeba bezsprzecznie przyznać, że Wegner świetnie poradził sobie z konstrukcją powieści. Bardzo zgrabnie przenosi znane z opowiadań wątki do dłuższej formy, dbając o równowagę tempa opowieści i sprytnie rozkładając napięcie. Nie zapomina też o wplataniu nowych nici w tkaninę opowieści, przy okazji poszerzając i wzbogacając czytelniczą wiedzę o lokalnej magii, kulturze czy stosunkach społeczno-gospodarczych pogranicza Meekhanu. I nawet prawie stustronicwy opis bitwy (tzn. cały opis był znacznie dłuższy, ale tyle się ciągnął do pierwszego przerywnika) nuży tylko troszkę – to ani chybi zasługa eksperymentów z narracją. Dodatkowo autor potrafi czytelnika zaskoczyć i skołować do tego stopnia, że ten musi porzucić wszelkie przypuszczenia, jakie miał, jeśli chodzi o dalszy rozwój cyklu.

Tych, którzy martwią się o bohaterów, uspokoję: starych znajomków spotkacie także tutaj, chociaż nie wszystkich. Mocniej za to zostaną zarysowane sylwetki tych postaci, które wcześniej przemykały jedynie na granicy pola widzenia. Wprowadzenie takich „nowych” postaci jest oczywiście plusem, bo pozwala poszerzyć horyzonty czytelnika. A że autor tworzy nieodmiennie postacie pełne, trójwymiarowe i niejednoznaczne, a także niesamowicie ludzkie, poznawanie nowych (i „nowych”) bohaterów to przyjemność. Jednocześnie Wegner to nie Martin i chociaż naszych ulubieńców spotka na kartach powieści wiele, delikatnie mówiąc, nieprzyjemności, to nigdy nie odniosłam wrażenia, że to li tylko ku uciesze gawiedzi.

Świat przedstawiony nieodmiennie olśniewa rozmachem. Jeszcze bardziej zachwyca to, że każdy okruszek informacji, każdy fakt czy zdarzenie rzucone jakby mimochodem w opowiadaniach, w „Niebie ze stali” okazuje się być nieodzownym fragmentem trójwymiarowej układanki. Dopasowanym niezwykle misternie i okazującym swoją przydatność w najmniej oczekiwanym momencie. Ciekawe, czym autor zaskoczy nas w kolejnych tomach.

Robert Wegner „Niebem ze stali” udowodnił, że potrafi rozplanować wielotomowy cykl. Mało tego, udowodnił, że potrafi też napisać te opasłe tomiszcza nie tylko tak, żeby czytelnik się nie nudził, ale żeby czytał to wszystko z wypiekami na twarzy i w tempie ekspresowym. Mnie pozostaje już tylko czekać na tom czwarty. I płakać, że trzeciego wystarczyło tylko na trzy dni.

Recnzja dla portalu Insimilion

Tytuł: Niebo za stali. Opowieści z meekhańskiego pogranicza
Autor: Robert M. Wegner
Cykl:
Opowieści z meekhańskiego pogranicza.
Wydawnictwo: Powergraph
Rok: 2012
Stron: 624
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...