piątek, 29 stycznia 2021

"Służące do wszystkiego" Joanna Kuciel-Frydryszak

Przyznam, że nie zainteresowałam się „Służącymi do wszystkiego”, kiedy po raz pierwszy o niej usłyszałam. Nie pamiętam już dlaczego, ale zapewne wzięłam ją za pozycję historyczną, a z takimi nieszczególnie mi po drodze. Niemniej, w ostatnim czasie ze wszystkich stron napływały do mnie opinie, jaka świetna jest to lektura, a do tego feministyczna (tu od razu zaznaczę, że chodzi o bardzo szeroko rozumiany feminizm jako pojęcie obejmujące tematy silnie związane z kobietami. Choć z drugiej strony jeśli ktoś szukałby książki idealnie wpisującej się w termin herstorii, to to jest taka książka). I rzeczywiście, jest to pozycja opowiadająca o historii, w sensie świata, który już przeminął. Bliżej jej jednak do reportażu niż do naukowej monografii czy choćby popularnonaukowej książki. 

poniedziałek, 25 stycznia 2021

"Czym jest życie" Paul Nurse


Czasem zdarza mi się trafić na książkę, co do której nie mam ani żadnych oczekiwań, ani żadnych przewidywań, a nawet trudno mi jest określić, o czym tak dokładnie ta książka ma być. Po lekturze wrażenia miewam różne, ale rzadko jest to rozczarowanie, bo trudno zawieść oczekiwania, których nie ma. „Czym jest życie?” właśnie do takich książek należy. Przyznam, że skusiło mnie nazwisko noblisty na okładce no i fakt, że to akurat moja dziedzina. 

czwartek, 14 stycznia 2021

"Splątane drzewo życia" David Quammen


Jeśli chodzi o książki popularnonaukowe, to zasadniczo wolę, żeby pisali je naukowcy. Może i styl nie jest wtedy tak kwiecisty jak u publicystów, ale przynajmniej mam pewność, że niczego nie przeinaczono albo zanadto nie uproszczono w imię ufajnienia tekstu. Tymczasem Quammen, dziennikarz od kilkudziesięciu lat, zdołał mnie oczarować swoim „Splątanym drzewem życia”, które podejmuje niełatwą tematykę. Niestety, opis wydawcy trochę tę książkę skrzywdził, co widać po kompletnie niezasłużonych przeciętnych notach na Lubimy Czytać.

piątek, 8 stycznia 2021

Na co poluje Moreni: styczeń 2021

Nowy rok i nowe zapowiedzi. Tym razem nieco mniej niż w gorącej końcówce zeszłego roku, ale za to na bogato, bo zaskakująco dużo tych książek to moje must have. Przy czym byłoby ich więcej, gdyby nie moja zasada nie pisania o kolejnych tomach cykli, których jeszcze nie zaczęłam czytać. Oraz gdyby Mag konkretniej podchodził do swoich zapowiedzi.;)

Tymczasem nie przeciągajmy.

Chcę mieć

"Matka żelaznego smoka" Michael Swanwick
15 stycznia

Tak, wiem, że można je było kupić już w grudniu, ale poza sklepem Maga pojawią się dopiero teraz, więc skorzystałam z okazji. "Córka żelaznego smoka" bardzo mi się swego czasu podobała, więc chętnie dołączę kolejną Ucztę Wyobraźni do swojej kolekcji.

Michael Swanwick, laureat wielu nagród, wraca do brutalnego postindustrialnego świata fantasy Córki żelaznego smoka, swego arcydzieła obwołanego Ważną Książką Roku przez "New York Timesa", z kolejną, samodzielną powieścią Matka żelaznego smoka.
Caitlin z rodu Sans Merci, półkrwi elfka, jest młodą pilotką inteligentnego mechanicznego smoka. Wracając z pierwszej grabieży dusz odkrywa w sobie niechcianą pasażerkę na gapę. Gdy zostaje wrobiona w zamordowanie swego brata, ratuje się, uciekając do uprzemysłowionego Faerie, by tropić jedyną osobę mogącą oczyścić ją z zarzutów. Niestety jednak nie ma pojęcia, że cała gra toczy się o wyższą stawkę. Jej czyny mają na zawsze odmienić świat.

wtorek, 5 stycznia 2021

Stosik #134

Grudzień okazał się zaskakująco obfity książkowo: trochę kupiłam, trochę wygrałam, a trochę dostałam. Jest się więc czym pochwalić.


Na tej nieskładnej kupie górna sekcja to właśnie wygrana w instagramowym konkursie. "Listy do astrofizyka" Neila deGrasse Tysona były oczywistym must have, bo zbieram jego książki wydane przez Initium (z czytaniem trochę gorzej, zaległości mam). "Zamek w chmurach" to kolejny tom trylogii zamków Jones (o pierwszym w zachwytach pisałam tutaj), więc kolejny must have. "Zabójstwo Brangwina Kąkola" to podobno świetna pozycja dziecięco-młodzieżowa, więc będzie do biblioteczki młodej (a poza tym jest prześlicznie wydana). A na "Supernawigatorów" czaiłam się od chwili premiery, ale książki z Wydawnictwa UJ są dość drogie i rzadko przeceniane, więc potrzebowałam okazji.

Sekcja dolna to z kolei książki do recenzji od księgarni Taniaksiazka.pl. "Pies zawodowiec" okazał się rozczarowaniem, o czym już pisałam. "Splątane drzewo życia" jest znacznie lepsze, ale jeszcze go nie skończyłam.

Sekcja środkowa to zakupy i prezenty. Od lewej trzy prezenty urodzinowe od Lubego. "Biblioteka szaleńca" chyba miała być jakąś sugestią XD A "Podglądając wieloryby" i "Wyobrażone życie" chciałam przeczytać praktycznie od momentu premiery, teraz mam własne i nie muszę czekać, aż wskoczą na Legimi. "Gospodarz Giles z Ham..." jest prezentem spod choinki.

Reszta już kupiona. "Unicestwienie", "Ujarzmienie" i "Ukojenie" to perełka znaleziona na jednej z grup na fejsie i kupiona okazyjnie za 15 zł sztuka. Trzy kolejne to zakupy z Dedalusa. Właściwie chciałam tam kupić tylko "Podziemne życie", ale płacić za przesyłkę dla jednej książki to jednak jakoś niehalo. No to w koszyku wylądowało jeszcze "Jeść przyzwoicie" (śledztwo dziennikarskie w sprawie pochodzenia i jakości jedzenia) i "Dobre ciało" (esej feministyczny. Choć trochę rozczarowanie, bo spodziewałam się pełnowymiarowej książki, a to takie nadmuchane do granic możliwości 100 stron).

sobota, 2 stycznia 2021

Podsumowanie roku 2020

To był dziwny rok. Dla mnie pełen zmian fundamentalnych nie tylko w życiu czytelniczym, ale tak ogólnie. I nie wszystkie były związane z pandemią. Powiedziałabym nawet, że akurat tutaj pandemia niewiele zmieniła, bo będąc najpierw w ograniczającej mobilność ciąży, a później z małym dzieckiem i tak raczej nigdzie by,m nie wychodziła. Największa różnica jest taka, że inni też nie wychodzili.

Wybawieniem czytelniczej egzystencji okazało się Legimi, bo jednak z niemowlakiem na ręku trudno czytać książki papierowe, zwłaszcza jeśli mają postać opasłego tomu w twardej okładce. Co prawda Legimi miałam już wcześniej, ale zmieniły się moje nawyki: teraz częściej niż zupełnie nowe książki czytam symultanicznie w ebookach to, co i tak mam w papierze. Niestety, nabawiłam się też złego zwyczaju czytania na telefonie, ale to akurat dlatego, że mój Kindle nie jest podświetlany, a elektronicznie czytam zwykle przy usypianiu młodej, kiedy bywa ciemno. Eksperymentowałam też z audiobookami, ale tylko po to, żeby się przekonać, że to nie dla mnie.

Jako ilustracja wpisu: 9 najpopularniejszych fotek na moim ksiązkowym Instagramie. Jakby ktoś miał ochotę zaobserwować: kronika.ksiazkoholika

Jakimś cudem udało mi się też wreszcie zaliczyć dwa postanowienia noworoczne, które podejmowałam od lat, bezskutecznie. Mianowicie udało mi się przeczytać w roku 53 książki (wliczając komiksy), z czego ponad 12 było ebookami. Toteż na ten rok nie czynię żadnych postanowień.

Ale dość już ogólników, przejdźmy do cyferek.

Przeczytałam więc 48 książek oraz 5 komiksów. Z tego aż 22 było ebookami (nie liczyłam tu książek czytanych w trybie mieszanym), widać więc wpływy Legimi. Jeśli chodzi o ilość czytanych tytułów miesięcznie, to rok był bardzo wyrównany: 3 do 5, więc nie będę wypisywała najobfitszych i najmniej obfitych miesięcy.

Pod względem ilości stron zanotowałam znaczny wzrost (o ok. 25%) - w tym roku przeczytałam 16 172 strony, aczkolwiek jest to liczba lekko niedoszacowana, bo nie mam pojęcia ile stron ma "Dragoneza". Daje to średnio 344 strony na książkę, czyli o 5 więcej niż w roku ubiegłym. Najgrubszy znowu był Jim Butcher ze swoimi "Zimnymi dniami (714 stron), a najcieńsze dwie książeczki z serii TED Books. "Wrząca rzeka" i "Jak będziemy żyć na Marsie" mają po 112 stron.

Liczyłam, że Legimi pozwoli mi ograniczyć zakupy książkowe, ale się przeliczyłam. W pierwszej połowie roku nawet dobrze się zapowiadało, był nawet miesiąc, kiedy nie kupiłam nic, ale... Później odkryłam internetowe antykwariaty. A później nawiązałam jeszcze nową współpracę i tak minimalistyczne założenia poszły się tarmosić w krzaki. W tym roku przybyło do mnie 117 książek... Z czego przeczytałam jedynie 37 (trzy to tytuły czytane dawno i kupione teraz).

Stosunek płci autorów w tym roku z nieznaczną przewagą kobiet: 20 panów i 22 panie. Do tego 6 książek napisanych przez zespoły mieszane. Jestem całkiem zadowolona z tego wyniku.

Tutaj powinna być sekcja wykresów, ale przyznam Wam szczerze, że piszę to późną nocą licząc, że młode nie obudzi się zanim skończę i nie chce mi się już ich składać. Więc będzie tylko opisowo.

Gatunkowo ku mojemu pewnemu zaskoczeniu, najwięcej przeczytałam fantasy - aż 15 sztuk. Do tego 7 książek SF, czyli fantastyka znowu w natarciu. Głównie dzięki zbiorom opowiadań, ale zawsze. Bardzo mocno trzyma się sekcja non-fiction: 12 reportaży i 11 książek popularnonaukowych  daje razem prawie połowę tegorocznych lektur. Poza tym komiksy i jakieś pojedyncze powieści obce, dziecięce i eseistyka.

Jeśli chodzi o narodowości, to czytałam książki autorów z 8 rożnych krajów (z wyłączeniem komiksów, bo te dodałyby jeszcze kolejne dwa). Najwięcej oczywiście pochodziło z USA (aż 20). Drugie miejsce ku zaskoczeniu absolutnie nikogo zajęła Polska z 13 autorami. Zaskakująco mało czytałam za to autorów brytyjskich, bo tylko 4. Do tego 3 Szwedów (to pewne zaskoczenie), dwie Holenderki i po jednym autorze z Australii, Niemiec i Peru.

Na koniec oczywiście hity 2020 roku (miały być też kity, ale doszłam do wniosku, że nie mogę wskazać obiektywnie złych książek. Raczej takie, które mnie rozczarowały, ale wiem, że istnieje target, któremu będą pasować jak ulał). Muszę przyznać, że czytelniczo był zaskakująco udany, bo podejrzanie łatwio było mi je wybrać. Oto one (kolejność losowa, a właściwie chronologiczna w porządku czytania):

  • "Dobry wilk" Lars Berge - świetny reportaż, trochę kryminalny, trochę mierzący się z zagadnieniem postrzegania przyrody przez współczesne społeczeństwo. Autor nieco gwiazdorzy, ale ma kilka ciekawych wniosków, a poza tym czyta się świetnie.
  • "Dramat zwierząt domowych" Achim Gruber - książka popularnonaukowa, napisana przez profesora patologii weterynaryjnej i kierowana do właścicieli, aby naświetlić im pewne mnie lub bardziej oczywiste mroczne strony wspólnych relacji ludzko-zwierzęcych. Niektóre rozdziały czyta się jakby były najnowszym odcinkiem jakiegoś "CSI", ale nie zawierają naukowych bzdur jak rzeczony serial.
  • "Służące do wszystkiego" Joanna Kuciel-Frydryszak - o tej książce jeszcze notki nie mam, ale spoko, będzie. To coś w rodzaju historycznego reportażu. Autorka postanowiła przedstawić losy jednej z najliczniejszych i, paradoksalnie, najbardziej zapomnianych grup społecznych międzywojennej (i nieco przedwojennej również) Polski, mianowicie służbę domową. Tą niewykwalifikowaną (bo wyrafinowani kucharze czy wyszkoleni kamerdynerzy i pokojówki to trochę co innego), często niepiśmienną, głównie żeńską. I śmiem twierdzić, że jej się udało. Portret z pewnością jest niepełny, ale za to na ile się dało kompleksowy i wyrazisty.
  • "Bezgwiezdne Morze" Erin Morgenstern - najlepsza powieść, jaką w tym roku przeczytałam. Morgenstern to jednak jakość sama w sobie, niewielu jestem w stanie wymienić autorów, którzy operują piórem na tym samym poziomie co ona.

I to tyle. Mam nadzieję, że nowy rok będzie stabilniejszy i bardziej udany. To są zawsze dobre wyznaczniki.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...