sobota, 30 listopada 2013

Zmyślenia #6 - 10 ekranizacji książek, które chciałabym kiedyś zobaczyć w kinach

Jakiś czas temu rozmawiałyśmy sobie z Serenity o ekranizacjach (zaczęło się od komiksów Marvela, a skończyło na rozważaniach, jak mogłaby wyglądać hollywodzka wersja "Krzyżaków" - nie pytajcie). Gdzieś po drodze zrodziło się pytanie, przygody jakich książkowych bohaterów chciałybyśmy zobaczyć na srebrnym ekranie, a bezpośrednio z tego pytania wypączkowała niniejsza notka.

Właściwie to nawet dwie notki, bo umówiłyśmy się z Serenity że obie taką przygotujemy (taka niezapowiedziana konfrontacja gustów i tęsknot) - jakby którejś z Waszych ulubionych książek zabrakło na mojej liście, to zawsze możecie próbować szczęścia u niej.;)

Jeśli chodzi o mnie, to kolejność poniższych życzeń jest z grubsza przypadkowa, tak więc nie sugerujcie się nią zbytnio. Zaczynajmy.

A, i na koniec ostrzeżenie: uwaga, tl;dr!

poniedziałek, 25 listopada 2013

Smocza zakładka

Kolejną książkową (i zastosowaniem, i inspiracją) zakładkę zmajstrowałam. Można ją w całej krasie obejrzeć tutaj.


niedziela, 17 listopada 2013

Akcja - reaktywacja: wznowienie akcji "Jak to widzę?"

Na początek słowo wstępu dla tych, którzy przegapili początki akcji - o tym, jak to się zaczęło, można przeczytać tutaj. Akcję zawiesiłam kilka miesięcy temu, bo zmiany w moim życiu sprawiły, że nie miałam czasu na tworzenie tak dużej ilości rysunków. O wznowieniu akurat teraz zdecydował prosty fakt - "Jak to widzę?" miało być katalizatorem ćwiczeń w rysowaniu i w tym charakterze sprawdzało się świetnie. A ostatnio bardzo brakuje mi ćwiczeń i motywacji do nich (za to tryb życia mam już bardziej ustabilizowany)... Toteż powitajmy brawami powrót akcji "Jak to widzę?" - choć na nowych zasadach.

Nowy nagłówek akcji. Który przestał mi się podobać zaraz po skończeniu. Ale nie mam pomysłu na lepszy, to został (jak będę miała pomysł, to go zmienię).
Jak wiadomo (lub nie) akcja polega na tym, że Wy, Drodzy Czytelnicy, zgłaszacie książkowych bohaterów, których ja później rysuję i pokazuję na blogu. Ale żeby nie było zbyt łatwo, zmodyfikowałam zasady akcji. Część z nich dotyczy zgłoszeń, a część rysunków, bo niestety nie wytrzymałabym teraz poprzedniego tempa. Choć mam nadzieję, że będziecie zadowoleni.:) Oto nowe zasady.
  1. Zanim zgłosisz bohatera, sprawdź, czy nie został już sportretowany (lista na dole zakładki).
  2. Jedna osoba zgłasza jednego bohatera tygodniowo w komentarzach pod zakładką dotyczącą akcji. Tam też znajduje się aktualna lista oczekujących. Komentarze będą usuwane raz w tygodniu (w niedzielę wieczorem, ok 22.00), żeby nie robić sztucznego tłoku.
  3. Paranormal romance nie obsługujemy (chyba, że ktoś mnie przekona - nie dotyczy to powieści Stephanie Meyer). Szkolnych lektur z gatunków innych niż fantastyka też nie.
  4. Zgłaszamy tylko postacie z książek, które czytałam, czyli zrecenzowanych na blogu, bądź widniejących na mojej półce na LC.
  5. Każdy głos zostanie dodany do listy oczekujących. Bohaterowie, którzy przekroczą 10 zgłoszeń, uzyskują priorytet.
  6. Przynajmniej raz w miesiącu pojawi się portret bohatera, którego wybiorę z listy zgłoszeń wedle swojego widzimisię. Wyjątek stanowią zgłoszenia "z priorytetem", które mają pierwszeństwo.
  7. Zgłaszać można ludzi, nieludzi, zwierzęta, rośliny, przedmioty - dosłownie wszystko (najbardziej lubię zwierzęta i nieludzi;)).
  8. Można sugerować styl wykonania prac (jeden z trzech: manga, realistyczny, komiksowo-kreskówkowy).
  9. Uwaga dodatkowa: zastrzegam, że nie każda praca, którą zamieszczę w ramach eventu, będzie szczegółowo dopracowanym rysunkiem - mogą się zdarzyć szkice. Ale postaram się, żeby było ich możliwie mało. 
Gdybyście mieli jeszcze jakieś pytania czy wątpliwości, pytajcie w komentarzach pod tą notką. A teraz pozostaje czekać na zgłoszenia i życzyć miłej zabawy.:)

wtorek, 12 listopada 2013

Zmyślenia #5 - Nietypowo: o pokemonach inaczej

Pokemony kojarzy chyba każdy, kto dorastał w latach dziewięćdziesiątych – większość z serialu emitowanego w Polsacie, część szczęśliwców z gry na prawdziwego Game Boya. Sama należałam do tych pierwszych, dopiero niedawno internetowe emulatory pozwoliły mi na zapoznanie się z tym, od czego cała rzecz się zaczęła (uwaga, wciąga!). Gdyby nie odkrycie gry w odmętach sieci, notka ta zapewne by nie powstała.

Na początek krótki rys dla tych, którzy serii nie kojarzą (reszta może spokojnie przejść do następnego akapitu). Otóż w pierwszych odsłonach gry (Red, Blue i Green, serial zaczyna się bodajże od serii Yellow, ale to akurat nie ma znaczenia) wcielamy się w rolę młodego trenera pokemonów, który w wieku lat około 11 wyrusza w świat, aby przeprowadzać walki pokemonów (czyli stworzonek wszelkiego autoramentu, często gęsto ziejących ogniem lub rażących przeciwnika prądem) i w tej dziedzinie osiągnąć mistrzostwo.

Obrazek autorstwa AiWa-sensei
(dzięki dobrej duszy za wskazanie autora:))
I tu zaczyna się powód, dla którego piszę tę notkę. Otóż gra ma swoją specyficzna mechanikę, a co za tym idzie, dostosowany do niej świat przedstawiony. Mechanika powoduje w świecie przedstawionym pewne luki i wynikowe, do których gorliwi fani dorobili teorię spiskową. Teoria nie jest nowa, pisał o niej krótko a węzłowato Misiael już lata temu, ale dla spójności wywodu pozwolę sobie powtórzyć.

Sama teoria mówi, że region Kanto, w którym gracz przeżywa swoje przygody, niedawno, bo najdalej kilkanaście lat temu, dotknęła wyniszczająca wojna. Świadczą o tym liczne dowody, o których może w punktach:
  •  Główny bohater nie ma ojca, a i tak ma lepiej niż jego sąsiad, wychowywany przez starszą siostrę i dziadka – o rodzicach nikt słowem nie wspomina.
  •  Wyrusza z domu w samodzielną wyprawę w bardzo młodym wieku, co absolutnie nie rusza jego matki (nie jest z resztą jedynym dzieciakiem samotnie włóczącym się po bezdrożach).
  •  Drogi są zasadniczo nieprzejezdne, poprzecinane wykrotami, pozarastane trawą i krzakami – dlatego najpewniejszym środkiem transportu, z którego korzystają praktycznie wszyscy, są własne nogi.
  •  W tychże przydrożnych zaroślach czai się mnóstwo dzikich zwierząt, bardzo agresywnych (spontanicznie atakują przechodniów, co z resztą umożliwia chwytanie stworów).
  •  W każdej wiosce, a często w szczerym polu, można natknąć się na szpital.
  •  Bardzo niewiele jest dorosłych postaci, a jeśli już, są to albo kobiety, albo starcy. Nieliczni mężczyźni w sile wieku są członkami grup przestępczych.
  •  Jedno z miasteczek jest cmentarzyskiem pokemonów, które najwyraźniej zginęły nagle i jednocześnie.
  •  Jeden z mistrzów-trenerów, z którymi gracz się mierzy, stwierdza wprost, że elektryczne pokemony podczas wojny uratowały mu życie. W dodatku wygląda na mężczyznę około czterdziestki, więc wiek się zgadza.
Musze przyznać, że ta teoria mnie zafascynowała – jest dość absurdalna, bo jeśli wziąć pod uwagę target gry, to podobna interpretacja z pewnością w głowach twórców nie postała. Jednocześnie tak pięknie wpasowuje się w realia, że trudno o niej zapomnieć. I nie mogłam zapomnieć, toteż w mojej głowie zrodziło się rozwinięcie (pewnie już ktoś na to nieraz wpadł, ale co mi tam;)). Otóż co w przypadku, jeśli pokemony nie są naturalną fauną świata znanego z gry? Co jeśli zostały stworzone w laboratoriach jako broń, która po wojnie uciekła lub została wypuszczona? Dowody wydają się być przekonujące.

Profesor Oak, będący autorytetem w sprawach pokemonów, nie wie nawet, w jaki sposób one się rozmnażają, za to zna dokładną liczbę gatunków (która swoją drogą jest dziwnie niska w porównaniu do znanych ekosystemów). W przypadku cywilizacji, która potrafi zmieniać materię w przekaz cyfrowy i na odwrót (przecież nadprogramowe pokemony gracz przechowuje w… komputerze, a i leczenie odbywa się „cyfrowo”), tak mała wiedza o lokalnej faunie bardzo zaskakuje, jest wręcz nieprawdopodobna. Można to prosto uzasadnić – pokemony nigdy nie miały rozmnażać się same ani funkcjonować w środowisku naturalnym, miały być jedynie produkowane w laboratoriach na potrzeby armii. Jednak w czasie działań wojennych część z nich uciekła i w pewnym momencie okazało się, że system nie jest tak szczelny i coraz łatwiej o dzikiego pokemona (możliwe też, że po zakończeniu działań nikt nie przejmował się pozostałymi w ośrodkach badawczych osobnikami, które uwolniły się same lub zostały wypuszczone, jak to często bywa ze zwierzątkami futerkowymi na likwidowanych fermach). 

Fragment grafiki arvalis. Całość i więcej tutaj.
Tajne laboratoria-fermy ładnie też wpasowują się w nagłe przyrosty liczby znanych gatunków o kilkadziesiąt, skokowo. Ot, po prostu stopniowo ujawniane są listy osiągnięć kolejnych tajnych labów. Dodatkowo syntetycznych tworów, jakimi są pokemony, nie musza obejmować bariery międzygatunkowe, stąd łatwość tworzenia nowych form.

Sztuczna geneza ładnie tłumaczyłaby tez niektóre absurdalne dla zwierząt zachowania pokemonów. Bo kto to widział, żeby dziki, samotny szczur czy gołąb (nawet jeśli jeden jest wielkości kota, a drugi sporego kurczaka) atakował człowieka (napomknę, że człowiek jest istotą, przed którą spora część zwierząt odczuwa instynktowny lęk i często ucieka nawet wtedy, gdy różnica rozmiarów nie jest tak wielka)? Chyba tylko w wypadku, gdy jest na takie zachowanie warunkowany. Dziwi też fakt, że po pokonaniu bez szemrania podporządkowuje się rozkazom człowieka, zamiast odczuwać lęk wobec tego, który je de facto skrzywdził. Trochę to pasuje do wojskowej potrzeby szybkiego podporządkowania nowego rekruta i związania go z dowódcą.

Łatwo też wytłumaczyć, dlaczego w takim razie nie spotykamy gdzieś pierwotnej fauny (z tego co można zaobserwować w serialu, bo w grze nawet to nie, zostało tylko trochę ryb). Jak zwykłe zwierze ma walczyć z wysoce agresywnym konkurentem, często rażącym prądem, ziejącym ogniem lub posiadającym inne skuteczne metody eksterminacji przeciwnika? Tym szybciej też zostają wytrzebieni naturalni roślinożercy, pozbawieni podobnych umiejętności – po prostu łatwiej na nich polować.

A syntetyczny Mewtwo? Cóż, nie jest eksperymentem, tylko ukoronowaniem wielu lat działań – wreszcie udało się stworzyć pokemona – żołnierza doskonałego.

Bardzo fajna teoria, prawda? Znacie jeszcze jakieś pop kulturalne teorie spiskowe, ukryte pod oficjalną fabułą? Podzielicie się?:)

piątek, 1 listopada 2013

Stosik #49

Tym razem znowu stosik niezbyt duży, ale i nie mały. Ot, taki w sam raz jak na moje blogowe standardy. Na początek to, co w mojej biblioteczce nowe:


Na górze "Cienioryt" Piskorskiego do recenzji od Wydawnictwa Literackiego. Wiecie, jak prześlicznie wydana jest ta książka? Obrazki w internecie zdecydowanie nie oddają uroku. Już ni mogę się doczekać, kiedy się w nią wgryzę. Niżej zdecydowanie mniej urodziwy prebook "Dziwnych" - do recenzji od Insimilionu. A jeszcze niżej najnowsza powieść Carrolla, czyli "Kąpiąc lwa" od Rebisu. Moje relacje z Carrollem zawsze były dość burzliwe, ale ponieważ ten nowy ma podobno stosunkowo dużo fantastyki, więc liczę, że tym razem spotkanie przebiegnie w miłej atmosferze. I nowa Norton, czyli "Troje przeciw Światu Czarownic", znowu od Insimilionu, bo ten cykl jakoś tak mnie rozczula czytelniczo.

"Beatrycze i Wergili" Martela, to zakup, który kusił mnie od jakiegoś czasu - niecała dycha w Carefourze, a twarda oprawa z przepiękną obwolutą. A na półce w tym samym markecie stało nowsze wydanie w miękkiej oprawie za około 30 zł.;)

No i na dole egzemplarz recenzencki wzięty w ramach eksperymentu od wydawnictwa Szafa. "Droga artysty" to poradnik dotyczący rozwijania kreatywności. Jak poradnikom nie ufam, tak rozwijanie kreatywności żywotnie mnie interesuje, więc postanowiłam przebadać na własnej skórze. Zobaczymy, jaki będzie wynik eksperymentu.

A tu jeszcze dwa egzemplarze finalne od Fabryki Słów (przez Insimilion, dla którego recenzowałam książki):


Recenzja "2312" pojawi się wkrótce (wrażenia bardzo pozytywne, mimo że zasadniczo książka nie powinna mi się podobać), a "Elfy" już recenzowałam, o tutaj. Przy okazji zobaczcie, jaką fajną mapkę mają w środku:


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...