Bardzo lubię steampunk
(i od tej deklaracji zaczynam recenzję chyba każdej książki
jakkolwiek związanej z gatunkiem). Dlatego pilnie śledzę
zapowiedzi i cieszę się z każdego tytułu. Podobnie cieszyłam się
na myśl o „Mechanicznych pająkach”. Po spotkaniach z
dziewczętami w metalowych częściach garderoby byłam pełna
nieufności do steampunku z nastoletnimi bohaterkami, ale bardzo
chciałam, żeby tym razem powieść okazała się dobra. Chyba nie
do końca wyszło.
Panna Violet Adair
niedługo będzie miała swój debiutancki bal, na którym zostanie
oficjalnie przedstawiona londyńskiej śmietance towarzyskiej, a
pewnie i pozna jakiś odpowiedni na męża materiał. Jednak nie
cieszy jej ta perspektywa. Jedynym, co ja interesuje, są wynalazki i
to właśnie tej pasji oddaje się nocami w sekretnym laboratorium.
Kiedy więc podczas balu w jej rodzinnym domu dochodzi do tajemniczej
śmierci, jej umysł odkrywcy nie może się powstrzymać od podjęcia
śledztwa...
Największy problem mam
jak zwykle z główna bohaterką. Panna Adair nie jest szczególnie
antypatyczna – ot, jedna z setek tych „jedynych w swoim rodzaju”
dziewcząt, które gardzą pięknymi kieckami i romansami, bo mają
fajniejsze, bardziej męskie zajęcia. Sporo mamy takich bohaterek i
brak oryginalności Violet nie drażni. Niemniej jednak, te bohaterki
zwykle choć trochę poważnie traktują swoje, niebezpieczne bądź
co bądź, przygody. W zamyśle autorki z panną Adair też pewnie
miała taka być.
Niestety, nie do końca
wyszło. Violet zdaje się kompletnie nie zdawać sobie sprawy z
tego, że to, co robi może naprawdę być niebezpieczne. Całe
prowadzone przez siebie śledztwo zdaje się traktować jak
odtwarzanie roli w jakimś kiepskim powieścidle, które przeczytała.
Oczywiście autorka nie sugeruje nam, że taki był zamysł, ale
pewna bezrefleksyjność, z jaką Violet udaje się w kolejne
niebezpieczne miejsca i podejmuje coraz bardziej niebezpieczne
działania przywodzi na myśl kogoś, komu się wydaje, że jest
głównym bohaterem kiepskiej powieści (bo przecież dzielni
detektywi zawsze wychodzą cało z opresji, więc czemu mnie ma się
coś stać). Co prawda w książkach młodzieżowych często mamy do
czynienia z bohaterami, którzy pchają się niemądrze w szpony
zagrożenia, ale albo są znacznie młodsi od panny Violet (więc
pewna ślepota w obliczu Wielkiej Przygody jest całkiem naturalna),
albo są przynajmniej przestraszeni. Poza tym panna Adair jest
święcie przekonana, że tylko ona jest dość bystra, aby rozwiązać
sprawę tajemniczych morderstw. Do tego stopnia, że... sabotuje
śledztwo prowadzone przez oficjalne służby i jest z tego dumna.
(Tu mała dygresja: wiem, że w literaturze młodzieżowej wręcz
nagminnie dzieciaki okazują się bystrzejsze od doświadczonych
oficerów, taka konwencja. Jednak w tejże konwencji mieści się
również subtelny dydaktyzm. Świadome sabotowanie działań policji
jakoś się w nim nie mieści) W pewnym momencie marzyłam o scenie,
w której wreszcie któryś z jej grubymi nićmi szytych planów nie
udaje się, a ona przezywa wreszcie bolesne zderzenie z
rzeczywistością (względnie przyjdzie Mistrzyni Szpiegów, przełoży
pannicę przez kolano i pokaże, gdzie jej miejsce). Obawiam się
jednak, że napisanie sceny zawierającej prawdziwe emocje przerasta
autorkę.
Violet mamy aż za
dużo, za to inni bohaterowie zarysowani są zbyt słabo. Po części
może za to odpowiadać pierwszoosobowa narracja, ale tylko po
części. Widząc różnorodność tych postaci wiem, że autorka
miała mnóstwo pomysłów, ale z jakiejś przyczyny żadnego z nich
nie doszlifowała. Mamy więc typowego angielskiego majordomusa z
nietypową, tajemniczą przeszłością, mamy szefowa brytyjskiego
Secret Service, której z trudem udało się zbudować pozycję,
wreszcie mamy trzy pomocnice głównego szwarccharakteru, których
tylko imiona (pseudonimy?) znamy. Ach, no i zdecydowanie
najsympatyczniejszy z całej tej zgrai dyrektor mechanicznego cyrku
wraz z podopiecznymi. Mam wrażenie, że każda z tych postaci
miałaby do opowiedzenia historię znacznie ciekawszą niż Violet,
gdyby tylko im na to pozwolić (zresztą, może autorka też sobie z
tego zdawała sprawę i postanowiła nie rozpraszać czytelnika). I
przyznam, że ich opowieści chętniej bym posłuchała.
Czarny charakter miał
być tajemniczy, ale już gdzieś tak po przeczytaniu jednej trzeciej
powieści wiadomo, kto nim jest i dlaczego to robi. Podobnie
przewidywalna jest intryga (zawierająca zresztą nieco biologicznych
bzdur, których nie rekompensuje sposób podania). I chociaż
„Mechaniczne pająki” czyta się bardzo szybko i lekko, to jednak
nie ma w nich nic, co zajmie na dłużnej miejsce w umyśle
czytelnika. Niektóre pomysły miały swój urok, ale autorka nie
potrafiła bądź nie chciała z niego skorzystać. Bardzo wielka
szkoda.
Rozpoczynając lekturę
„Mechanicznych pająków” liczyłam na chwilę przyjemnej
rozrywki, która pomoże mi się zrelaksować i być może zapewni
znajomość z bohaterami, których będę chciała jeszcze kiedyś
spotkać. Niestety, myliłam się. Te pozycję mogę polecić tylko
tym, którzy potrzebują naprawdę bardzo lekkiej rozrywki,
niewymagającej angażowania wyższych funkcji mózgu. I bardzo mi z
tego powodu smutno.
Książkę otrzymałam od GW Foksal
Autor: Corina Bomann
Tytuł oryginalny: Clockwork Spiders
Tłumacz: Aldona Zaniewska
Wydawnictwo: Uroboros
Rok: 2014
Stron: 476
Wypadałoby potraktować to jako powieść romansopodobną z serii "różowych"... szkoda.
OdpowiedzUsuńNo, takie samo lekkie czytadło. Tylko stężenie romansu znacznie mniejsze.;)
UsuńKurczę, dodałabyś do swojej opinii, że był tam dzieciak, tzn. facet... chodzi mi oczywiście o mężczyznę, który jest bezczelny, arogancki i nieziemsko pociągający - to zadałabym pytanie "czy jest tu coś nowego?". Jednak brak tego elementu, uznam za "tego jeszcze nie było! Musisz przeczytać" :D Jak to dobrze, że obserwuję tyle blogów, dzięki Wam, mój portfel jest cienki, zamiast pusty :D Kocham Was za to :D
OdpowiedzUsuńNo był facet, i był rzeczywiście facetem.;) Aczkolwiek nie z tych aroganckich, tylko z tych pociągająco tajemniczych i niedostępnych.
UsuńA facet miał lat?
UsuńNa wszystkich Bogów, czyli w tej książce nie ma nic nowego :D
Koło 25. I nawet się odpowiednio do wieku zachowywał.
UsuńOna 16, on 25... a jednak jest coś nowego :D
UsuńZ tego co piszesz, to tylko on w takim razie się zachowywał odpowiednio do wieku :D
Ona 18.;) Też mi się wydawało, że ciut za późno na bal debiutantek, ale się nie czepiam, w końcu historia alternatywna, może i obyczaj mają trochę inny.
UsuńAkurat mnie nie dziwi, to Twoje rozczarowanie. Bomann specjalizuje się w "lekkiej" literaturze kobiecej i dziewczęcej, ten niby steampunkowy wyskok był zapewne spowodowany krótkotrwałą modą na ten podgatunek. Autorka raczej nie miesza w fantastyce jako takiej, raczej porusza się na jej obrzeżach, pisząc dla mało wymagającego, masowego czytelnika. Aż się chce zapytać, dlaczego wydawca, skoro już chce wydawać coś steampunkowego, nie rozejrzy się na rynku i nie sięgnie po coś pełnokrwistego?... Przecież nie jest tak, że takich tytułów nie ma, są! Tylko się trzeba troszkę orientować...
OdpowiedzUsuńNo czasem coś fajnego ze steampunku się zdarzy - Carriger na przykład, Hodder daje radę, podobno "Kościotrzep" też był niezły, ale tłumaczenie go zabiło. A co do "Pająków..." to one rzeczywiście przypominają prosty, młodzieżowy romans ucharakteryzowany tylko na przygodowy steampunk...
UsuńA o ciekawego polecasz? Będę wiedziała, niewydaniem czego w Polsce mam się frustrować.;)
Carriger Tak, dawała radę główna bohaterka :D Zresztą wszyscy tam dawali radę :D Za to Prószyński nie dał i nie wyda ostatniego tomu.
UsuńDo tej pory smutno mi na myśl, ze piątego tomu nie ma.:(
UsuńA zapowiadało się fajnie... Ale przynajmniej nie stracę pieniędzy! :D
OdpowiedzUsuń:)
UsuńA taka ładna, błyszcząca okładka, sigh... Uroboros ma boskie okładki i smutno mi, jak każda kolejna recenzja książek od nich pokazuje, że to czytadła niskich lotów. Cóż, i tak kiedyś zbiorę je wszystkie. :D Ale zacznę od "Tancerzy burzy", a nie pajączków.
OdpowiedzUsuńAle "Tancerze..." akurat są fajni.^^ Mam tu gdzieś o nich notkę, jak chcesz przeczytać.
UsuńCzytałam i tym bardziej chcę. :)
UsuńZ każdą kolejną opinią na temat tej książki przekonuję się, że nie jest ona dla mnie...wolę jednak nieco ambitniejszą literaturę.
OdpowiedzUsuń