Tematem z okładki wrześniowego numeru Nowej Fantastyki są jak widać piraci. Jednak i inne tematy poruszane na łamach numeru zasługują na uwagę.
Zaczynamy oczywiście od wstępniaka Jerzego Rzymowskiego, który tym razem pisze o ponurych aspektach osiągnięcia nieśmiertelności (i chodzi mu o rzeczy bardziej przyziemne niż nuda egzystencjalna).
Mateusz Wielgosz (którego felietony wyrastają na moje ulubione artykuły w NF zaraz po Wattsie) zaczyna od powiadomienia o bardzo słusznym kroku BBC, żeby skończyć na streszczeniu tego, o co chodzi z tym efektem cieplarnianym. Wbrew pozorom, na katastrofę nie trzeba będzie czekać, aż stopnieje ostatni lodowiec.
Dalej mamy już temat z okładki, czyli piracki artykuł Andrzeja Kaczmarczyka. Ciekawy o tyle, że autor sporo miejsca poświęcił na tłumaczenie czytelnikowi, że ten oryginalny kapitan Hak znacznie się różnił od disneyowskiego. „Piotrusia Pana” nie znam, więc było to dla mnie pewne odkrycie. Poza tym autor znacznie więcej miejsca poświęca początkom piratów we współczesnej popkulturze, niż chwili obecnej czy głębiej sięgającym korzeniom.
„90 procent bezmyślności” to tekst, w którym trudno określić tezę przewodnią. Z jednej strony autor chyba miał zamiar przedstawić czytelnikowi kilka przykładów, jak popkultury wykorzystuje motyw nagłego przyrostu inteligencji bohatera. Z drugiej, energicznie bombarduje dość popularny mit dotyczący rzekomego wykorzystywania przez ludzi tylko 10% mózgu. I o ile to drugie wychodzi mu bardzo zgrabnie, to to pierwsze wypada ubogo.
Dalej mamy wywiad kolegi Shadowa z Lauren Beukes. Bardzo interesujący, z ciekawymi pytaniami i jeszcze ciekawszymi odpowiedziami. A podróż dookoła świata tym razem zawiedzie nas do fantastycznych Indii. Za to z lamusa wyciągniemy I wojnę światową i sprawdzimy, jak odbiła się we współczesnej sobie fantastyce.
Przejdźmy do felietonów. Maciej Parowski w trzecim tekście o cenzurze przechodzi do jej bardziej współczesnego oblicza. Czy zastanawialiście się kiedyś, dlaczego niektóre filmy nie doczekały się w Polsce żadnej dystrybucji? Oczywiście, pewnie chodziło o zyski, ale warto zastanowić się, co wynika z faktu, że wartościowe filmy są uznawane za mało zyskowne i niepokazywane szerszej publiczności. Rafał Kosik pisze o socjopatach na szczytach władzy. W przeciwieństwie do niego jednak nie uważam, aby to zjawisko miałoby być czymś pozytywnym. Oczywiście, na wysokich stanowiskach bez pewnej dozy przedmiotowego podejścia do podwładnych raczej imperium nie zbudujemy. Ale wciąż pozostają dwa pytania: dlaczego ktokolwiek miałby budować imperium naszym kosztem (bo większość z nas jest tymi przedmiotowo traktowanymi pracownikami, a takiemu psychopatycznemu imperatorowi będzie zależało przecież wyłącznie na własnym dobru – póki siła robocza nie zdycha masowo z głodu, można ją cisnąć) i czy w ogóle potrzebujemy jakiegoś wielkiego imperium? Z Kosikiem zwykle sąsiadował Watts, ale przez jakiś czas go nie będzie. Wakat zajął Robert Ziębiński i ma zamiar pisać o przemijaniu. Zaczyna od rozważań nad tym, jak szybko starzeją się filmowe realia. A Łukasz Orbitowski o „Absentii” - horrorze z dużo większymi możliwościami interpretacji, niż wydaje się na pierwszy rzut oka.
Czas na opowiadania, które znowu stoją na stosunkowo wysokim poziomie. „Dobranoc, Pimky Limky” Marcina Podlewskiego to moim zdaniem najlepsze opowiadanie w zbiorze. Klimaty cyber-biopunkowe, ponure, coś jak wprowadzenie postaci z disneyowskich kreskówek do kryminału nior. Co prawda nie obraziłabym się, gdyby zakończenie było bardziej zrozumiałe, ale nie narzekam. „Matki na przemiał” Dawida Kaina to króciutki tekst w klimacie nietypowej postapokalipsy ze sporą domieszką nihilizmu. Nie można mu wiele zarzucić, jednak zdecydowanie nie mój klimat ani pod względem tematyki, ani stylistyki językowej. „Druciara” Alexandra Guetsche to świetny i subtelny opis powstawania patologii w rodzinie. Dla mnie największa wartość miało pokazanie, jak poczucie winy matki zmienia się w agresję wobec najbliższych (słowną i emocjonalną, bo do rękoczynów przecież nie dochodzi). Przemoc w białych rękawiczkach, z której nawet ofiary nie zdają sobie sprawy. A to wszystko w otoczce łudzącej normalności.
Teksty zagraniczne nietypowo oceniam niżej niż polskie. „Rozdział szósty” Stephena Grahama Jonesa to dość surrealistyczne skrzyżowanie apokalipsy zombie z dysputa naukową i odrobiną przypowieści(?). Zaskakująco ciekawy. „Olbrzymy” Petera Wattsa rozczarowały mnie. Po poprzednim tekście autora miałam pewne oczekiwania, tymczasem dostałam opowiadanie co prawda poprawnie skonstruowane, ale ani poruszające, ani dające do myślenia. Mocno przeciętnie jak na tego autora. „Koniec końca wszystkiego” Dale'a Baileya to pocztówki z zagłady. Mamy tu obrazki z dekadenckiego pożegnania umierającego świata przez bogatych artystów. Obrazek ładny, ale również nie wybitny.
Zaczynamy oczywiście od wstępniaka Jerzego Rzymowskiego, który tym razem pisze o ponurych aspektach osiągnięcia nieśmiertelności (i chodzi mu o rzeczy bardziej przyziemne niż nuda egzystencjalna).
Mateusz Wielgosz (którego felietony wyrastają na moje ulubione artykuły w NF zaraz po Wattsie) zaczyna od powiadomienia o bardzo słusznym kroku BBC, żeby skończyć na streszczeniu tego, o co chodzi z tym efektem cieplarnianym. Wbrew pozorom, na katastrofę nie trzeba będzie czekać, aż stopnieje ostatni lodowiec.
Dalej mamy już temat z okładki, czyli piracki artykuł Andrzeja Kaczmarczyka. Ciekawy o tyle, że autor sporo miejsca poświęcił na tłumaczenie czytelnikowi, że ten oryginalny kapitan Hak znacznie się różnił od disneyowskiego. „Piotrusia Pana” nie znam, więc było to dla mnie pewne odkrycie. Poza tym autor znacznie więcej miejsca poświęca początkom piratów we współczesnej popkulturze, niż chwili obecnej czy głębiej sięgającym korzeniom.
„90 procent bezmyślności” to tekst, w którym trudno określić tezę przewodnią. Z jednej strony autor chyba miał zamiar przedstawić czytelnikowi kilka przykładów, jak popkultury wykorzystuje motyw nagłego przyrostu inteligencji bohatera. Z drugiej, energicznie bombarduje dość popularny mit dotyczący rzekomego wykorzystywania przez ludzi tylko 10% mózgu. I o ile to drugie wychodzi mu bardzo zgrabnie, to to pierwsze wypada ubogo.
Dalej mamy wywiad kolegi Shadowa z Lauren Beukes. Bardzo interesujący, z ciekawymi pytaniami i jeszcze ciekawszymi odpowiedziami. A podróż dookoła świata tym razem zawiedzie nas do fantastycznych Indii. Za to z lamusa wyciągniemy I wojnę światową i sprawdzimy, jak odbiła się we współczesnej sobie fantastyce.
Przejdźmy do felietonów. Maciej Parowski w trzecim tekście o cenzurze przechodzi do jej bardziej współczesnego oblicza. Czy zastanawialiście się kiedyś, dlaczego niektóre filmy nie doczekały się w Polsce żadnej dystrybucji? Oczywiście, pewnie chodziło o zyski, ale warto zastanowić się, co wynika z faktu, że wartościowe filmy są uznawane za mało zyskowne i niepokazywane szerszej publiczności. Rafał Kosik pisze o socjopatach na szczytach władzy. W przeciwieństwie do niego jednak nie uważam, aby to zjawisko miałoby być czymś pozytywnym. Oczywiście, na wysokich stanowiskach bez pewnej dozy przedmiotowego podejścia do podwładnych raczej imperium nie zbudujemy. Ale wciąż pozostają dwa pytania: dlaczego ktokolwiek miałby budować imperium naszym kosztem (bo większość z nas jest tymi przedmiotowo traktowanymi pracownikami, a takiemu psychopatycznemu imperatorowi będzie zależało przecież wyłącznie na własnym dobru – póki siła robocza nie zdycha masowo z głodu, można ją cisnąć) i czy w ogóle potrzebujemy jakiegoś wielkiego imperium? Z Kosikiem zwykle sąsiadował Watts, ale przez jakiś czas go nie będzie. Wakat zajął Robert Ziębiński i ma zamiar pisać o przemijaniu. Zaczyna od rozważań nad tym, jak szybko starzeją się filmowe realia. A Łukasz Orbitowski o „Absentii” - horrorze z dużo większymi możliwościami interpretacji, niż wydaje się na pierwszy rzut oka.
Czas na opowiadania, które znowu stoją na stosunkowo wysokim poziomie. „Dobranoc, Pimky Limky” Marcina Podlewskiego to moim zdaniem najlepsze opowiadanie w zbiorze. Klimaty cyber-biopunkowe, ponure, coś jak wprowadzenie postaci z disneyowskich kreskówek do kryminału nior. Co prawda nie obraziłabym się, gdyby zakończenie było bardziej zrozumiałe, ale nie narzekam. „Matki na przemiał” Dawida Kaina to króciutki tekst w klimacie nietypowej postapokalipsy ze sporą domieszką nihilizmu. Nie można mu wiele zarzucić, jednak zdecydowanie nie mój klimat ani pod względem tematyki, ani stylistyki językowej. „Druciara” Alexandra Guetsche to świetny i subtelny opis powstawania patologii w rodzinie. Dla mnie największa wartość miało pokazanie, jak poczucie winy matki zmienia się w agresję wobec najbliższych (słowną i emocjonalną, bo do rękoczynów przecież nie dochodzi). Przemoc w białych rękawiczkach, z której nawet ofiary nie zdają sobie sprawy. A to wszystko w otoczce łudzącej normalności.
Teksty zagraniczne nietypowo oceniam niżej niż polskie. „Rozdział szósty” Stephena Grahama Jonesa to dość surrealistyczne skrzyżowanie apokalipsy zombie z dysputa naukową i odrobiną przypowieści(?). Zaskakująco ciekawy. „Olbrzymy” Petera Wattsa rozczarowały mnie. Po poprzednim tekście autora miałam pewne oczekiwania, tymczasem dostałam opowiadanie co prawda poprawnie skonstruowane, ale ani poruszające, ani dające do myślenia. Mocno przeciętnie jak na tego autora. „Koniec końca wszystkiego” Dale'a Baileya to pocztówki z zagłady. Mamy tu obrazki z dekadenckiego pożegnania umierającego świata przez bogatych artystów. Obrazek ładny, ale również nie wybitny.
Zgdzam się co do "Olbrzymów" Spodziwałem sie czegoś lepszego po sequelu "Wyspy". Po przczytaniu tego boję się o poziom "Echorpraksji" A Guetsche mnie zaskoczyl, bo po słabym opowiadaniu z Głosu Lema spodziewałem się, że to będzie slaby tekst. Przyznam się, że pozostałych opowiadań nie skończylem, bo zupełnie nie odpoiwadały mi ich pomysły i język. Może jescze raz sprobuję do nich wrócić.
OdpowiedzUsuńMyślę, że do Podlewskiego warto podejśc jeszcze raz, ewentualnie może jeszcze do "Rozdziału szóstego".:)
UsuńPoza tym autor znacznie więcej miejsca poświęca początkom piratów we współczesnej popkulturze, niż chwili obecnej czy głębiej sięgającym korzeniom.
OdpowiedzUsuńZnakiem tego, okładka wprowadza w błąd, a nawet w wielbłąd...
Nie no, trochę miejsca współczesności też poświęca, z resztą, wszystko pirackie, co przebiło się w szerszej publiczności jest związane z fantastyką.;)
UsuńZ kapitanem Hakiem to jest zabawna sprawa. Tyle wersji powstało, że i mi się myli, który Hak umarł, który porwał itd. Jeśli nie zaznajomiłaś się jeszcze z Ahabem ("Moby-Dick"), poczytaj o nim, zanim sięgniesz po "Piotrusia Pana". ;)
OdpowiedzUsuńA w ogóle to niedawno czytałam, że niedługo wyjdzie kolejny film, Pan, szkoda tylko, że Tiger Lily tak fatalnie dobrano.
O, nie wiedziałam nawet, że coś powstaje. Zobaczmy.;)
Usuń