sobota, 21 stycznia 2023

"Czarne słońce" Rebeccka Roanhorse


Coraz rzadziej zdarza mi się po obejrzeniu okładki i opisu książki fantastycznej stwierdzić „Hej, to wygląda interesująco”. Ale jednak czasem się taki tytuł trafia. I był to przypadek „Czarnego słońca” Roanhorse, które mogłam przeczytać dzięki współpracy z księgarnią TaniaKsiazka.pl . Cóż, o ile rzeczywiście były tu ciekawe elementu, to nie mogę powiedzieć, że rozpłynęłam się z zachwytu.

Z wielkiego portowego miasta Cuecola na południu kontynentu Meridian wypływa statek. Musi dotrzeć do Tovy przed zimowym przesileniem i związanymi z nim uroczystościami, aby dostarczyć tam pewnego osobliwego pasażera. Kapitance Xiali powiedziano, że to niegroźny, ślepy pielgrzym, ale ona wyczuwa w nim coś dziwnego (tak po prawdzie to nie trzeba do tego żadnego szóstego zmysłu, wystarczy mieć oczy). Jednak ze swoim pochodzeniem i umiejętnościami Xiala jest ostatnią osobą, która mogłaby wytykać komuś osobliwość. Poza tym jest profesjonalistką no i dobrze jej zapłacono za tą misję, więc zamierza jej podołać mimo niesprzyjającej pogody. Tymczasem w Tovie Kapłanka Słońca zmaga się zarówno z niepokojami w mieście, jak i ze spiskami we własnej wieży…

Zacznijmy od świata przedstawionego, który ewidentnie jest plusem. Już sam fakt, że oparto go na realiach cywilizacji ludów południowoamerykańskich stanowi o oryginalności, bo wciąż to rzadka inspiracji. Przy czym widać też, że autorka przemyślała sobie i historię, i stosunki społeczne, i różnice kulturowe pomiędzy poszczególnymi punktami na mapie, które odwiedzamy. Minusem jest niestety to, że jako czytelnicy wiemy trochę za mało. Autorka bardzo lubi kreślić malownicze obrazy żywego miasta, ale niewiele dowiadujemy się o życiu mieszkających w nim ludzi (choć to może wynikać z pewniej konwencji, bo obrazki z Tovy oglądamy z perspektywy bohaterki dość odizolowanej). Wiemy, że istnieli kiedyś w tym świecie bogowie, którzy zostali pokonani przez Słońce i że mieli fizyczne postacie. Ale mimo że zachowały się opisy tamtych zdarzeń i było to stosunkowo niedawno (300 lat przed akcją powieści), to tak naprawdę nie wiemy, czym ci bogowie właściwie byli (choć postacie w książce zdają się mieć o tym jakieś pojęcie). Poznajemy też tylko jeden z czterech klanów Tovy a pewne konstrukty społeczne zostają nam pokazane, ale nie wyjaśnione. Wiedza przekazywana czytelnikowi wydaje się niekompletna i to nie tylko w tych momentach, w których fabuła wymaga, żeby tak było.

Bohaterowie dla odmiany są całkiem dobrze napisani. Głównych mamy trójkę: Serapia, owego ślepego młodzieńca, Xialę, czyli teekijską kapitankę oraz Naranpę, Kapłankę Słońca. Serapio był przez całe życie wychowywany do wypełnienia jednego zadania i jest idealnym narzędziem: nawet jeśli przez myśl przechodzą mu jakieś strzępy sprzeciwu, to szybko je porzuca, gdyż głęboko wierzy. Jest może postacią jednowymiarową, ale miłą i intrygującą, choć niezbyt towarzyską. Fascynuje Xialę, która z kolei jest bardzo towarzyska i twarda, ale przy tym jest też utracjuszką, która często traci nad sobą kontrolę w obecności pięknych i chętnych do bliższego poznania ludzi płci dowolnej. Oraz alkoholu. Oczywiście niesie ze sobą pewną tajemnicę, ale niestety nie poznajemy jej w tej powieści. Z Naranpą mam pewien problem. Jest ona konsekwentnie pisana jako naiwna idealistka i pod tym względem to całkiem spójna kreacja. Ale ma pewien zgrzyt. Otóż Nara jest osobą z ludu, która dochrapała się stanowiska zarezerwowanego dotąd dla szlachetnie urodzonych i piastuje je już ładnych parę lat, przebywając w kapłańskiej wieży ogólnie ponad dwie dekady. Moje zawieszenie niewiary nie chce przyjąć do wiadomości, że tak napisana bohaterka mogła się uchować tak długo na takim stanowisku. Zwłaszcza, że widzimy, jak pogrywa z nią osiemnastoletnia (!) konkurentka.

Największym problemem „Czarnego słońca” jest tempo i prowadzenie akcji. O ile początek, gdzie jesteśmy wrzucani w bogaty świat przedstawiony z jednej strony mistyczny, z drugiej awanturniczy jest intrygujący a końcówka bogata w akcję, tak środek przez większość czasu jest po prostu nudny. Nawet nie dlatego, że nic się nie dzieje, ale dlatego, że dzieją się rzeczy mocno przewidywalne. Osobnym problemem jest samo zakończenie: nie wyjaśnia niczego. Owszem, mamy kulminacyjny punkt fabuły, ale bardzo wyraźnie widać, że jest to koniec tomu pierwszego i masz czekać na dalsze, niewdzięczny czytelniku. Fakt, bohater kończy swoją misję, ale na żadne pytania nie dostajemy odpowiedzi i widać, że to tylko preludium do prawdziwej akcji.

Nie chcę przez to powiedzieć, że powieść Roanhorse jest zła. Z pewnością znajdzie się sporo ludzi, którym wypunktowane przeze mnie wady nie będą aż tak przeszkadzać, a przecież ma i spore zalety. Choćby wydanie: intrygująca grafika na twardej okładce i prześliczne mapy na wyklejkach. Jest też ciekawostka językowa: ponieważ w tej cywilizacji mamy trzy płcie (trochę jak u wyspiarskich ludów pacyficznych), tłumaczka zdecydowała się na konsekwentne stosowanie dukaizmów. Sama raczej nie będę z utęsknieniem wypatrywać kolejnego tomu, choć może po niego sięgnę, kiedy już się pojawi. Tymczasem jeśli macie głód fantasy osadzonej gdzie indziej niż w średniowiecznej Europie czy Wschodniej Azji (ta od paru lat mocno zyskuje na popularności), to „Czarne Słońce” Rebecki Roanhorse możenie znaleźć w dziele nowości księgarni TaniaKsiazka.pl.
 
 Książkę otrzymałam od księgarni TaniaKsiazka.pl

 
Tytuł: Czarne słońce
Autor: Rebecka Roanhorse
Tytuł oryginalny: Black Sun
Tłumacz: Anna Dobrzańska
Cykl: Między ziemią a niebem
Wydawnictwo: Mag
Rok: 2022
Stron: 362

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...