Planowałam w listopadzie małe zakupy książkowe, ale nic z nich nie wyszło. Cóż, w grudniu mam urodziny i jest Gwiazdka, może coś skapnie.;) A jak nie, to uzupełnię biblioteczkę w styczniu.
Tymczasem jednak kilka książeczek do mnie trafiło. Papierowe były tylko dwie:
...czyli kolekcjonowania Pratchetta ciąg dalszy. Akurat obie już czytałam - "Panowie i damy" nawet fajne, ale czytywałam lepsze, natomiast o "Maskaradzie" pisałam tutaj.
Reszta to przedpremierowe egzemplarze recenzenckie od Genius Creations - na chwilę obecna wszystko w ebookach.:)
"Order" Marcina Jamiołkowskiego to druga część cyklu o Herbercie Kruku - pierwsza mnie zachwyciła. Zaczęłam już czytać, a recenzja będzie okołopremierowo.
Pozostałe trzy to świeżynki, o których jeszcze nie mam zdania (głównie dlatego, że nie zaczęłam czytać). "Spalić wiedźmę" to interesująco zapowiadające się urban fantasy. "Studnia Zagubionych Aniołów" ma być już fantasy pełnokrwistym i dlatego mnie interesuje, bo takie rzeczy polskim autorom rzadko wychodzą. Mam nadzieję, że Arturowi Laisenowi wyszło. "Pieśń węży" też wygląda na fantasy, ale takie bardziej mroczne. Zobaczymy, jak to wszystko wyszło w praktyce.:)
Ale to jeszcze nie wszystko...
Wczoraj bowiem wróciwszy z pracy, zastałam na łóżku taką oto przesyłkę:
Kurczę, już na dzień dobry grubo. Napis na opakowaniu (jakże urodziwym) jednoznacznie wskazywał, że w środku jest książka, ale to dla żadnego mola nie jest wystarczająca informacja, tylko zaledwie początek dociekań. Cóż, nie ma rady, trzeba otworzyć.
No tak, zdecydowanie książka. I chyba nawet bez rozrywania papieru wiem, jaka i od kogo.;)
Niemniej, choć opakowanie bardzo ładne i szkoda psuć, to jednak trzeba się w końcu dobrać o tego, co skrywa w środku (bo przecież nie postawie na półce pakunku w złotym papierze). I oto jest:
A tak sie prezentuje z biletem i innymi dodatkami:
I tylko Luby w tym wszystkim niezadowolony, bo planował mi "Sześć światów Hain" kupić na urodziny...
Ale to jeszcze nie wszystko...
Wczoraj bowiem wróciwszy z pracy, zastałam na łóżku taką oto przesyłkę:
Trochę konfabuluję - w rzeczywistości na wierzchu byłą koperta. Ale ponieważ zawierała dane wrażliwe, pominęłam ją w niniejszej prezentacji.;) |
Appa co prawda nie należy do zestawu, ale wszystko ze świnką jest lepsze. Chyba jej się tam spodobało, bo zaległa na pokrywce i nie chciała zejść. |
Niemniej, choć opakowanie bardzo ładne i szkoda psuć, to jednak trzeba się w końcu dobrać o tego, co skrywa w środku (bo przecież nie postawie na półce pakunku w złotym papierze). I oto jest:
A tak sie prezentuje z biletem i innymi dodatkami:
I tylko Luby w tym wszystkim niezadowolony, bo planował mi "Sześć światów Hain" kupić na urodziny...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.