Na blogach nastała moda na chwalenie się najgrubszymi książkami w domowej biblioteczce, ostatnio na przykład Ciacho się chwalił. Pomyślałam więc, że i ja się pochwalę, w końcu każdy pomysł na notkę jest dobry.;)
Do konkursu stanęły ksiązki, które akurat mam w domu (czyli nie są w rozjazdach po świecie) i te, które mam w formie papierowej (dlatego "Droga Królów" na przykład się nie załapała). Szczerze mówiąc, nie mam zbyt dużo grubasów, moje półki opanowały książki średnio grube - takie na 400 do 700 stron. Ale dziesiątkę grubszych udało się zebrać.
Najgrubsze leżą najniżej i od nich zaczniemy.:)
1. "Mgły Avalonu" Marion Zimmer Bradley (1350 stron)
Klasyk, więc jak zobaczyłam go w księgarni po dwie dyszki sztuka, to od razu wzięłam. Oczywiście nie znaczy to, że go przeczytałam, a ponieważ nie przeczytałam, zamiast zajmować poczesne miejsce na regale, kisi się gdzieś z tyłu półki z nieprzeczytanymi. Niemniej, lubię to wydanie - okładkę ma paskudną, ale grzbiet prezentuje się odpowiednio.
2. "Fionavarski Gobelin" Guy Gavriel Kuy (1308 stron)
Tę książkę dla odmiany czytałam. Gdybym czytała ją teraz, nie wiem, czy oceniłabym ją tak samo, ale kilka rzeczy bardzo mi się w niej podobało (smok na przykład. Nawet na okładce jest) i ogólnie jest to lektura, którą czyta się bardzo miło, choć nie zaskakuje.
3. "Wyprawa skrytobójcy" Robin Hoob (995 stron)
Mam całą tą trylogię, ale oczywiście Hoob jeszcze nie czytałam, czego się trochę wstydzę i chcę nadrobić. Może w przyszłym roku.
4. "Mroczne Materie" Philip Pullman (960 stron)
To wydanie jest paskudne. Ale innego omnibusa w Polsce nie wydano, a mi bardzo zależało na posiadaniu całej trylogii, bo bardzo mi się podobała. Pewnie jakby się pojawiło ładniejsze, to bym wimieniła, ale cóż.
5. "Ziemiomorze" Ursula K. Le Guin (944 strony)
Na takie wydanie czekałam całe lata, więc nic dziwnego, że jak tylko się pojawiło, zaraz się w nie zaopatrzyłam. Oczywiście przeczytałam to jeszcze w czasach przedblogowych (dobra, ostatni już w blogowych), ale jak najdzie mnie ochota na relekturę, to z pewnością zdam z niej raport.
6. "Sześć światów Hain" Ursula K. Le Guin (944 strony)
Sytuacja analogiczna do "Ziemiomorza", tyle że z sześciu światów Hain jak dotąd znam tylko trzy (raz, dwa, trzy). Ale resztę również mam zamiar poznać.
7. "Pod kopułą" Stephen King (928 stron)
Książka zakupiona pod wpływem chwili i zachwytu niewiele wcześniej czytanym "Bastionem". Nie czytałam i właściwie nie wiem, co teraz mam z nią począć. Pewnie kiedyś przeczytam...
8. "Imajica" Clive Barker (928 stron)
Książka z najbardziej przeze mnie nie czytanej serii. Więc też nieczytana.;)
9. "Księgi Jakubowe" Olga Tokarczuk (912 stron)
Tak książka mnie onieśmiela. Ale w końcu się z nią zmierzę.
10. "Wszystkie lektury nadobowiązkowe" Wisława Szymborska (848 stron)
Świeżynka urodzinowa, jeszcze nie prezentowana na żadnym stosiku. Chciałam się przekonać, jak ludzie pióra piszą o ksiązkach, ale na to mam jeszcze dużo czasu.
A na koniec jeszcze mały dodatek, czyli pięć najgrubszych książek w kolekcji Lubego.:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.