Cóż, muszę przyznać, że moje tempo czytania czasopism od poprzedniego miesiąca ani trochę się nie poprawiło. Może to kwestia tych sponiewieranych bohaterów na okładkach – majowy Tony Stark też jakiś taki sterany życiem… Nic to, grunt, że przeczytałam i mam zamiar podzielić się wrażeniami.
Na początek Jakub Winiarski dzieli się swoimi przemyśleniami na temat ewentualnego istnienia Obcych. Ostatnie zdanie podbiło moje serce. Dalej zaś – temat z okładki. Z okazji premiery nowego filmu o żelaznym człowieku, długi artykuł o Iron Manie i zmianie jego wizerunku na przestrzeni lat. Choć co najmniej tyle samo uwagi Wojciech Chmielarz poświęcił przeciwnikom superbohatera. Ogólnie tekst bardzo ciekawy, nawet dla takich laików w temacie jak ja (a może zwłaszcza dla nich).
Następnie temat bardziej literacki, czyli słów kilka o twórczości Neila Gaimana. Tekst sprowokowany nową powieścią pisarza, która miała się u nas pojawić już na początku czerwca. Pozostanie jeszcze jakiś czas aktualny, bo ostatecznie premierę przesunięto na po wakacjach, ale w sumie artykuł nic przez to nie traci. Kolejna jest „Zemsta frajerów”, czyli wywód Adama Rottera o zmianie wizerunku nerda w popkulturze na przestrzeni lat. Ciekawy, aczkolwiek nie tak odkrywczy, jak bym chciała (choć trzeba przyznać, że autor formułuje dość ważną tezę).
Moduł gierczany, od kilku numerów obecny w NF, tym razem rozrósł się do niespotykanych wcześniej rozmiarów. I dobrze, wszak gry to też całkiem prężna dziedzina fantastyki. Co prawda, jako kompletny niegracz nie potrafię docenić „Tryumfu udręki” Aleksandra Daukszewicza, ale sama idea przypominania kultowych i przełomowych tytułów wydaje mi się szlachetna. Tym razem padło na „Planescape: Tourment”. Dużo sympatyczniejszy wydał mi się artykuł o grach planszowych – nie przypuszczałam, że te widywane czasem monstrualne pudła mogą kryć takie skarby (wiecie, że do „Star Treka” też jest planszówka?). Tylko z kim w to wszystko grać?
Tekst z lamusa tym razem jakoś mnie nie porwał, ale sama próba opisu mariażu medycyny z magią (i to bynajmniej nie w średniowieczu jakimś odległym) jest godna podziwu (i rzuca nieco światła na genezę magii sympatycznej w „Kronikach Królobójcy”) .
Rzućmy jeszcze okiem na felietony, których w tym numerze nieprzyzwoicie mało. Michael Sullivan znowu udziela rad praktycznych na temat operowania opisem i muszę przyznać, że są to rady bardzo trafne (kiedy czytam jakiś amerykański debiut, czasem sobie odhaczam, do której z nich autor się zastosował). Rafał Kosik ostrzega przed pułapkami permanentnej inwigilacji i biurokracji. Szkoda tylko, że za najpiekielniejszy przejaw tychże uważa fotoradary i parkomaty – to takie marnowanie paranoicznego potencjału cybernetyki… A Łukasz Orbitowski bardzo ciekawie pisze o filmie „Valhalla Rising”.
Przejdźmy więc do opowiadań. Jeśli chodzi o polskie teksty, jestem coraz bardziej przekonana, że redaktorski gust Michała Cetnarowskiego jest znacznie bliższy mojemu niż gust jego poprzednika. „Grewolucja” Pawła Majki to ciekawy cyberpunkowy tekst, który mimo wszechobecnego żargonu i słowotwórstwa czyta się bardzo dobrze. „Zakładziny” Bartosza Działoszyńskiego mają pretensje do bycia z jednej strony horrorem, a z drugiej realizmem magicznym i jest to mieszanka całkiem udana, choć nie nowatorska.
Dział z prozą zagraniczną przypadł mi do gustu bardziej, niż ten rodzimy, co powoli staje się regułą. „Appoggiatura” Jeffa VanderMeera, to jak zwykle u tego autora, tekst pokrętny i rozbity, wymagający nieco wysiłku przy składaniu fabuły w całość, nie angażuje jednak wyobraźni tak bardzo, jak inne jego opowiadania. „Przyziemienie” Atheny Andreadis osobiście uważam za najlepsze opowiadanie numeru i nic nikomu do tego. Co prawda trochę się rozczarowałam, bo po kilku pierwszych akapitach spodziewałam się historii kontaktu z obcymi, ale autorka zrekompensowała mi to mistrzowską grą na emocjach. W połączeniu ze stylem wyraźnie inspirowanym Le Guin stworzyła coś, czemu nie mogłam się oprzeć. A „Wygnanie jednym kliknięciem” Jeremiaha Tolberta to kolejna doza cyberpunku, czy też raczej powinnam powiedzieć – technomagii. Urzekająca jest ta wizja wysyłania gigabajtów magii i czarowania za pomocą iPada.
Cóż, pozostaje mi tylko czym prędzej czytać numer czerwcowy. Co uczynię tym chętniej, że jest tam opowiadanie Kena Liu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.