poniedziałek, 7 lipca 2014

Maggus w kręgu przywołania, czyli piekielne reformy - "Eryk" Terry Pratchett

Po dłuższej przerwie postanowiłam znowu uraczyć się Pratchettem. Jako że „Eryk” czekał na swoją kolej już od dłuższego czasu i był mikrej postury, padło na niego. Co prawda podcykl o Rincewindzie to najmniej przeze mnie lubiana część Świata Dysku, ale sir Terry potrafi osłodzić nawet nielubianych bohaterów.

Kiedy ostatni raz widzieliśmy Rincewinda, ten właśnie znikał w portalu prowadzącym do piekielnych wymiarów. Nie jest to okolica, w której człowiek chciałby pozostać na dłużej, to i nie dziwota, że mag chciał się wydostać. I tak oto budzi się w kręgu przywołania młodocianego demonologa – w końcu jeśli coś przybyło z otchłani, to musi być demonem, prawda? Potem standard: trzy życzenia i takie tam. Tylko oczywiście przy wypowiadaniu życzeń trzeba być bardzo, bardzo konkretnym…

W „Eryku” Pratchett trochę parodiował Fausta, ale nie jest to szczególnie widoczne. Fabuła jest oparta raczej na zabawie konwencją trzech życzeń, które, jak wie każdy kto przeczytał odpowiednią ilość powieści fantasy, trzeba wypowiadać bardzo ostrożnie. Jak wiadomo siły zła chętnie spełnią prośby, ale dostaniesz dokładnie to, o co prosisz, a nie to, czego potrzebujesz. Sam motyw do tej pory już się mocno zużył i gdyby nie pratchettowski styl, tę niewielką powieść trzeba by było określić nudną. Ale z tym autorem nudzić się nie można.

Jak to w Świecie Dysku, mamy więc mnóstwo nawiązań do kultury i rzeczywistości, wszystko odbite w krzywym zwierciadle humoru. Fani serii znajdą tu też mnóstwo znajomych postaci, choć nie aż tyle, ilu się spodziewałam. Zdecydowanie jednak nie polecam „Eryka” na początek znajomości z autorem – nie jest co prawda tomem słabym czy zbyt hermetycznym, ale Pratchett pisywał już zdecydowanie lepiej.

Co jest mocną stroną? Obraz piekła. Żaden porządny świat nie może obyć się bez własnej krainy tortur i Dysk nie jest wyjątkiem. Jednak w piekle zmieniło się kierownictwo i od jakiegoś czasu interes funkcjonuje według korporacyjnych zasad. Oczywiście Pratchett nie pisze niczego odkrywczego – wielu przed nim zauważyło już, że rozgrzane obcęgi duszom niestraszne, bo brak ciała uniemożliwia odczuwanie bólu, za to nuda zawsze budzi grozę. Ale Pratchett to Pratchett, żartuje sobie z tego truizmu i ładnie go wyolbrzymia – generalnie podaje w takiej formie, że nie dość iż czytelnik chichocze jak głupi, to jeszcze ma wrażenie, że podano mu pomysł całkiem świeży. Przy czym jest to zdecydowanie Dysk w starym stylu - nastawiony na parodię i groteskę, gdzie śmiech nigdy nie bywa gorzki. Osobiście wolę nowsze powieści, bardziej refleksyjne. Ale "Eryk" i tak daje radę.

Rozpisywać się nie będę, bo książeczka króciutka, jak na możliwości sir Terry’ego raczej przeciętna i nie chcę spoilerować. Fanom autora oczywiście polecam. Tym, którzy go nie znają radzę zacząć od czegoś innego i wrócić do „Eryka”, kiedy już zostaną fanami. Wtedy na pewno bardziej im się spodoba.

Tytuł: Eryk
Autor: Terry Pratchett
Tłumacz: Piotr W. Cholewa
Tytuł oryginalny: Faust Eric
Cykl: Świat Dysku
Wydawnictwo: Prószyński i s-ka
Rok: 1997
Stron: 116


Ksiązka bierze udział w wyzwaniu Klucznik.

5 komentarzy:

  1. Aww, (prawie)wszyscy tak jeżdżą po Rincewindzie, a ja mam do niego słabość. Ma bardzo zdrowe zasady życiowe. :)

    siły zła chętnie spełnią prośby, ale dostaniesz dokładnie to, o co prosisz, a nie to, czego potrzebujesz
    A siły dobra są jeszcze wredniejsze - dają to, czego się potrzebuje (według nich), zamiast tego, czego się chce. :D

    Od lat jestem wkurzona, że "Eryka" wznawiają tylko w tej mizernej formie na papierze toal... em, ekologicznym, bez ilustracji. Nawet mimo że nie przepadam za Kirbym, wznowienie tamtej pierwszej albumowej wersji brałabym od razu. *zezuje ukradkiem, czy Prószyński patrzy*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, mnie po prostu nie urzekł, ale w "Eryku" jest i tak stosunkowo najbardziej znośny (boszszsz, jak ja się wynudziłam przy "Ostatnim kontynencie"...). Po prostu wolę innych bohaterów. W zasadzie wszystkich innych.;)

      Siły dobra w ogóle niczego nie dają, bo praca uszlachetnia, więc weź się w garść i sam sobie zrób;P (swoją drogą, u Pierumowa był fajny podział: "zło" zawsze odpowiadało na wezwanie i zawsze chętnie spełniało prośby, ale też zawsze brało zapłatę i wysoko się ceniło, za to "dobro" pomagało co prawda za darmo, ale wedle własnego widzimisię)

      Wiesz, w końcu wznowili "Ostatniego bohatera", to może i Eryk się doczeka.:)

      Usuń
  2. Bardzo lubię praczeta, ale on dzieli zasadniczą wadę z vonnegutem - jak się przeczytało 10 jego książek, to i o jedenastej się będzie miało pojęcie. Może to nie do końca wada, w końcu jak się lubi jego styl, to się dostaje więcej tego, co się lubi :) Ja na przykład lubię takie fajne recenzje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie z takich, co lubią jego styl (choć trochę szkoda, ze w ostatnich tomach jakoś tak postacie stają się coraz bardziej do siebie podobne).
      Dzięki:)

      Usuń
  3. Ja również, chociaż nie lubię Kirby'ego uważam, że ten format wydania to pomyłka. Przecież tak samo jak w Ostanim Bohaterze fabuła była po to by było jak nanjwięcej ciekawych ilustracji. Te, które znam z albumu z ilustracjami i okładkami Kirby'ego wyglądają nawet na dobrze jak na niego zrobione, a postaci wtgłdają prze czały czas podobnie do siebie, chociaż jak zwykle ilustruje on jakąś inną wersję tekstu Powinni Eryka wydać jak Ostaniego Bohatera czy Sztukę Świata Dysku. Mysle też, że chyba w roku 1990 Pratchett bardziej myślał nad dokończeniem Trylogii o Nomach lub Dobrym Omenem, bo Ruchome Obrazki z tego samego roku są jedną ze słabszych cześći cyklu.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...