wtorek, 30 stycznia 2018

"Sekretne życie krów" Rosamund Young

Kiedy słyszy się tytuł „Sekretne życie krów”, to aż trudno nie zakpić. Bo, wicie, rozumicie, teraz wszystko ma sekretne życie: łąki, lasy, owoce, grzyby, to czemu by nie krowy? Na fali mody na przyrodnicze sekrety wszystko można wypromować, toteż trudno byłoby tą malutką (choć bardzo porządnie wydaną) książeczkę brać na poważnie. Dlatego też do lektury podeszłam (bo od początku wiadomo było, że podejdę, w końcu wychowywałam się w pewnym sensie z krowami, a poza tym uwielbiam eksplorować przeróżne wykwity literatury „eko”) właściwie bez oczekiwań. I może to ostatecznie sprawiło, że książeczka okazała się bardzo przyjemna.
 
Poza rozbudowanym wstępem (nienapisanym przez autorkę zresztą), „Sekretne życie krów” nie ma ambicji bycia książka popularnonaukową. Young chciała po prostu opowiedzieć o zwierzętach, które są dla niej całym życiem, a które powszechnie (i błędnie) uważa się za głupie i prostackie. Przytacza więc proste historie krów, które cechowały się tak silnie zarysowanymi charakterami, że niekiedy nawet po upływie dziesięcioleci wspomnienie o nich nie blaknie. Gościnnie występują też kury, owce i świnie.
 
Mam wrażenie, że jest to książka z misją. Misją uświadomienia przeciętnemu mieszczuchowi, który wszelkie produkty odzwierzęce bierze z bezdusznego supermarketu, skąd tak naprawdę powinno się to jedzenie brać. Że chyba czas najwyższy, aby społeczeństwo przestało postrzegać zwierzęta gospodarskie jako anonimową pulpę, którą przemienia się magicznie w pysznego schabowego, a zaczęło w nich dostrzegać organizmy o indywidualnych, złożonych potrzebach. Przy czym autorka daleka jest od nawoływania do masowego przejścia na weganizm – wręcz przeciwnie. Próbuje przekazać po prostu, że wszystkiemu, co złożyło swoje życie na naszym talerzu, jesteśmy winni szacunek. Wyrażany w tym, że zanim się na talerzu znajdzie, powinniśmy mu zapewnić możliwość realizowania wszystkich potrzeb i instynktów, zapewnić jak najlepszą stymulację umysłową i środowisko zbliżone jak najbardziej do naturalnego. Co w intensywnym (czy wręcz przemysłowym) modelu rolnictwa jest niemożliwe – bo jakież możliwości umysłowe może mieć istota wychowywana od urodzenia w tym samym, pustym boksie i karmiona codziennie tą sama paszą?
 
Podoba mi się to, w jaki sposób Young pisze o swoich krowach. Może momentami nieco sentymentalnie (który właściciel zwierzęcia potrafiłby się tego ustrzec?), ale nigdy czułostkowo. Zdarza jej się użyć frazy na mój gust nieco zbyt mocno nacechowanej uczłowieczeniem, ale nie widać, żeby stało za tym egzaltowanie – ot, ująć jakoś trzeba, ale jeśli nie chce się popadać w bezduszny, naukowy żargon, to właściwie nic innego nam czasem nie pozostaje. Język tych opowieści jest prosty i przejrzysty, może bez pretensji literackich, ale przyjemny w odbiorze. I tylko taką uwagę mam do tłumaczy – krowy stanowiące produkcyjny zasób stada (czyli dające mleko i/lub cielęta) to mamki. Nie karmicielki, nie żywicielki, czy jaki jeszcze synonim wam przyjdzie do głowy (tutaj akurat tłumacz postawił na karmicielki, ale w swoim namiętnym oglądaniu dokumentalnych seriali o weterynarzach natknęłam się już na wiele wariantów, nigdy prawidłowych), tylko mamki właśnie. Może ktoś się zastosuje...
 
Przyjemna to była książeczka. Poza tym ładna – w twardej oprawie, z uroczymi ilustracjami. Jeśli znajdę ją w jakiejś atrakcyjnej przecenie, to pewnie sobie kupię. Nie zajmie wiele miejsca. A kto wie, może następnym razem doczekamy się bardziej kompleksowego opracowania.

Tytuł: Sekretne życie krów
Autor: Rosamund Young
Tytuł oryginalny: The Secret Life of Cows
Tłumacz: Piotr Kaliński
Wydawnictwo: Czarna Owca
Rok: 2017
Stron: 128

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...