piątek, 9 grudnia 2022

"Pałace na wodzie" Adam Robiński

Wydawnictwo Czarne od jakiegoś czasu wypuszcza kilka razy w roku jakieś bardziej „zwierzęce” reportaże. Były dwa teksty o wilkach (czyli szwedzki „Dobry wilk” i polski „Instynkt”), oba świetne. Zastanawiałam się, jaka w takim razie została nam jeszcze lokalna (o tej egzotycznej jakoś polscy wydawcy nie bardzo chcą wydawać książki, jeśli nie ma skrzydeł) fauna i pomyślałam, że w sumie bobry mają potencjał, bo jest to dość polaryzujący opinię publiczną gatunek. I w jakiś czas później w zapowiedziach pojawiły się „Pałace na wodzie” Adama Robińskiego. Oczywistym było, że prędzej czy później je przeczytam. 
Autor na potrzeby pisania stworzył sobie specyficzną bobrową mapkę Polski (jest wydrukowana w książce) i metodycznie odwiedzał bobrowe lokalizacje. Część z nich jest na północy kraju, część w centrum, a część na południu i jakoś tam pokrywają cała Polskę. Choć niestety, nie z każdym miejscem łączy się równie ciekawa opowieść.

„Pałace na wodzie” od wcześniejszych książek o wilkach różni jeden zasadniczy, choć subtelny szczegół. Mianowicie, tak jak tamte były zasadniczo o wilkach i stosunkach wilczo-ludzkich, tak tutaj mamy do czynienia raczej z opowieścią o ludziach zajawionych bobrami. Zwierzęta nie są w centrum tej historii, autora zdecydowanie bardziej interesują ludzie związani z gryzoniami. A to z kolei sprawia, że cała książka jest bardzo nierówna. Gdyż nie każdy miłośnik bobrów ma do powiedzenia coś, co w równym stopniu zainteresuje czytelnika.

Opowieść o reintrodukcji bobrów w Polsce i pionierskich hodowlach jest naprawdę interesująca (głównie dlatego, że ze wszystkich poruszanych przez autora tematów najbardziej skupia się na gryzoniach samych w sobie) i stanowi chyba najciekawszy rozdział. Ale już całkiem obszerna rozmowa z bobrowym artystą… cóż, przyznam, że historia kariery artystycznej to nie jest coś, czego szukam w książce o przyrodzie. Zwłaszcza, że autor, intencjonalnie lub nie, zupełnie omija w swoim zwiedzaniu mapy tematy budzące gwałtowniejsze emocje. Nie dowiemy się na przykład niczego o tym, co myślą rolnicy, którym bobry zalały część gruntów. Ani nie poznamy stosunku myśliwych do tych zwierząt. A ja bym się chętnie dowiedziała, czy nie mają jakiegoś żalu, że po władowaniu przez Polski Związek Łowiecki sporych środków w reintrodukcję bobra jest on chroniony i nie można do niego strzelać. O ewentualnym kłusownictwie też nie ma ani słowa. Mamy za to spacer zurbanizowanymi rzeczkami, na których czasem widać jakieś żeremia i konflikt między przyrodą a miastem. Dlatego też moim zdaniem „Pałacom na wodzie” brakuje wielowymiarowości. Trochę takie potiomkinowskie te pałace.

Poprzeczka była zawieszona wysoko, bo teksty o wilkach naprawdę były świetne. I niestety, bobry do niej nie doskoczyły. Nie znaczy to oczywiście, że książka jest zła, „Pałace na wodzie” to wciąż ciekawy reportaż. Ale nie do końca o tym, czego oczekiwałam i nie do końca taki, jak miałam nadzieję.
 
Tytuł: Pałace na wodzie
Autor: Adam Robiński
Wydawnictwo: Czarne
Rok: 2022
Stron: 194

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...