środa, 18 października 2023

"Fourth Wing. Czwarte skrzydło" Rebecca Yarros

Jeżeli mam jakąś popkulturową słabość, to są to smoki. Zwłaszcza jeśli chodzi o książki wielki, latający jaszczur to jest dokładnie to, co mnie zwabi. Czasem to dobrze ("Smok Jego Królewskiej Mości" forever), często nie bardzo. A kiedy indziej wiem, że wyprowadzam się na manowce, ale i tak idę dalej. Jak w przypadku "Fourth Wing. Czwarte skrzydło" Rebbecci Yarros (będę używać dalej polskiego wariantu tytułu, choć wydawca na okładce zostawił oba). Bo jeszcze że to hit booktoka to nic, czasem faktycznie trafia się tam coś ciekawego. Ale zostałam ostrzeżona, że to romantasy, a to już pewien problem. NO ALE SMOKI. 

Violet całe życie przygotowywała się do kariery skrybki. Ze swoim niewielkim wzrostem i kruchymi stawami niezbyt nadawała się do zawodu smoczego jeźdźca, który dumnie praktykowała jej matka i rodzeństwo. Ale córka genarałki nie może przecież obrastać kurzem w archiwach i kiedy zmarł ojciec dziewczyny nikt nie mógł jej już obronić przed szalonymi pomysłami matki. I tak Violet w dniu poboru staje do rekrutacji u wrót szkoły jeźdźców. Gdzie 1/3 kadetów umiera, zanim w ogóle będzie miała okazję zostać wybrana przez smoka. W dodatku do tej samej szkoły uczęszcza zapiekły (acz zabójczo przystojny) wróg rodu. Któremu zapewne powieka by nie drgnęła, gdyby Violet padła ofiarą jakiegoś śmiertelnego "wypadku", a o te przecież nietrudno... Czy wątła dziewczyna sobie poradzi?

Nie mam wątpliwości, dlaczego "Czwarte skrzydło" stało się tak popularnym tytułem. Pewnie jakbym sama miała teraz 16 lat to rozpływałabym się w zachwytach, bo jest tam wszystko, co dziewczynę w tym wieku może zachwycić i pobudzić wyobraźnię. Albo inaczej: są tam wszystkie tropy i klisze, którymi cyklicznie zachwyca się booktokowa społeczność. Mamy więc mrocznego przystojniaka, mamy motyw dark academia, mamy enemies to lovers, mamy smut. No i mamy smoki. Problem polega na tym, że poza tymi kliszami nie mamy nic więcej.

Każdy aspekt powieści bardziej niż na kreśleniu scen przez autorkę opiera się na tym, że czytelnik sięgnie do powszechnej bazy klisz, tropów i generycznych settingów i sobie uzupełni co tam będzie potrzebował, niczym moduł sztucznej inteligencji w programie graficznym. Najgorzej wychodzi na tym aspekt światotwórczy. Na dobrą sprawę nie możemy sobie nawet wyobrazić, w jakim okresie (pseudo)historycznym rozgrywa się akcja, bo z jednej strony autorka daje nam za mało szczegółów, a z drugiej te, które dostajemy są bardzo losowe. Koniec końców otrzymujemy coś, co przypomina generyczny, niskobudżetowy serial fantasy: stroje stylizowane na dawne czasy ale jak dawne trudno powiedzieć, transport dla cywili oparty wyłącznie na sile zwierząt, powszechne osobiste zegarki, gumowe podeszwy, kolorowe farby do włosów (i to kolorowe nie w sensie powszechnej rdzawej ochry czy jakiegoś rozjaśniacza, ale różowe czy niebieskie) i lakiery do paznokci. Jeśli chodzi o stronę geograficzno-polityczną nie jest lepiej. Mamy co prawda mapkę, ale zamiast przedstawić nam działające w królestwie siły polityczne czy choćby bliżej przedstawić ustrój, jaki tam jest, autorka woli opisać nam tą mapę na kilka stron. Niby od stuleci trwa jakaś wojna, była jakaś rebelia, ale to wszystko jest strasznie płytkie i nieprzemyślane. W ogóle nie widać, aby ten świat miał głębię i historię, sprawia wrażenie istniejącego tylko wtedy, kiedy akurat bohaterowie się po nim przemieszczają. Jak grafika w starych grach, która rozmywa się we mgle gdy tylko się ją minie.

Sama szkoła jeźdźców też nie jest zbyt dobrze przemyślana. Deklaratywnie ma to być akademia wojskowa, poza jeźdźcami mamy tam jeszcze oddział piechoty, medyków i archiwistów (fun fakt: jeśli chodzi o armię w tym prowadzącym od setek lat wojnę kraju, to najwyraźniej składa się ona tylko z piechoty i smoczych jeźdźców). W praktyce wyszło amerykańskie liceum, tylko uczniowie trochę starsi, żeby mogli legalnie uprawiać dziki seks. Mamy nawet klasyczne sceny z ustalaniem porządku dziobania na stołówce z obrazkiem jak to stolik bohaterki staje się coraz bardziej zatłoczony wraz z jej rosnącą popularnością. Przy czym to bardzo słabo opisane liceum. Nie wiemy czego właściwie rekruci się tam uczą, ponieważ zamiast solidnie przedstawić mechanizmy działania szkoły autorka losowo rzuca nazwami przedmiotów tam, gdzie fabuła potrzebuje. Czytelnik ma wrażenie, jakby kadeci przez większość dnia snuli się samopas po obiekcie.

Z postaciami nie jest lepiej, każda z nich to chodząca klisza. Violet to typowa główna bohaterka, która pokonuje trudności i w nagrodę okazuje się najwybrańszym wybrańcem w historii. Grupka jej najbliższych przyjaciół jest tak pozbawiona jakichkolwiek cech charakterystycznych, że zapamiętałam tylko, że jej najlepsza przyjaciółka jest lesbijką. Oczywiście ponieważ to romans, obserwujemy klasyczny trójkąt miłosny, w którym obok bohaterki udział biorą: przystojny najlepszy przyjaciel z dzieciństwa o aparycji i charakterze golden retrievera (Dain) oraz mroczny, tajemniczy syn przywódcy niedawno stłamszonej rebelii (Xaden). I o ile wszystko jest tu mocno generyczne to plus dla autorki, że nie poszła drogą romansów mafijnych i mroczny wybranek bohaterki nie jest toksycznym typem z manią kontroli. Czego zaś jej nie mogę wybaczyć, to co zrobiła Dainowi. Ponieważ z chłopaka może nieco nadopiekuńczego, który był gotów naginać zasady i sprzeciwiać się bezpośrednim rozkazom przełożonych żeby pomóc Violet zmienił się nagle w ślepo zapatrzonego w kodeks, gotowego do zdrady dupka. No i po co? Różnice w postawie obu chłopaków i ich podejściu do Violet wystarczająco legitymizują jej wybór, nie trzeba było upadlać drugiego kandydata.

A jak już jesteśmy w temacie porywów serca i lędźwi, to może od razu powiedzmy sobie, że owszem, jest to książka 18+, ale tych pikantnych scen nie ma tam znowu jakoś dużo. Mamy kilka BARDZO rozbudowanych opisów namiętnych pocałunków i może ze dwie sceny faktycznie dla dorosłych. I jeśli ktoś liczy na rozrywkę z żenującego opisu, to chyba będzie rozczarowany. Bo co prawda autorka wrzuca tam frazy typu "moje palce zaciskają się na jego długości" czy "ujeżdżam jego palce", ale śmiem twierdzić, że to taki złoty standard opisu w literackim erotyku i z technicznego punktu widzenia czytanie tego nuży. Bardziej zabawna jest tu silna inspiracja "Zmierzchem", bo i tam, i tutaj kiedy bohaterowie mają wreszcie okazję dać upust żądzy, meble lecą w drzazgi. I dziwnym trafem delikatne ścięgna i stawy bohaterki w ogóle na tym nie cierpią. Nawet siniaków nie ma.

I może te wszystkie klisze byłyby łatwiejsze do przełknięcia, gdyby autorka przynajmniej technicznie potrafiła pisać. A niestety kiepsko z tym u niej. Zdania są zwykle proste i szkolne, poza momentami, kiedy bohaterka opowiada o urodzie swojego wybranka, wtedy bywają wielokrotnie złożone (a opowiada bardzo często. Frazami typu "Dosłownie ślinię się na widok tych umięśnionych pleców i wyrzeźbionego tyłka" czy "Rzucam sztyletem w jego niewiarygodnie wyrzeźbiony tors"). Dodatkowo polska edycja też dodaje coś od siebie, bo bohaterowie co chwila zaczerpują oddechu, zapowietrzają się czy ich ciałami szasta na boki, a plecaki mają ramiączka zamiast szelek. Książka ma ogromne problemy z tempem i widać, że wyobraźnia autorki jest zdecydowanie filmowa, a nie literacka. Sceny, które powinny być opisywane krótko i zwięźle często są rozciągane na kilka stron, bo w filmie byłyby krótkie, ale bogate w dialogi i mowę ciała (gdyż w filmie można upchnąć więcej informacji w jednostce czasu). I odwrotnie: tam, gdzie przydałoby się rozbudować sceny o opis i kontekst tego rozbudowania brak. To nie ułatwia lektury.

Ale może odpowiedzmy o tym jednym plusie, żeby nie było, że cały czas narzekam. Smoki w "Czwartym skrzydle" są zdecydowanie najlepszym elementem. Są potężnymi i inteligentnymi istotami, które z ludźmi współpracują z konieczności i nakreślenie tej dynamiki całkiem dobrze autorce wyszło. Widać, że ludzie w tej relacji są zdecydowanie słabszym ogniwem. Co prawda jakoś bliżej poznajemy jedynie smoka głównej bohaterki, ale może w dalszych częściach autorka przedstawia nam więcej gadów.

Mogłabym jeszcze napisać o niedopracowanym systemie magii działającym na zasadzie „czego akurat potrzebuję w fabule”, brakach w rozwoju bohaterów, dość przewidywalnych twistach fabularnych i wielu innych rzeczach, ale to już za bardzo przypominałoby kopanie kotka. Po tym co już napisałam widać, że "Czwarte skrzydło" to nie jest dobra powieść. A mimo to przeczytałam ją w 2 dni i nawet nie za bardzo się do tego zmuszałam. Mało tego, jeśli drugi tom wpadnie na Legimi, to też go przeczytam. Dlaczego? Ponieważ jeśli wyłączy się myślenie i nie zadaje pytań, to ta książka wchodzi jak złoto. Nie wymaga absolutnie żadnego wysiłku czy nawet skupienia przy czytaniu. A są takie dni w życiu, że tylko tego typu lektury wchodzą.

Tytuł: Fourth Wing. Czwarte skrzydło
Tytuł oryginalny: Fourth Wing
Autor: Rebecca Yarros
Tłumacz: Sylwia Chojnacka
Seria: Empireum
Wydawnictwo:
Hype
Rok: 2023
Stron: 528

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...