Spójrzcie przez okno. Jeśli mieszkacie w mieście, najpóźniej po kilku chwilach ujrzycie jakiegoś czarnego ptaka przelatującego, przechadzającego się po trawniku lub kłócącego się z towarzyszami na pobliskim drzewie. Pewnie widujecie go (albo jego pobratymców) codziennie. Ale czy właściwie wiecie jaki to gatunek? Czy cokolwiek o nim wiecie? Cóż, pewnie kojarzycie, że zwierzę to należy do rodziny krukowatych. To bardzo fascynujące i bystre sworznia, do których przylgnęła niechlubna etykietka złośliwych ścierwojadów. Esther Woolfson postanowiła walczyć z tym krzywdzącym stereotypem. Między innymi dlatego powstał Corvus. Życie wśród ptaków.
Pani Woolfson mieszka w Szkocji. Klimat mamy tam dość ponury, więc pisarka rada jest, że może cieszyć się doborowym towarzystwem ptaków. Swoje doświadczenia i wspomnienia związane z pierzastymi kompanami postanowiła nieco usystematyzować, przelać na papier – i tak powstał autobiograficzny (awibiograficzny?) Corvus. Wszystko zaczęło się w momencie, kiedy rodzina pani Woolfson postanowiła, po latach prowadzenia dość koczowniczego trybu życia, osiąść w Aberdeen. Tak się złożyło, że babcia męża pisarki chciała się z kimś podzielić gołębiami, bo nadto się rozmnożyły. W ten sposób w domu państwa Woolfson pojawiły się pierwsze ptaki. Jak wiadomo, jedne przyciągają drugie (na zasadzie „Słyszałem, że trzyma pani ptaki. Znalazłem wczoraj w ogródku pisklę sroki, szkoda go, a pani ma już doświadczenia. Może się pani nim zajmie?”), więc nie trzeba było długo czekać, żeby dom całkiem się zaptasił. Wkrótce przybył Kurczak (na okładce), Pyskacz, Ptaszyna, Ikar, Max (który używał słowa na „k”) i Ziki. A to tylko najdłużej mieszkający rezydenci.
Autorka z wnikliwością wytrawnego obserwatora opisuje ich indywidualne
charaktery, zachowania i przejawy bezsprzecznej inteligencji. W
międzyczasie raczy czytelnika błyszczącymi okruchami nauki: słówko o
piórach, skrzydłach i lataniu, rzecz o przodkach ptaków, wywód o miejscu
krukowatych w kulturze. Możemy je zbierać, niczym sroka świecidełka (co
jest oczywiście mitem, bo srok wolno żyjących nie interesują błyszczące
przedmioty).
Corvus to książka, która porusza wiele zagadnień. Najbardziej widocznym jest oczywiście miłość człowieka do zwierząt. W tym przypadku jest to uczucie świadome, pełne wątpliwości i refleksji. Autorka wiele pisze o rozterkach związanych z odchowem piskląt – w końcu pozbawiła je wolności i kontaktów z pobratymcami, a krukowate to przecież ptaki społeczne. Poza tym wiele miejsca zajmuje kwestia ochrony ptaków jako takich (wzmianka o kobiecie, która beztrosko przyznała się do chwytania i roztrzaskiwania głów srokom, bo niszczą lęgi drobnych ptaków, przyprawiła mnie o mdłości) a także ich siedlisk. Wszystko to bez nachalnego dydaktyzmu. Mam nadzieję, że przynajmniej niektórych czytelników uwrażliwi na kwestie ochrony środowiska.
Esther Woolfson z pewnością nie można odmówić ani erudycji, ani lekkości pióra. Niezwykle barwnie opisuje poczynania swoich pierzastych znajomków, żeby zaraz ubarwić opowieść jakąś anegdotą z życia sławnych pisarzy, a za chwilę płynnie przechodzi do objaśniania stanowiska badaczy. Wszystko podane w lekkiej formie, tak jakby rozmawiała ze znajomymi w kawiarni. W pisarstwie tej pani widać emocjonalne zaangażowanie w temat, ale nie sztuczną egzaltację. Pasjonatów z darem wymowy zawsze przyjemnie jest posłuchać.
Kilka słów o wydaniu. Wydawnictwo W.A.B. niezmiennie zachwyca mnie jakością książek, zwłaszcza tych z serii Biosfera. Mają nie tylko twarde, solidne oprawy, świetną korektę i szyte kartki, jak pozostałe tytuły W.A.B.u. Serię tę charakteryzuje niesłychane wręcz zaangażowanie i dbałość tłumaczy. Widać to szczególnie w Corvus, gdzie nie tylko tłumaczą pewne kwestie dotyczące języka czy kultury Szkocji, ale również rozwijają wiele zagadnień związanych z ptakami, o których autorka tylko napomknęła. Przypisy to integralna, choć niewielka część książki. Taka pieczołowitość to prawdziwy biały kruk na rynku wydawniczym – a szkoda.
Komu mogę polecić Corvus? Wszystkim, bo uważam, że trzeba poznawać to, co mamy po sąsiedzku – a sroki, kawki, gawrony czy wrony mamy z pewnością. Poza tym to kawał interesującej, świetnie napisanej literatury, wyjątkowo na czasie wiosną, kiedy ptaki zaczynają wić gniazda. A więc: miłej lektury!
Corvus to książka, która porusza wiele zagadnień. Najbardziej widocznym jest oczywiście miłość człowieka do zwierząt. W tym przypadku jest to uczucie świadome, pełne wątpliwości i refleksji. Autorka wiele pisze o rozterkach związanych z odchowem piskląt – w końcu pozbawiła je wolności i kontaktów z pobratymcami, a krukowate to przecież ptaki społeczne. Poza tym wiele miejsca zajmuje kwestia ochrony ptaków jako takich (wzmianka o kobiecie, która beztrosko przyznała się do chwytania i roztrzaskiwania głów srokom, bo niszczą lęgi drobnych ptaków, przyprawiła mnie o mdłości) a także ich siedlisk. Wszystko to bez nachalnego dydaktyzmu. Mam nadzieję, że przynajmniej niektórych czytelników uwrażliwi na kwestie ochrony środowiska.
Esther Woolfson z pewnością nie można odmówić ani erudycji, ani lekkości pióra. Niezwykle barwnie opisuje poczynania swoich pierzastych znajomków, żeby zaraz ubarwić opowieść jakąś anegdotą z życia sławnych pisarzy, a za chwilę płynnie przechodzi do objaśniania stanowiska badaczy. Wszystko podane w lekkiej formie, tak jakby rozmawiała ze znajomymi w kawiarni. W pisarstwie tej pani widać emocjonalne zaangażowanie w temat, ale nie sztuczną egzaltację. Pasjonatów z darem wymowy zawsze przyjemnie jest posłuchać.
Kilka słów o wydaniu. Wydawnictwo W.A.B. niezmiennie zachwyca mnie jakością książek, zwłaszcza tych z serii Biosfera. Mają nie tylko twarde, solidne oprawy, świetną korektę i szyte kartki, jak pozostałe tytuły W.A.B.u. Serię tę charakteryzuje niesłychane wręcz zaangażowanie i dbałość tłumaczy. Widać to szczególnie w Corvus, gdzie nie tylko tłumaczą pewne kwestie dotyczące języka czy kultury Szkocji, ale również rozwijają wiele zagadnień związanych z ptakami, o których autorka tylko napomknęła. Przypisy to integralna, choć niewielka część książki. Taka pieczołowitość to prawdziwy biały kruk na rynku wydawniczym – a szkoda.
Komu mogę polecić Corvus? Wszystkim, bo uważam, że trzeba poznawać to, co mamy po sąsiedzku – a sroki, kawki, gawrony czy wrony mamy z pewnością. Poza tym to kawał interesującej, świetnie napisanej literatury, wyjątkowo na czasie wiosną, kiedy ptaki zaczynają wić gniazda. A więc: miłej lektury!
Tytuł: Corvus. Życie wśród ptaków
Autor: Esther Woolfson
Tytuł oryginalny: Corvus. A Life With Birds
Tłumacz: Joanna Wajs i Adam Pluszka
Wydawnictwo:W.A.B.
Rok: 2012
Stron:352
Zachęcająco piszesz o tej książce.
OdpowiedzUsuńA ja od kilku lat bezskutecznie próbuję zachęcić różne ptaszyny do wprowadzenia się do pięknej ptasiej willi, jaką im powiesiłam na śliwie... Nie wiem, co robię nie tak, może ogłoszenie trzeba dać, że wynajmę?...
Zachęcająco, bo to naprawdę świetna książka - nic, tylko czytać.:)
UsuńA co do budki (bo mniemam, że to budka dla ptaków) - może ma za duży otwór? Wtedy żaden ptak w niej nie zamieszka, bo będzie się bał splądrowania gniazda przez drapieżniki. Inna opcja jest taka, że nie macie w pobliżu żadnych ptaków gniazdujących w dziuplach, ale wierzyć mi się nie chce, żeby przy domu nie kręcił się żaden szpak ani sikora.;)
A ja myślałam, że ten otwór jest za mały i kazałam mężowi powiększać... A ptaków mamy zatrzęsienie, i nawet wiją sobie gniazda we wszystkich krzaczorach, ale tylko u sąsiadów - u nas nie:-(
UsuńTo na pewno przez ten otwór. Taka np. łasica potrafi się przecisnąć przez niewiarygodnie małą szparkę, więc ptaki są ostrożne... Wymiana budki (ewentualnie przybicie deseczki, częściowo zasłaniającej otwór) powinno załatwić sprawę.:)
UsuńW ogóle przypomniałaś mi pewną akcję, o której opowiadał nam doktor ornitolog. Nadleśnictwo tutejsze zakupiło i rozwiesiło kilkaset budek, aby zwiększyć populację rzadkich gatunków ptaków. Po roku sprawdzono obsadę budek i okazało się, że zajętych było tylko kilka. Zasłonięto więc otwory tak, żeby były mniejsze. Rok później zajęte były prawie wszystkie budki (inna rzecz, że raczej przez gatunki pospolite, ale zawsze;)).
A wiesz może, jak maksymalnie duży musi być taki otwór? Mąż już się ucieszył, że będzie teraz łatał to, co mu kazałam wyrzynać w zeszłym roku...
UsuńWiesz, coś mi świta, ale nie chcę Ci skłamać. We wtorek będę się widziała z kolegą ornitologiem (niby ja też jestem w jakimś sensie ornitologiem, ale on to najprawdziwszy pasjonat już z papierami), to go dokładnie wypytam. I wtedy Ci napiszę tu, albo na maila, jak wolisz.:)
UsuńOooo, super! To może na maila, żeby nie zanudzać szanownych czytelników bloga rozmiarami otworów:-)
UsuńOki:)
UsuńZ tej serii czytałam książkę o wilkach, gdy się tylko natknę na ptaki sięgnę po nią, chociaz ja mieszkam na wsi, wiec wiele, wiele ptaków codziennie widuję
OdpowiedzUsuńTeż w zasadie mieszkam na wsi, ale na podwórko najczęściej przylatuje... sroka.;) Zaraz potem pliszka, wróbel i sierpówka. W zeszłym roku były jeszcze grzywacze, ale teraz ich jakoś nie widać...
Usuń