Właśnie przeczytałam szósty tom „Akt Dresdena”. Szkoda, bo na następny będę musiała poczekać o stycznia (niby nie tak znowu długo, ale przecież czekać trzeba). „Krwawe rytuały” znacznie bardziej mi przypadły do gustu niż czytane wcześniej „Śmiertelne maski”. Były też pierwszym tomem po zmianie tłumacza (jeśli dobrze zrozumiałam, to nie rozstajemy się z Cholewą, po prostu będzie tłumaczył tylko niektóre tomy. Choć mogę się mylić) ale jedno z drugim raczej nie ma związku.
Harry dostał nietypowe zlecenie (choć kiedy je przyjmował, nie wiedział, że jest nietypowe. Nikt mu nie powiedział, jakie filmy tam będą kręcić) – ma ochraniać ekipę kręcącą film porno. Byłoby to nawet zabawne, gdyby nie fakt, że dwie osoby już zginęły w dość dziwacznych okolicznościach, a nasz dzielny detektyw musi ochronić resztę ekipy, żeby tego losu nie podzieliła. Jakby tego było mało, w Chicago znowu uaktywniły się wampiry z Czarnego Dworu, które dybią na życie biednego Dresdena… trzeba coś z nimi zrobić.
Najpierw może zajmiemy się kwestią, która interesuje chyba wszystkich wielbicieli cyklu, czyli tłumaczeniem. Przyznam wprost – tak, Wojciech Szypuła skopał kultowe pierwsze zdanie. W polskim przekładzie nie ma ani krzty uroku, za który fandom je uwielbia. Podejrzewam, że gdyby tłumacz wiedział, jak to zdanie jest odbierane przez fandom, postarałby się bardziej (choć może i nie). Poza tym nie wiem dlaczego, pan Szypuła zwykł był nadużywać słowa heks. Co mnie boli z dwóch powodów: po pierwsze dlatego, że mamy w polskim języku sporo słów, które określają czynności magiczne, a po drugie dlatego, że poprzedni tłumacz, czyli pan Cholewa, właśnie polskich odpowiedników używał i nagłe zniknięcie zaklęć i klątw na rzecz heksów boli w oczy (i w mózg. W estetykę w sumie też).
Ponarzekałam sobie, czas więc przejść do plusów. Ostatecznie bowiem, mimo pewnych zgrzytów, zmiana tłumacza nie boli. Zdaje się, że Szypuła dobrze się wczuł w dresdenowskie realia i poczucie humoru, choć jeśli dokładnie się przyjrzeć, daje się zauważyć różnice. Tłumaczenie Szypuły zdaje się być bardziej twarde – Cholewa miał w zwyczaju używać sformułowań lekkich, które, mam wrażenie, nadawały książce rys bardziej humorystyczny, niż zakładał autor. Szypuła nie gubi humoru, ale używa fraz mocniejszych. Choć całkiem możliwe, że to mylne wrażenie, wywołane specyficzna tematyką akurat tego tomu.
Przejdźmy może do bohaterów. Sam Dresden jak to Dresden, chwilowo nie ewoluuje (choć jest jeden taki punkt w fabule, gdzie mam wrażenie, Harry przeżywa opóźnione męki dorastania. Wiecie, ten moment w rozwoju dziecka, kiedy zaczyna ono rozumieć, że rodzice nie są tak idealni jak mu się wydawało), ale i tak go lubię. Autor w tym tomie pochyla się nad meandrami Białego Dworu wampirów, więc znowu pojawia się Thomas. Wyjątkowo się w „Krwawych rytuałach” rozwija – przestaje być tylko zabawnym playboyem, zyskuje głębię, motywację, charakter i tajemnice. I pewien bonus (no, z perspektywy czytelnika to jest bonus), ale o tym sza. Poznajemy też pozostałych członków rodziny Raith z Białego Dworu i tutaj do gustu wyjątkowo przypadła mi Lara. Chyba będzie pojawiać się częściej, co mnie cieszy.
„Krwawe rytuały” wyjątkowo nie wprowadzają zbyt wielu nowych postaci (znając Butchera, nie bardzo wiadomo, kto zniknie na zawsze z kart tej historii, ale na chwilę obecną wygląda na to, że zostaną może dwie, trzy osoby), skupia się raczej na odkrywaniu nieznanych Dresdenowi szczegółów z przeszłości jego rodziny. Co o dziwo całej powieści wychodzi na dobre, bo jednak wampiry już mi się trochę mimo wszystko przejadły, a matka Dresdena najwyraźniej była szalenie interesującą osobą. Butcher poświęcił też sporo czasu Murphy i to było fajne. Ale jeśli z tego wątku wykluje się romans Harry’ego z Karrin, to chyba kogoś uduszę.
Na koniec kilka słów o jakości wydania. Właściwie wystarczy jedno – tragedia. Tomy piąty i szósty (a pewnie też tegoroczne dodruki poprzednich tomów) są drukowane na innym papierze i dużo sztywniej klejone niż starsze wydanie. Piątemu tomowi tylko złamałam grzbiet przy czytaniu (a co się nasiłowałam z otwieraniem książki, to moje), ale „Krwawe rytuały” po prostu rozpadły mi się w rękach przy pierwszym czytaniu. No, może trafił mi się felerny egzemplarz. Ale częstych literówek (i równie częstych białych plam przecinających druk) już raczej tak nie wyjaśnię. To chyba najgorsza pod względem jakości wydania książka Maga z jaką się spotkałam od piętnastu lat.
Żeby nie być gołosłownym - tak wyglądają "Krwawe rytuały" po jednorazowym czytaniu. |
Podsumowując, udany tom. Bardziej udany niż poprzedni. Choć nie wiem, jak o nim świadczy fakt, że najbardziej zaintrygował mnie szczeniak, którego główny bohater dostał od imperatywu narracyjnego w pierwszym rozdziale. Mam nadzieję, że wyrośnie na pięknego mastifa tybetańskiego.
Książkę otrzymałam od wydawnictwa Mag.
Tytuł: Krwawe rytuały
Autor: Jim Butcher
Tytuł oryginalny: Blood Rites
Tłumacz: Wojciech Szypuła
Cykl: Akta Dresdena
Wydawnictwo: Mag
Rok: 2015
Stron: 522
Autor: Jim Butcher
Tytuł oryginalny: Blood Rites
Tłumacz: Wojciech Szypuła
Cykl: Akta Dresdena
Wydawnictwo: Mag
Rok: 2015
Stron: 522
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.