wtorek, 17 września 2013

Na Coperniconie byłam

Długo z tym zwlekałam, ale w końcu kiedyś musi być ten pierwszy raz: dałam się wyciągnąć na swój pierwszy w życiu konwent, czyli, jak już po tytule można wnioskować, na toruński Copernicon. Muszę przyznać, że czułam się nieco zagubiona, bo na imprezach masowych odnajduję się średnio, ale przynajmniej była też Serenity (to wszystko przez nią, na wielu poziomach;)), więc w razie czego byłoby kogo męczyć histerycznymi telefonami (do czego ostatecznie nie doszło, ale sama świadomość, ze jednak można była nad wyraz satysfakcjonująca). Przy okazji okazało się, że ze mnie taki fotoreporter jak z koziej rzyci waltornia, więc fotek będzie mało. Bardzo. Może na Pyrkonie będzie lepiej, jak już wreszcie dotrze do mnie, że mogę sobie trochę pozwiedzać, a nie latać z prelekcji na prelekcję jak kot z pęcherzem. Bo co prawda Copernicon był pierwszy, ale mam szczerą nadzieję, że nie ostatni.:)


Ale do rzeczy, bo czas ucieka i klawiatura stygnie. Do Torunia przybyłam już w piątek, zgarnięta przez Turela w zasadzie prosto spod fabryki. Dojechaliśmy późno, więc na teren konwentowy wpadliśmy w zasadzie odebrać Serenity, która ganiała po Collegium Minus i Maius z organizatorskim obłędem w oczach.  Przy okazji dowiedziałam się, że opłaca się przystawać z organizatorami, bo można się np. załapać na krótką pogawędkę z zaproszonymi autorami.;) Pogawędka była jednakowoż bardzo krótka, gdyż wszyscy byli już zmęczeni, więc we trójkę (bez autorów;)) udaliśmy  się do mieszkanka Serenity, która wspaniałomyślnie użyczyła mi kąta do spania.

Za to w sobotę już się nieco działo. Spotkanie rockandrollowe z Jakubem Ćwiekiem sobie odpuściłam, bo umówmy się, im więcej tego autora czytam, tym bardziej dalej go czytać nie chcę. Zamiast tego poszłam na odbywającą się w tym samym czasie prelekcje o podróżowaniu w czasie i popkulturze. Fajnie nawet było, choć prelegentowi teorie naukowe podróży w czasie najwyraźniej nie leżały (do czego sam się przyznał i bardzo dobrze, bo nic tak szybko nie wychodzi na jaw, jak ukrywana niewiedza). Jako że Copernicon jest konwentem kameralnym i na prelekcji (która odbywała się o 10.00, więc nie o jakiejś szczególnie barbarzyńskiej porze, a i do akredytacji kolejek brak) było trochę ponad dwadzieścia osób (albo nawet i nie) to atmosfera szybko zrobiła się raczej panelowo-dyskusyjna, niż wykładowa. Lubimy to. My, Moreni. Serio, atmosfera w takich małych grupach jest świetna i jestem zachwycona. Choć obawiam się, ze prelegent mógł mi mieć za złe wykłócanie się o obecność motywu rzeczywistości alternatywnej w drugiej części "Powrotu do przyszłości"...

Zaraz po podróżach w czasie swój panel miał Zwierz. Tak, ten Zwierz. Panel dotyczył blogowania o popkulturze (zaraz potem był jeszcze jeden o Doktorze, ale ponieważ nie jaram się, to nie zostałam) i muszę przyznać, ze Zwierza słuchało mi się znacznie fajniej, niż się go czyta. I nie dlatego, że zwierzowego bloga nie lubię, bo lubię (tyle że Zwierz rzadko pisze o czymś, co mnie interesuje), i nie dlatego, że przeszkadza mi nieżywa gramatyka i interpunkcja (no, może troszkę). Także nie dlatego, że Zwierz na blogu pisze w osobie trzeciej, a na żywo mówił w pierwszej. Po prostu Zwierz na żywo jest bardziej... no, żywy. I z pewnością ma żyłkę gawędziarską, bo choć w swojej prelekcji Ameryki nie odkrywała (powiedziała osoba, która ma blogaska od trzech lat), to i tak było ciekawie. Z resztą, jeśli ktoś chce się dowiedzieć, co na prelekcji było, to Zwierz już ją przerobiła na notkę. Ale w oryginale była dużo sympatyczniejsza.;)

Później większość prelegentów została słuchać o Doktorze Who, a ja poszłam sama nie wiem co robić. Planów na następną godzinę nie miałam, ale że akurat za drzwiami obok miała się zacząć prelekcja o oszustwach archeologicznych, to zajrzałam. I w sumie nawet gdybym później chciała wyjść, to nie bardzo miałabym jak, bo salka była malutka, a chętnych nawet na podłodze tylu, ze nie dało się drzwi otworzyć. I ciekawie było, choć: a) krótko, b) jednak chyba bardziej zainteresowałyby mnie oszustwa paleontologiczne (jedno nawet załapało się na prelkę).

Następnie udałam się na do pokoju obok w celu wysłuchania kilku porad dla początkujących rysowników. I cóż, chyba już nie jestem początkująca (insza inszość, że nigdy nie umiałam obiektywnie ocenić swoich umiejętności), bo trochę się na prelekcji nudziłam, ale na pewno kilku osobom pomogło. A żeby nie było zbyt malkontencko, to i ja się dowiedziałam czegoś fajnego o copicmarkerach (są świetne i od dawna chcę takie, ale drogie to; w każdym razie, jak już będę bogata i sławna, kupię sobie zestaw i narysuję wszystkich bohaterów "Protektoratu Parasola" w kolorze, o!). Potem poszłam na warsztaty rysunku i ilustracji Nikodema Cabały i Edwina Wolińskiego i mam depresję, bo zapomniałam wziąć swoje rysunki i znowu nikt mi nie powiedział, czy są dobre.;( Ale przynajmniej panowie fajnie i dużo mówili, a że ludzi przyszła garstka, to znowu nam się panel dyskusyjny (alias "100 pytań do...") zrobiło.

Kolejny punkt programu odhaczyłam głównie dlatego, że Serenity go prowadziła. Kazała mi też robić zdjęcia i dlatego możecie zobaczyć jakiekolwiek fotki z konwentu.;) Na panelu Krzysztof Piskorski, Jacek Inglot, Andrzej Zimniak i Agnieszka Hałas opowiadali o początkach swojej fascynacji fantastyką. Mówcie co chcecie, ale panowie jednak zdominowali dyskusję - miałam wrażenie, że cichej pani Hałas trochę trudno przebić się przez ich perorowanie.

Szanowni dyskutanci. Od prawej: Agnieszka Hałas, Krzysztof Piskorski, Andrzej Zimniak i Jacek Inglot.

Po spożyciu słusznego posiłek w naleśnikarni "Manekin" na starówce (naleśnik z kurzenczym curry to samo piękno i dobro w ogromnych ilościach; następnym razem wezmę coś na słodko), ruszyłam na prelekcję Krzysztofa Piskorskiego o sensacjach XIX wieku. O fejkownym artykule z księżyca (ludzie nietoperze i dwunogie, bezogoniaste bobry, kojarzycie?) czytałam już wcześniej, ale przekręt  z Poyas robi wrażenie do tej pory. Ech, kiedyś to nawet szwindle były bardziej spektakularne...;) W ogóle Piskorski świetnie prowadzi prelekcje - człowiek ma wrażenie, że ekscytuje się tymi wszystkimi historiami nawet wtedy, kiedy czyta je po raz fąfdziesiąty, a to dodaje ekspresji przedstawieniu. W ogóle bardzo sympatyczny człowiek z Piskorskiego (za to ja jestem ułomna, bo dopiero w pociągu powrotnym skojarzyłam, że to jest ten facet, który napisał "Opowieści piasków"... Ale cóż, to tylko dobrze mi wróży w kwestii "Cieniorytu", bo pustynna trylogia swoje wady ma, ale ciekawa jest i czytało mi się przyjemnie).

Później było już tylko piwo w pubie i niedzielny powrót do domu. Eskapada do powtórzenia za rok.:)

14 komentarzy:

  1. Kurczę, może i my się w końcu wybierzemy :) Wypadałoby żebym przed 40-tką zawitała ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wybierajcie się, wybierajcie. Polecam Copernicon, bo tam najłatwiej mnie spotkać.;P A i potencjał rozwojowy ma, podejrzewam, że za rok już nie będzie aż tak kameralnie.;)

      Usuń
  2. Sympatycznie ;) Ale aż do Torunia nie chciałoby mi się jechać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to w sumie mam wszędzie daleko, więc jakbym z takiego założenia wyszła, to bym nigdzie nie pojechała. Co też do tej pory czyniłam.;)

      Usuń
  3. Naprawdę fajna relacja! Serenity z Turelem dziękują Madzi za spędzony wspólnie konwent i liczą na wspólny wyjazd na Pyrkon (lubego też namów - we czwórkę będzie weselej)!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięx.^^ Luby w zasadzie namówiony, ale jeszcze nie wiadomo, czy rzeczywistość pozwoli.

      Usuń
  4. Moreni, obie byłyśmy i na prelekcji Zwierza o blogowaniu, i na tej z poradami dla początkujących rysowników :) Gdybym wiedziała, że tam jesteś, to zagadałabym do Ciebie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, jak teraz tak myślę, to na Zwierzowej prelekcji chyba Cię nawet widziałam (ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, kto zacz). W każdym razie ja to ta blondzołza w okularach, która na panelu siedziała w pierwszym rzędzie i bawiła się aparatem.;)

      Usuń
    2. Chyba Cię kojarzę :) A na tym panelu strasznie źle mi się mówiło, bo byłam zmęczona po 50 minutach mojej własnej prelekcji - zazwyczaj się tak nie plączę w zeznaniach ;)

      Usuń
  5. Copernicon brzmi fajnie :) Jeszcze na żadnym nie byłam, ja to bardziej terytorialna (Wrocław) jestem :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie Zimniok, tylko Zimniak :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to wszystko przez halucynacje z niedożywienia.;P

      Usuń
    2. Politbiuro (czytaj ja) zawsze czujne i zawsze gotowe interweniować :P

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...