Kiedy pisze się o jakimś cyklu, kolejne teksty są coraz trudniejsze do napisania – a już szczególnie wtedy, gdy pisarz trzyma w miarę równy poziom. Tak więc po przeczytaniu trzeciego tomu cyklu „Temeraire” Naomi Novik mam nie lada problem, co tu powiedzieć, żeby się nie powtarzać. Spróbuję.
Misja w Chinach dobiegła końca, nasi bohaterowie mogą więc spokojnie wracać do domu. A podróż to długa, zwłaszcza, że w wyniku pożaru na statku są zmuszeni ją na kilka miesięcy przerwać. Tymczasem z Anglii docierają enigmatyczne rozkazy dotyczące odebrania trzech jaj, jakie Królestwo Brytyjskie zakupiło od Turków. Ton listu od admiralicji jest bardzo ponaglający, statek wciąż zieje potężną dziurą w pokładzie, kapitan Laurence decyduje się więc na ryzykowną podróż lądem. Trasa prowadzi przez góry i pustynie Azji, Turcję oraz Prusy i tereny dawnej Polski, obecnie pod zaborami. Zapowiada się mnóstwo atrakcji.
Zacznijmy może od tego, że „Wojna prochowa” nie odbiega poziomem od poprzednich tomów cyklu. Jednak najbardziej z nich jest zbliżona do powieści drogi. Co prawda w „Nefrytowym tronie” bohaterowie również się przemieszczali, jednak tam autorka położyła nacisk na ukazanie kultury Dalekiego Wschodu, zaś w „Wojnie…” zależało jej bardziej na pokazaniu przygód bohaterów na tle zmieniającego się krajobrazu. Można powiedzieć, że powieść jest w dużej mierze łącznikiem, mającym zapewnić ciągłość między wcześniejszymi i późniejszymi tomami. Sama opowiada bardzo ciekawą historię, ale pozostaje bez większych konsekwencji dla dalszej fabuły. Co nie znaczy, że można ją sobie odpuścić.
Bohaterowie, jak zwykle z resztą, są nakreśleni krótkimi, celnymi i precyzyjnymi liniami. Oprócz Temeraire’a wraz z załogą, poznajemy nową, intrygującą postać. Tharkay, bo o nim mowa, jest tajemniczy, skryty i zgorzkniały. Autorka traktuje go trochę instrumentalnie, używając jako przykładu czystego rasizmu panującego w przedwiktoriańskiej Anglii, ale i tak facet wzbudza sympatię i intryguje. Pani Novik przedstawia nam też młodziutką smoczycę o wdzięcznym imieniu Iskierka (ciekawostka: imię smoczych brzmi tak samo w polskim przekładzie i w angielskim oryginale). Jako że głównie śpi, czytelnik niewiele może się o niej dowiedzieć, ale z tych małych fragmentów widać, że pisklak ma charakterek i wiele się będzie działo, jak już urośnie. Czekam z niecierpliwością.
Słów kilka o wydaniu. Jak w poprzednim tomie, piękna okładka skrywa nieco mniej piękne wnętrze. Pulpowy papier szybko żółknie, ale przynajmniej klejenie jest tym razem solidne. Niestety, korekta już nie: zgubione spójniki, mylenie podmiotów w zdaniu, literówki i tym podobne atrakcje skutecznie zmniejszają przyjemność z lektury. A szkoda.
Na koniec powiem krótko: polecam. Bo warto czasem przeczytać porządny, rozrywkowy cykl z ciekawymi pomysłami. A to dopiero jedna trzecia, więc sporo zabawy przed nami.
Autor: Naomi Novik
Tytuł oryginalny: Temeraire: Black Powder War
Tłumacz: Paweł Kruk
Cykl: Temeraire
Wydawnictwo: Rebis
Rok: 2008
Stron: 360
Tak, jak Tchaikovsky Twym, tak Novik mym wyrzutem na sumieniu ;) Skończyłam cykl na Zwycięstwie orłów i jakoś nie śpieszno mi do kolejnych części.
OdpowiedzUsuńNo ja nie przeczytałam jeszcze "Próby złota", ale to głównie dlatego, że postanowiłam powolutku powtórzyć cały cykl.^^ A w zeszłym roku po angielsku wyszła już "Krew tyranów"...
UsuńNic tylko wyć z bezsilności, bo dorwanie pierwszego tomu graniczy z cudem :( A ja już od tak dawna mam ochotę na tę serię :D
OdpowiedzUsuńMój mały właśnie zaczął tom trzeci... I nadal świetnie się przy tym bawi. Cała Novik przede mną. Zapytam, bo na pewno wiesz, czy ten cykl ma jakiś koniec, czy autorka pisze sobie w nieskończoność?... Bo widziałam już ósmy tom w zapowiedziach...
OdpowiedzUsuńDocelowo ma być 9 tomów, tak że wychodzi właśnie przedostatni (ku mojemu ubolewaniu). Najpierw miało być 7, ale autorka się nie wyrobiła.;)
Usuń