poniedziałek, 17 grudnia 2018

"Era dinozaurów" Steve Brusatte


W pewnym wieku znaczna większość z nas uważa dinozaury za fascynujące, najczęściej mamy wtedy około 10 lat. Dla takiego odbiorcy istnieje całe mnóstwo bogato ilustrowanych leksykonów o dinozaurach, które niestety bardzo często niezbyt przystają do obecnego stanu nauki (sprawdziłam specjalnie na okoliczność tej notki). Niemniej, jeśli z wiekiem nie chce się porzucić tematu, to tak naprawdę rynek wydawniczy nie oferuje niczego poza tymi właśnie leksykonami – wtedy pozostaje nam tylko przerzucić się na internet i liczyć, że poza tonami wątpliwej jakości artykułów w popularnych serwisach trafimy na te kilka stron z sensownymi danymi. Sama niestety w momencie kiedy dziecięce leksykony przestały mi wystarczać nie miałam jeszcze internetu, więc moja fascynacja dinozaurami przygasła na lata. „Era dinozaurów” Steve'a Brusatte okazała się świetnym bodźcem, żeby ją odpalić.  

„Era dinozaurów” to zbiór przekrojowych informacji o wielkich gadach, pogrupowanych w tematyczno-choronologiczne rozdziały. Mamy więc na samym początku polski akcent, kiedy autor odwołuje się do odkryć Grzegorza Niedźwiedzkiego, aby opisać triasowe środowiska, w których pojawiły się dinozaury i rolę, jaką w nich odgrywały. Dalej następują też rozdziały opisujące przemiany tej grupy zwierząt w jurze i kredzie. Te „przekrojowe” teksty niekiedy przetykane są bardziej szczegółowymi opowieściami o tyranozaurze, zauropodach czy ewolucji dinozaurów w ptaki.

I pierwsze wrażenie, jakie mnie dopadło po skończeniu lektury jest takie, że autor postawił sobie za cel nadrzędny, aby jego książka była przystępna dla jak największej grupy czytelników: od zafascynowanych trzynastolatków po ich dziadków lubiących literaturę popularnonaukową. Co się udało i jest jednocześnie i wadą, i zaletą. „Era dinozaurów” ma bardzo niski próg wejścia i każdy będzie w stanie wywody autora zrozumieć, niemniej chęć uprzystępnienia tekstu prowadzi czasem do dziwacznych metafor (na szczęście przyłapałam autora tylko na dwóch) i powtarzania w różnych kontekstach tej samej informacji. Prowadzi też do tego, że autor skupia się na podstawach i czasem brakuje mu odwagi czy też czasu i miejsca, żeby w pewne tematy się zagłębić czy w ogóle je poruszyć – dla mnie książka spokojnie mogłaby być ze dwa razy dłuższa, jeśli tylko dane by mi było poczytać o rozmnażaniu dinozaurów choćby. 
 
Mój szkic celofyza. Mogłam mu dać więcej piór, ale robiłam go na tym etapie lektury, kiedy jeszcze nie było wiadomo, czy tak wczesne dinozaury je miały.
Niemniej, jest to jedyna wada „Ery dinozaurów”. Bo Brusatte ma styl bardzo lekki, gawędziarski i przystępny, pisze barwnie i ze swadą, przy tym nigdy nie tracąc z oczu naukowej rzetelności (czasem tylko pozwala sobie promować własne teorie, ale wtedy zawsze uczciwie zaznacza, że to jego hipoteza i nie ma co do niej ogólnego konsensusu). Co prawda nie wszystkim może się spodobać wplatanie przez niego opisów własnych wypraw badawczych w tekst, ale mnie absolutnie nie przeszkadzało. 

Przy czym autor nie tylko opisuje same odkrycia czy obecny stan naukowej wiedzy o najpopularniejszych gadach w historii, ale też nawiązuje do samej historii paleontologii (wyrywkowo, ale dla mnie to nie problem. Nie dla historii paleontologii kupiłam tę książkę) oraz gruntownie opisuje warsztat pracy współczesnego paleontologa. Wyjaśnia, w jaki sposób używa się analizy statystycznej w badaniach paleontologicznych, jak pomocne są symulacje komputerowe oraz ile możemy wyczytać że skamieniałych kości dzięki najnowszym zdobyczom medycyny. To już samo w sobie jest fascynujące, zwłaszcza, jeśli ktoś miał dotąd w głowie obraz paleontologa jako kogoś grzebiącego z dłutkiem i pędzelkiem w piaskach pustyni (oni to oczywiście wciąż robią, ale obecnie to tylko początek pracy).

Książka wydana jest w imponującym, choć nieco nieporęcznym formacie, jakby miała aspiracje do bycia albumem, tylko możliwości zabrakło. I jak lubię twarde oprawy, duże litery i wyraźne interlinie, tak wydaje mi się, że „Erze dinozaurów” zmniejszenie formatu wyszłoby na dobre. Tak samo jak użycie lepszej jakości papieru. Trochę boli mnie też brak kolorowych ilustracji – obrazków jest sporo, ale wszystkie czarno-białe, co trochę utrudnia wypatrywanie detali, zwłaszcza na zdjęciach skamielin (a poza tym osobiście uważam, ze w książkach o prehistorii nigdy za dużo obrazków). Za to plusik dla autora za bibliografię, bo nie ograniczył się tylko do wymienienia źródeł, ale też krótko je omówił, polecając kilka popularnonaukowych książek (jedna nawet wyszła po polsku. Kupiłam ją).

Podsumowując: „Era dinozaurów” to świetna pozycja właściwie dla każdego, kto z dinozaurami dopiero zaczyna i szuka czegoś, co przekrojowo wprowadzi go w obecny poziom wiedzy lub „wypadł z obiegu” jakiś czas temu i chce znowu być na bieżąco. Natomiast paleonerdy śledzące najnowsze doniesienia mogą jednak być rozczarowane – książka zawiera rzetelne, choć podstawowe informacje, które nie zaskoczą raczej nikogo, kto siedzi w temacie. Mnie zachwyciła. Mam nadzieję, że na naszym rynku pojawi się więcej „prehistorycznych” publikacji.

Tytuł: Era dinozaurów. Od narodzin do upadku
Autor: Steve Brusatte
Tytuł oryginalny: The Rise and Fall of  the Dinosaurs
Tłumacz: Natalia Mętrak-Ruda
Wydawnictwo: Znak Horyzont
Rok: 2018
Stron: 382

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...