Od paru lat regularnie wychodzą u nas książki o zawodach. Nie jest to jakiś mocny trend, tytułów jest zwykle kilka na kwartał (jeśli odejmiemy te o pracownikach służby zdrowia), ale coś wychodzi w miarę regularnie. O grabarzach (a właściwie pracownikach domu pogrzebowego) jakiś czas temu książkę wydał Znak, teraz z podobnym pomysłem wyszło Wydawnictwo Dolnośląskie. Nie wiem, jak wypadłoby porównanie między tymi dwoma pozycjami, bo przeczytałam jak dotąd tylko „Nekrosytuacje” od Dolnośląskiego, gdyż tytuł wydawał mi się interesujący, no i był na Legimi.
Książka Guillame Bailly’ego to zapis anegdotek z pracy w domu pogrzebowym, zarówno własnych, jak i tych zasłyszanych od kolegów po fachu. Autor zastrzega, że wszystkie są prawdziwe. Budzą rożne emocje. Jedne są jakby żywcem wzięte z klasycznego czarnego humoru i trochę przypominają dowcipy z brodą. Inne bardziej przywodzą na myśl kroniki kryminalne, jeszcze inne to typowe wpadki i błędy zawodowe, znajdzie się też kilka naprawdę smutnych, zmuszających do refleksji historii. Ogólnie dla każdego coś miłego, ale jeśli nie lubicie czarnego humoru i ponurych żartów, to raczej się do tej książki nie zbliżajcie.
Przyznam, że spodziewałam się czegoś nieco innego. Wszystkie książki o zawodach, jakie dotąd wpadły mi w ręce, próbowały raczej przedstawić kompleksowo jak dana profesja wygląda i jak wygląda specyfika pracy odpowiednich fachowców. Bailly się na to nie sili i na szczęście od razu we wstępie zaznacza, że będzie to raczej lapidarium ciekawostek niż prezentacja branży. To dobrze, bo uprzedzony czytelnik może na czas zrewidować swoje oczekiwania.
Od strony językowej jest to napisane jak typowa książka kogoś, kto ma raczej ciekawe rzeczy do opowiedzenia niż talent literacki. Język jest prosty, bez ozdobników czy cech charakterystycznych. Natomiast trzeba przyznać autorowi, że swoim opowiastkom umie nadać pewien cmentarny klimat. Trudno mi go zdefiniować, bo nie jest to jakaś zamierzona ponurość czy egzaltowana mroczność. Raczej coś jak… barwa głosu? Gdyby to było nagranie, odpowiedni klimat nadałoby mu czytanie ciężkim, grobowym głosem. Tonem zwiastującym sprawy poważne, choć czasem z dyskretnym uśmiechem na twarzy. Rzadko miewam podobne odczucia podczas lektury.
Dwa słowa może jeszcze o wydaniu papierowym, bo specjalnie na potrzeby notki dokładnie je sobie obejrzałam w księgarni. Prezentuje się nader korzystnie, zwłaszcza twarda oprawa i grafika okładki. Jest to jednak książka dość mocno rozdmuchana – marginesy zajmują tak na oko z połowę strony, a i czcionka jest z tych większych.
„Nekrosytuacje” nie są może literaturą wybitną, ale jestem w stanie zrozumieć ich popularność we Francji (wyszła tam już druga część). Czyta się je przyjemnie, jeśli oczywiście kogoś pociągają klimaty funeralne. Osobiście poleciłabym ją do tramwaju – jeśli dojeżdżacie do pracy i szukacie czegoś, co ma krótkie, zamknięte rozdziały do przeczytania w czasie przejazdu, to może to być pozycja właśnie dla was. Sama, jeśli część druga u nas wyjdzie, chętnie po nią sięgnę.
Tytuł: Nekrosytuacje. Perełki z życia grabarza
Autor: Guillaume Bailly
Tytuł oryginalny: Mes sincères condoléances
Tłumacz: Krystyna Szeżyńska-Maćkowiak
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Rok: 2019
Stron: 304
Tytuł oryginalny: Mes sincères condoléances
Tłumacz: Krystyna Szeżyńska-Maćkowiak
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Rok: 2019
Stron: 304
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.