Czasem człowiek trafia na książkę, po której się spodziewa jednej rzeczy, ale opis jednak mówi co innego. Dziwniej robi się tylko wtedy, kiedy okazuje się, że w rzeczywistości ani twoje oczekiwania, ani opis z okładki nie odpowiadają prawdzie. Do tej właśnie kategorii należy „Obrzydliwa anatomia”. Na początku myślałam, że będzie to zwykła książka popularnonaukowa. Opis z okładki jednak kierował bardziej w stronę feministyczno-kulturoznawczą.
A co dostałam w rzeczywistości? Cóż, książka Mary Altman to zbiór esejów rzeczywiście poświęconym różnym mało popularnym elementom anatomii. Jest tam nawet pewna doza właściwości popularnonaukowych, ponieważ autorka kontaktowała się z naukowcami w taki czy inny sposób powiązanymi z interesującą ją dziedziną. Niestety, główny trzon tekstów stanowią osobiste przemyślenia i przeżycia autorki.
I tak rozdział o niechcianym owłosieniu (czyli pierwszy) otwiera trzydzieści stron przygód z depilacją pani Altman. (wtedy byłam najbliższa porzucenia książki, bo serio, rozumiem, że definicja eseju wymaga czasem wyjścia od osobistych doświadczeń, ale są pewne granice) Autorka próbuje go (jak całą książkę zresztą) okrasić swoistym humorem, ale mnie jej żarty zdecydowanie nie bawią. W dalszej części jest już lepiej, bo Altman pochyla się nad możliwymi kulturowymi i biologicznymi przyczynami niechęci do owłosienia poza głową, trochę rozmawia o wywieranej na kobiety presji kulturowej, ale zarówno w tym, jak i w kolejnych esejach mam wrażenie zmarnowanego potencjału. Wszystko zdaje się być potraktowane bardzo powierzchownie i nie prowadzić do jakiejkolwiek konkluzji.
Jednak te rozdziały, gdzie autorka kontaktuje się ze specjalistami jeszcze nie są takie całkiem stracone. Sporo jest takich, gdzie w ogóle poprzestaje na opisie epizodu ze swojego życia. No i fajnie, że opisuje np. swój udział w evencie mającym normalizować widok kobiety topless w przestrzeni publicznej, chwali się ten aktywizm. Ale mnie jako czytelniczki tak średnio interesuje opis wrażeń i wydarzeń, jakie niesie ze sobą wycieczka rowerowa topless po Nowym Yorku. Zwłaszcza, że taka wycieczka mogłaby być świetnym punktem wyjścia choćby dla rozważań, jak inaczej kulturowo postrzegamy nagość męską i damską, albo jak wielkim tabu wciąż w kulturze zachodniej jest biust. Niestety, autorka woli skupiać się na porównywaniu własnych piersi z tymi należącymi do współdemonstrantek, niż chwilę pomyśleć nad szerszym kontekstem.
Szczerze mówiąc, po lekturze mam głębokie wrażenie zmarnowanego czasu. Poza kilkoma ciekawostkami, „Obrzydliwa anatomia” nie wniosła dosłownie niczego. Zupełnie, jakby autorka postawiła sobie za główny cel pisanie lekko, coby nie odstraszać czytelników i tak bardzo się na tej lekkości skupiła, że pozbawiła swoje teksty jakiegokolwiek ciężaru. Dawno nie czytałam książki, która okazałaby się tak wiele obiecującą wydmuszką. A szkoda, bo sama tematyka, z którejkolwiek strony ugryziona, mogłaby okazać się niezmiernie zajmująca. Cóż, może ktoś kiedyś napisze bardziej wartościową pozycję.
I tak rozdział o niechcianym owłosieniu (czyli pierwszy) otwiera trzydzieści stron przygód z depilacją pani Altman. (wtedy byłam najbliższa porzucenia książki, bo serio, rozumiem, że definicja eseju wymaga czasem wyjścia od osobistych doświadczeń, ale są pewne granice) Autorka próbuje go (jak całą książkę zresztą) okrasić swoistym humorem, ale mnie jej żarty zdecydowanie nie bawią. W dalszej części jest już lepiej, bo Altman pochyla się nad możliwymi kulturowymi i biologicznymi przyczynami niechęci do owłosienia poza głową, trochę rozmawia o wywieranej na kobiety presji kulturowej, ale zarówno w tym, jak i w kolejnych esejach mam wrażenie zmarnowanego potencjału. Wszystko zdaje się być potraktowane bardzo powierzchownie i nie prowadzić do jakiejkolwiek konkluzji.
Jednak te rozdziały, gdzie autorka kontaktuje się ze specjalistami jeszcze nie są takie całkiem stracone. Sporo jest takich, gdzie w ogóle poprzestaje na opisie epizodu ze swojego życia. No i fajnie, że opisuje np. swój udział w evencie mającym normalizować widok kobiety topless w przestrzeni publicznej, chwali się ten aktywizm. Ale mnie jako czytelniczki tak średnio interesuje opis wrażeń i wydarzeń, jakie niesie ze sobą wycieczka rowerowa topless po Nowym Yorku. Zwłaszcza, że taka wycieczka mogłaby być świetnym punktem wyjścia choćby dla rozważań, jak inaczej kulturowo postrzegamy nagość męską i damską, albo jak wielkim tabu wciąż w kulturze zachodniej jest biust. Niestety, autorka woli skupiać się na porównywaniu własnych piersi z tymi należącymi do współdemonstrantek, niż chwilę pomyśleć nad szerszym kontekstem.
Szczerze mówiąc, po lekturze mam głębokie wrażenie zmarnowanego czasu. Poza kilkoma ciekawostkami, „Obrzydliwa anatomia” nie wniosła dosłownie niczego. Zupełnie, jakby autorka postawiła sobie za główny cel pisanie lekko, coby nie odstraszać czytelników i tak bardzo się na tej lekkości skupiła, że pozbawiła swoje teksty jakiegokolwiek ciężaru. Dawno nie czytałam książki, która okazałaby się tak wiele obiecującą wydmuszką. A szkoda, bo sama tematyka, z którejkolwiek strony ugryziona, mogłaby okazać się niezmiernie zajmująca. Cóż, może ktoś kiedyś napisze bardziej wartościową pozycję.
Tytuł: Obrzydliwa anatomia
Autor: Mara Altman
Tytuł oryginalny: Gross Anatomy: Dispatches from the Front (and Back)
Tłumacz: Ewa Kondrasiuk-Kotarska
Wydawnictwo: Kobiece
Rok: 2019
Stron: 384
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.