Jest kilkoro takich autorów, od których książki biorę w ciemno. Do tego grona należy Erin Morgenstern. Jej debiutancki „Cyrk Nocy” nie miał u nas szczęścia – wyszedł akurat jako jedna z ostatnich publikacji chylącego się ku upadłości wydawnictwa w związku z czym praktycznie nie miał promocji i przeszedł bez większego echa. A szkoda, bo to świetna książka. Jednak szczęśliwie Świat Książki znalazł nowego właściciela i odbił się od dna, stać go więc na odpowiednią promocję „Bezgwiezdnego Morza”. A przynajmniej mam taką nadzieję, bo to fenomenalna książka zasługująca na jak największe nakłady.
Tutaj powinien być krótki zarys treści, ale treści „Bezgwiezdnego Morza” nie da się uchwycić w krótkim zarysie. Nie bez przekłamań (streszczenie, które widnieje na skrzydełku obwoluty jest chyba najdłuższym opisem treści, jaki kiedykolwiek widziałam na książce). Morgenstern snuje tu bowiem historię magicznego azylu dla miłośników opowieści, Przystani nad tytułowym Bezgwiezdnym Morzem. Głównym bohaterem jest Zachary Ezra Rawlins, który po znalezieniu w uniwersyteckiej bibliotece bardzo dziwnej książki, próbuje rozwikłać jej zagadkę. Ale to tylko jeden wątek, obszerny co prawda, ale nie dałabym głowy, czy najważniejszy. Bo „Bezgwiezdne Morze” to rozważania nad naturą samych opowieści, więc mamy tam i mit ponadczasowego romansu, i baśnie powplatane w fabułę, i tak charakterystyczny dla fantasy motyw przemijania, a na najpłytszej, naskórkowej warstwie niezliczone nawiązania do popkultury. Sam główny wątek też zmienia charakter: zaczyna się od powieści przygodowej, ale kończy zupełnie gdzie indziej.
Do tego Morgenstern znowu zachwyca językiem. Już w „Cyrku Nocy” udowodniła, że potrafi tworzyć dzięki precyzyjnym, poetyckim frazom niesamowite miejsca i postacie. Teraz poszła na całość, zarówno jeśli chodzi o rozmach kreacji, jak i plastyczność języka. Bez wysiłku przeskakuje od realizmu uniwersyteckiego kampusu do onirycznośći podziemnego Bezgwiezdnego Morza. Niewielu autorów potrafi zarysować klimat opowieści wyłącznie na poziomie językowym, ale Morgenstern do nich niewątpliwie należy.
Kreacja bohaterów wypada chyba nawet lepiej niż w poprzedniej powieści. Tutaj, jak w każdej dobrej opowieści, bohaterowie zmieniają się wraz z nią i dopasowują do bieżącej sytuacji. Często postać, która wydawała się być tylko epizodyczną, nagle bardzo zyskuje na znaczeniu. Ale to nie wszystko, bo każdy z nich wikła się w baśnie i mity, odgrywając w nich symboliczną (albo całkiem dosłowną) rolę. Dzięki temu niektórzy dojrzewają, inni zaś znajdują cel w życiu, a jeszcze inni wreszcie mogą znaleźć kres swojej opowieści (o ile opowieści mają jakikolwiek kres. Niektóre przecież tylko się zmieniają).
Niemniej, jakkolwiek bohaterowie są fascynujący, to kreowanie miejsc jest najmocniejsza stroną Morgenstern. Podziemna Przystań, do której można trafić otwierając właściwe drzwi (od razu miałam skojarzenia z Gaimanem), jest miejscem, które podświadomie pragnie odnaleźć chyba każdy miłośnik książek. Nieskończony labirynt-biblioteka wypełniony tomami we wszystkich językach, z nieskończoną liczbą przytulnych zakątków do czytania lub spisywania własnych opowieści, z kuchnią (czy raczej Kuchnią), która spełnia wszystkie życzenia. Siedziba tajnego stowarzyszenia na Manhattanie, niby zakorzeniona w realizmie, ale z drugiej strony podejmująca grę z kliszami takich miejsc już wykreowanymi w kulturze. Uniwersytecki kampus, żyjący własnym życiem poza zajęciami. Wreszcie dom wróżbiarki, wraz z zaułkiem za nim. Wszystko to jest niemal namacalne i tak bliskie, jakby naprawdę się tam było.
Jakkolwiek Morgenstern pisze wspaniale, tak polski wydawca też się postarał nadając jej oprawę. „Bezgwiezdne Morze” w księgarni TaniaKsiazka.pl można kupić w dwóch wersjach: w twardej i w miękkiej oprawie (jak sądzę, w innych księgarniach również). Polecam wydanie w twardej z obwolutą. Jakkolwiek fanką obwolut nie jestem, tak tę uważam za bardzo udaną, a i czarna, złocona okładka pod nią jest niezwykle klimatyczna. Miły w dotyku, kremowy i gładki papier oraz wstążka-zakładka dopełniają obrazu. Piękna rzecz (i dobrze zredagowana, jeśli o to chodzi, choć sposób przekładu niektórych nawiązań popkulturowych trochę mi zgrzyta), w sam raz na prezent, znajdziecie ją na stronie księgarni w dziale beletrystyki.
Nie lubię pisać o książkach, które mnie zachwyciły. Zachwyt, w przeciwieństwie do pretensji trudno ująć w słowa. Ale rzadko się zdarza, żeby jakaś opowieść bezpośrednio dotknęła mojego czytelniczego jestestwa, a „Bezgwiezdnemu Morzu” się udało. Rzadko trafia się tak wycyzelowana, misternie spleciona opowieść. Autorka tworzyła ją przez dziewięć lat. Warto było czekać, choć jednocześnie mam nadzieję, że na kolejna poczekamy krócej.
Książkę otrzymałam od księgarni TaniaKsiazka.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.