czwartek, 4 marca 2021

"Matka żelaznego smoka" Michael Swanwick

„Córka żelaznego smoka” wraz ze „Smokami Babel” to były powieści dziwne i w dziwnym świecie osadzone. Ale bardzo odświeżające w tej dziwności, zwłaszcza w zestawieniu z zalewającymi rynek książkami powielającymi wciąż te same klisze w różniących się tylko kosmetycznie uniwersach. Dlatego też nie mogłam się doczekać lektury kolejnej powieści Swanwicka z tej samej rodziny, czyli wydanej niedawno przez Maga „Matki żelaznego smoka” (przeczytanej dzięki uprzejmości księgarni TaniaKsiazka.pl).

Z poprzednimi powieściami ta dzieli tylko uniwersum. Tym razem bohaterką jest młoda smocza pilotka, półelfka Caitlin z rodu Sans Merci. U progu wojskowej kariery wpada w kłopoty: zostaje oskarżona najpierw o zdradę, a potem o morderstwo własnego brata (a ze względu na pozycję swojego rodu, to drugie oskarżenie jest cięższe). Aby uniknąć śmierci musi odnaleźć jedyną osobę, która może poświadczyć jej niewinność. A nie będzie to sprawa łatwa, zwłaszcza, że komuś najwyraźniej bardzo zależy, żeby straciła głowę. W której, jakby tego było mało, zagnieździła jej się obca dusza.

Dawno już nie miałam do czynienia ze światem tak oryginalnym, jaki Swanwick stworzył i po zalewie generycznych światów fantasy zanurzenie się w czymś takim było niezwykle odświeżające. Mamy tu do czynienia ze światem faerie zbliżonym do tego znanego z mitologii, ale po rewolucji przemysłowej (i potraktowaniu postmodernistycznym filtrem). Elfy więc wyglądają jak tolkienowskie, ale charakterek mają wiecznie knujących przeciw sobie fae. A poza nimi występują chyba wszystkie istoty, jakie autor znalazł w celtyckich i germańskich mitologiach. Wyobraźnia autora nie zna granic, również w łączeniu magii z industrializmem. I tak lokomotywy to ogniste olbrzymy obudowane w pancerze o odpowiednich kształtach. Po ulicach jeżdżą auta i motocykle, ale najlepszym środkiem antykoncepcyjnym pozostaje odprawienie odpowiednich rytuałów magicznych. To wszystko zaskakująco dobrze działa. Największe wrażenie robi jednak coś innego. Świat z powieści jest z jednej strony śliczny i cudowny niby baśniowa kraina: mamy tam zaginione miasta i piękne plenery, urzekające ogrody i dzikie lasy. Ale to wszystko jest pułapką. Uroda jest prawdziwa, ale kryje zgniliznę charakteru, cena za trzy życzenia zawsze będzie wyższa, niż chcielibyśmy zapłacić, a każdy, kto ma wyższą pozycję, zechce nas oszukać i wykorzystać. Przypomina to wszystko piękną rafę koralową wypełnioną ławicami tęczowych ryb, z których każda jest jadowita.

Jako że Swanwick flirtuje z postmodernizmem, jego świat wypełniony jest różnymi nawiązaniami do naszego. Jedne są ewidentne (kolej, autobusy Greyhound) inne… nie aż tak. I tu tłumacz podjął decyzję, aby część tych najbardziej subtelnych wyłożyć czytelnikowi w przypisach. I sama nie wiem, co o tej decyzji myśleć. Mnie zdecydowanie naświetliła kilka smaczków, których inaczej bym nie wyłapała, ale pewnie są i tacy, którzy wolą samodzielnie ich szukać.

Fabularnie autor odchodzi od tego, co uskuteczniał w poprzednich powieściach. Nie dostajemy więc historii o dojrzewaniu i o odzieraniu dorastających bohaterów ze złudzeń i niewinności. Caitlin jest młoda, ale już dorosła i ukształtowana. W toku fabuły musi co prawda porzucić wiarę w część dogmatów, które uważała za pewne, ale nie jest to dla niej jakieś formujące doświadczenie. „Matka żelaznego smoka” jest raczej typowym thrillerem czy powieścią akcji. I chyba wychodzi jej to na dobre, bo i w tym formacie Swanwick radzi sobie równie dobrze. Z całym dobrodziejstwem inwentarza, bo bohaterowie są trochę jak z filmów o Bondzie: niektórzy to tylko narzędzia fabularne, inni pojawiają się na dłużej, żeby wpasować się w gatunkowe klisze (wypaczone i powyginane, często mało oczywiste ale wciąż rozpoznawalne). Tylko główna bohaterka się wyróżnia, jak James Bond na tle swoich dziewczyn i przeciwników.

Jeśli czytaliście poprzednie powieści Swanwicka, ta was nie zawiedzie. Jeśli chcecie ją kupić, to radzę się pośpieszyć: książki z Uczty Wyobraźni potrafią dość szybko stawać się bardzo trudne do zdobycia. A zaręczam wam, że „Matka żelaznego smoka” to jedna z oryginalniejszych rzeczy, jakie można znaleźć w dziale fantastyki księgarni TaniaKsiazka.pl. Czy jakiejkolwiek innej.
 
Książkę otrzymałam dzięki współpracy z księgarnią TaniaKsiazka.p

Tytuł: Matka żelaznego smoka
Autor: Michael Swanwick
Tytuł oryginalny: The Iron Dragon's Mother 
Tłumacz: Wojciech M. Próchniewicz
Wydawnictwo: MAG
Rok: 2021
Stron: 320

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...