„Córkę żelaznego smoka” Andrzej Sapkowski uznał za tak dobrą, że aż
wartą umieszczenia w jego kanonie fantasy. Coś w tym musiało być, bo
wydawnictwo MAG po kilkunastu latach zdecydowało się wznowić powieść w
prestiżowej „Uczcie Wyobraźni”, dodając kolejny utwór Swanwicka z tego
samego uniwersum. I tak oto w ręce czytelników trafiła „Córka żelaznego
smoka. Smoki Babel”. A ponieważ dostajemy dwie pełnowartościowe
opowieści, będzie to recenzja trochę typu dwa w jednym.
Zacznijmy od „Córki żelaznego smoka”. Jest to jedna z tych powieści, które urzekają już od pierwszego zdania. Najwyraźniej oczarowało ono również wydawcę, gdyż umieścił je w tekście z czwartej strony okładki: „W dniu, gdy dzieci spotkały się, by uknuć śmierć nadzorcy, w głowie dziewczynki-podmieńca zrodziła się decyzja, by ukraść smoka i uciec”. Czytelnik dopiero później dowiaduje się, skąd dziewczynka chciała uciec, dlaczego tam przebywała i że kradzież smoka to bardzo poważne przedsięwzięcie, którego konsekwencje będą się za nią ciągnąć latami.
Z kolei „Smoki Babel”, po lekturze wcześniejszej powieści, nie zaskakują pierwszym zdaniem. W zasadzie można je czytać nawet bez znajomości „Córki…” – straci się co prawda pewne smaczki, ale nie ma to znaczenia dla fabuły. Zamiast dziewczynki-podmieńca mamy tu chłopca-sierotę z zapadłej wioski, a autor w pokrętny sposób wykorzystuje jeden z motywów najbardziej charakterystycznych dla fantasy (nie zdradzę który, bo powiedziałabym zbyt dużo; obeznanym z tematem sporo powinna powiedzieć pierwsza część tego zdania).
Wnioskując z obu powieści, motywem szczególnie cenionym przez autora jest motyw dorastania jako procesu stopniowej utraty niewinności. I nie takie samo, jakie prezentują nam powieści młodzieżowe. Tam mamy ukazany proces, w którym bohater będący jeszcze dzieckiem stopniowo zmienia się w osobę dorosłą, co jest dobre i pożądane. Swanwick pokazuje, jaka jest cena tej przemiany i w jak bardzo plugawy sposób trzeba ją niekiedy płacić. Zdaje się też sugerować, że niektórzy najwyższą cenę płacą zupełnie niepotrzebnie i niejako na własne życzenie. Co jest prawdą o tyle gorzką, że nie mają świadomości przepłacania. Tak dzieje się w przypadku Jane, dziewczynki-podmieńca, która swoje życie ukradła wraz ze smokiem. I jednocześnie wplątała się w sieci przemożnego fatum, pełne nieszczęść i powtarzających się tragedii, nie wiedząc, że może być zupełnie inaczej i lepiej. I nie wiedząc, co zrobić, żeby tak było.
Właśnie – fatum, nieuchronność pewnych rzeczy, również zdaje się fascynować autora. Jak w przypadku Jane, bohaterki „Córki żelaznego smoka”, mamy do czynienia z losem-pajęczą siecią, w którym im więcej się szarpiemy, tym bardziej jesteśmy zaplątani, tak w przypadku Willa ze „Smoków Babel” nieuchronność pewnych zdarzeń to niezbędny element kształtujący osobowość. A może największa różnica polega na tym, że pomimo tego, iż oboje padli ofiarami manipulacji, Willem manipulowały osoby mu życzliwe?
Teraz może przejdziemy od tego, co autor miał na myśli, do tego, co powypisywał. A powypisywał sporo ciekawych rzeczy. Stworzył bowiem świat połączony z naszym (a może będący jedynie jakąś alegorią naszego, występują w nim przecież bardzo znajome marki – zippo, motocykle kawasaki, miasto zwane Wielkim Jabłkiem i posiadające swoją Piątą Aleję; ten trop wydaje się słuszny zwłaszcza w „Smokach Babel”, bo „Córka żelaznego smoka” jest uboga w nawiązania), ale bogaty w tysiące ras mitycznych duszków: driady, nimfy, fauny, krasnoludy i arystokratyczne elfy to tylko najczęściej spotykane z nich. To bogactwo ras jest niemal przytłaczające, a jeśli dodać do tego umiejętne splecenie nowoczesnych technologii z wysoką magią i prostymi urokami, powstaje coś, co albo zachwyca, albo odrzuca (mnie zachwyca).
Swanwick ma bardzo sprawne pióro – potrafi tworzyć niezwykle klimatyczne i przemawiające do wyobraźni scenerie, nie siląc się na udziwnienia czy wygibasy. Pisanie prostym, ale powabnym językiem o rzeczach niezwykłych to rzadka umiejętność – tym bardziej należy ją cenić. Powieści pełne są też erotyki w wydaniu mocno naturalistycznym, dlatego nie polecam ich osobom, którym mogłoby to przeszkadzać.
Komu w takim razie polecam? Osobom, które lubią mocną, ale nie przekombinowana fantastykę. Także tym, które cenią sobie utknięcie mnóstwa „wartości dodanych” w interesującą fabułę i lubią w owych wartościach grzebać. A także wszystkim, którzy tęsknią za czymś wyraźnie odstającym od średniej.
Zacznijmy od „Córki żelaznego smoka”. Jest to jedna z tych powieści, które urzekają już od pierwszego zdania. Najwyraźniej oczarowało ono również wydawcę, gdyż umieścił je w tekście z czwartej strony okładki: „W dniu, gdy dzieci spotkały się, by uknuć śmierć nadzorcy, w głowie dziewczynki-podmieńca zrodziła się decyzja, by ukraść smoka i uciec”. Czytelnik dopiero później dowiaduje się, skąd dziewczynka chciała uciec, dlaczego tam przebywała i że kradzież smoka to bardzo poważne przedsięwzięcie, którego konsekwencje będą się za nią ciągnąć latami.
Z kolei „Smoki Babel”, po lekturze wcześniejszej powieści, nie zaskakują pierwszym zdaniem. W zasadzie można je czytać nawet bez znajomości „Córki…” – straci się co prawda pewne smaczki, ale nie ma to znaczenia dla fabuły. Zamiast dziewczynki-podmieńca mamy tu chłopca-sierotę z zapadłej wioski, a autor w pokrętny sposób wykorzystuje jeden z motywów najbardziej charakterystycznych dla fantasy (nie zdradzę który, bo powiedziałabym zbyt dużo; obeznanym z tematem sporo powinna powiedzieć pierwsza część tego zdania).
Wnioskując z obu powieści, motywem szczególnie cenionym przez autora jest motyw dorastania jako procesu stopniowej utraty niewinności. I nie takie samo, jakie prezentują nam powieści młodzieżowe. Tam mamy ukazany proces, w którym bohater będący jeszcze dzieckiem stopniowo zmienia się w osobę dorosłą, co jest dobre i pożądane. Swanwick pokazuje, jaka jest cena tej przemiany i w jak bardzo plugawy sposób trzeba ją niekiedy płacić. Zdaje się też sugerować, że niektórzy najwyższą cenę płacą zupełnie niepotrzebnie i niejako na własne życzenie. Co jest prawdą o tyle gorzką, że nie mają świadomości przepłacania. Tak dzieje się w przypadku Jane, dziewczynki-podmieńca, która swoje życie ukradła wraz ze smokiem. I jednocześnie wplątała się w sieci przemożnego fatum, pełne nieszczęść i powtarzających się tragedii, nie wiedząc, że może być zupełnie inaczej i lepiej. I nie wiedząc, co zrobić, żeby tak było.
Właśnie – fatum, nieuchronność pewnych rzeczy, również zdaje się fascynować autora. Jak w przypadku Jane, bohaterki „Córki żelaznego smoka”, mamy do czynienia z losem-pajęczą siecią, w którym im więcej się szarpiemy, tym bardziej jesteśmy zaplątani, tak w przypadku Willa ze „Smoków Babel” nieuchronność pewnych zdarzeń to niezbędny element kształtujący osobowość. A może największa różnica polega na tym, że pomimo tego, iż oboje padli ofiarami manipulacji, Willem manipulowały osoby mu życzliwe?
Teraz może przejdziemy od tego, co autor miał na myśli, do tego, co powypisywał. A powypisywał sporo ciekawych rzeczy. Stworzył bowiem świat połączony z naszym (a może będący jedynie jakąś alegorią naszego, występują w nim przecież bardzo znajome marki – zippo, motocykle kawasaki, miasto zwane Wielkim Jabłkiem i posiadające swoją Piątą Aleję; ten trop wydaje się słuszny zwłaszcza w „Smokach Babel”, bo „Córka żelaznego smoka” jest uboga w nawiązania), ale bogaty w tysiące ras mitycznych duszków: driady, nimfy, fauny, krasnoludy i arystokratyczne elfy to tylko najczęściej spotykane z nich. To bogactwo ras jest niemal przytłaczające, a jeśli dodać do tego umiejętne splecenie nowoczesnych technologii z wysoką magią i prostymi urokami, powstaje coś, co albo zachwyca, albo odrzuca (mnie zachwyca).
Swanwick ma bardzo sprawne pióro – potrafi tworzyć niezwykle klimatyczne i przemawiające do wyobraźni scenerie, nie siląc się na udziwnienia czy wygibasy. Pisanie prostym, ale powabnym językiem o rzeczach niezwykłych to rzadka umiejętność – tym bardziej należy ją cenić. Powieści pełne są też erotyki w wydaniu mocno naturalistycznym, dlatego nie polecam ich osobom, którym mogłoby to przeszkadzać.
Komu w takim razie polecam? Osobom, które lubią mocną, ale nie przekombinowana fantastykę. Także tym, które cenią sobie utknięcie mnóstwa „wartości dodanych” w interesującą fabułę i lubią w owych wartościach grzebać. A także wszystkim, którzy tęsknią za czymś wyraźnie odstającym od średniej.
Recenzja dla portalu Insimilion.
Tytuł: Córka żelaznego smoka. Smoki Babel
Autor: Michael Swanwick
Tytuł oryginalny: The Iron Dragon's Daughter. The Dragons of Babel
Tłumacz: Wojciech M. Próchniewicz
Wydawnictwo: MAG
Rok: 2012
Stron: 720
Jestem zdecydowanie za "wartościami dodanymi" i nieustannie ich szukam, a na Swanwicka czekałam od czasu pojawienia się zapowiedzi. Jest już na samym wierzchu sterty "na już"...
OdpowiedzUsuńTo w takim razie czekam na Twoją opinię - ciekawe, czy nam się pokryje.:)
UsuńSapkowski ciągle czeka na mojej półce. Kiedyś pewnie sięgnę po niego :-)
OdpowiedzUsuńSwanwick co prawda różni się od Sapkowskiego, ale nie tak znowu bardzo.;)
UsuńZaciekawiłaś mnie, muszę sięgnąć po tę książkę :) Dopisuję do planowanych.
OdpowiedzUsuńMiło mi:)
UsuńŚwietna recenzja, którą naprawdę mnie skusiłaś. Musze rozejrzeć się za książką :D
OdpowiedzUsuńW takim razie miłej lektury na przyszłość życzę.:)
Usuń